Był sobie chłopiec... Miał kochających rodziców... Kochali go tak bardzo, że prawie w ogóle chłopiec tego nie widział... Chodził do szkoły jak każde siedmio letnie dziecko. Ponad wszystko kochał gwiazdy... Uwielbiał w nie patrzeć wieczorami samotnie na wzgórzu jego ogrodu. Zawsze się uśmiechał się patrząc na te wszystkie konstelacje.. W szkole był gnębiony, ale nawet na to nie zwracał uwagi...
Tak było całą podstawówkę... Na lekcjach nie był rozmowny... Siedział w ostatniej ławce odliczając, ile czasu zostało mu do zobaczenia jego cudów.... Tak było rok po roku, rok po roku.... Nie zyskał przyjaciół ani sympatii... Sąsiedzi nazywali go "dziwakiem", rówieśnicy "szajbusem", matka płakała nad nim, ojciec rozmawiał z nim... Nic nie pomagało. Nie chciał zostawiać swoich skarbów... Odkładał swoje pieniądze na kupno lunety... Kiedy kolejnego wieczoru usiadł na tym samym wzgórzu, tuż pod jego ulubionym drzewem obserwując gwiazdy, ojciec przyszedł zdenerwowany i połamał sprzęt. Chłopak uklękł próbując poskładać szczątki lunety, lecz to nic nie dało. Po jego policzku spłynęła samotna łza....Pewnego razu ojciec poinformował rodzinę o przeprowadzce... Nastolatek się zasmucił, nie chciał opuszczać jedynego szczęścia w jego życiu... Wtedy pierwszy raz postawił się ojcu... Zaczęła się szamotanina. Matka błagała, krzyczała, prosiła, płakała, aby przestali... Wtedy stało się coś, czeho by nikt się nie spodziewał... Ojciec popchnął go na kant stołu... Z głowy chłopaka popłynęła purpurowa ciecz... Widział już tylko rozmazane sylwetki obojga dorosłych...
Sąsiedzi wyglądający wścibsko za firanek i zasłon okien nie zobaczli nastolatka pod drzewem, nie zobaczyli również połamanej lunety... Zobaczyli tylko radiowóz policyjny... W którym siedział płaczący pan Jeon...
Zranił syna... Zabił swoje dziecko...Kilka lat później pod drzewem siedział malec, który również wpatrywał się w gwiazdy... Miał również siedem lat... A nastolatek, który został zamordowany patrzył na chłopca z góry pokazując nowe szlaki gwiazd i komet, pilnując by nie stało mu się to, co kiedyś sam doznał, złamanego serca...