Po tych wszystkich opowieściach, które usłyszał, Hogwart wydał się Albusowi Potterowi po prostu brzydki. Rodzice nieraz opowiadali mu, jak to zaparło im dech w piersiach, gdy ujrzeli ustawiony na klifie zamek. Jemu wydał mu się po prostu przeciętny w porównaniu do takiego na przykład Wersalu. Nawet Zamek krzyżacki w Malborku pod względem architektonicznym sprawiał ciekawsze wrażenie. Ale cóż, czego on wymagał od czarodziei? Dorównania tym śmiesznym mugolom?
Mimo to posłusznie wsiadł do łódki zaraz za Rose. Rozsiadł się na ławce i przymknął oczy, opierając się o kuzynkę. Jego brat biegał po domu i pakował się do późnej nocy, a pociągu również nie miał ani chwili spokoju, dręczony przez ciągłe pojawienia kuzynów.
Usłyszał odgłos uderzenia dwóch par butów butów o pokład. Za nimi usadowili się kolejni uczniowie. Gdy w końcu łódki ruszyły potwornie ślimaczym tempem, pod wodzą kompletnego idioty — Hagrida — Albus ponownie otworzył oczy.
Rose wydawała się zafascynowana widokiem szkoły. Całkowicie znieruchomiała, przyglądając się jej, jakby nie wierzyła, że jest prawdziwa. Westchnął, przypominając sobie, że ostatnio równie mocno wpatrywała się w Narodową Magiczną Bibliotekę Brytyjską.
Rozejrzał się. Większość uczniów zdawała się równie pochłonięta kontemplowaniem zamku, jednak znalazło się kilka wyjątków. Brunetka o zadartym nosie i odrobinę męskim kształcie szczęki kłóciła się z chudym blondynem, obgadywanym na peronie przez państwa Potterów, Scorusem, czy jakoś tak. Ich głosy z początkowego agresywnego szeptu przybierały stopniowo na sile. W końcu dziewczyna o pięknych lokach, wpatrująca się dotychczas w Hogwart, zwróciła im uwagę.
— Cicho bądźcie! Ludzie się gapią! — pisnęła.
Para rozejrzała się. Oczy Scorusa napotkały wzrok Ala i ten zarumienił się.
— Masz rację, skoro Travers jest tak ograniczona, że woli Sępy z Vracy od Strzał z Appleby nie ma sensu się z nią wykłócać.
I odwrócił wzrok, jednak „Travers" nie zamierzała mu dać spokoju. Uniosła się odrobinę, potrząsając głową i czochrając i tak będące w złym stanie włosy. Zamachnęła się, uderzając kolegę pięścią w ramię. Ten złapał za nie z sykiem.
— Aua, skąd masz tyle pary w rękach? — Skrzywił się nieładnie.
Tamta wyszczerzyła się i wzięła kolejny zamach, ale przeszkodziła jej dziewczyna z loczkami. Złapała ją za ramię obiema dłońmi i zaczęły się szarpać, aż w końcu jedna z nich potknęła się i obie wypadły za burtę.
„Travers" roześmiała się, ta druga pisnęła, Scorus rechotał, a reszta chichotała. Rose pokręciła głową z politowaniem na ten widok, jednak Albus dobrze się bawił. Hagrid zatrzymał łodzie i z pomocą olbrzymich macek, należących według Jamesa i Freda do Wielkiej Kałamarnicy z jeziora. Dziewczyny z obrzydzeniem dały się wsadzić do łodzi, jednak cały czas w ich oczach widniały wesołe iskierki.
Reszta drogi minęła spokojnie. Nikt nie wspominał o Sępach i Strzałach, a Al pogrążył się w myślach. Czego to ludzie nie byli w stanie zrobić przez quidditch? Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego kuzyni potrafili godzinami kłócić się o najepsze drużyny. Przecież zawodnicy tylko latali w kółko na miotłach, a szybszy był ten z lepszym sprzętem. Rzucali też do siebie kaflem, ale to nie miało znaczenia. Niemal zawsze wygrywał ten, kto złapał znicz, albo szukający był idiotą i zapewniał sobie porażkę, a i tak ciężko przegrywać ponad stoma pięćdziesięcioma punktami. Idiotyzm.
Gdy dotarli do zamku po kilku minutach kulenia się w niewygodnej pozycji, gdy tym samym powolnym tempem przepływali wilgotnym, tajnym wejściem, Albus miał już dość łodzi do końca życia. I dość Hagrida, który ciągle powtarzał tym niepoprawnym językiem:
YOU ARE READING
Albus Severus Potter
FanfictionHarry Potter zapewnił syna, że dom w Hogwarcie nie ma znaczenia, jednak zależy dla kogo. Albus trafia do Slytherinu, gdzie przywitany jest nadzwyczaj ciepło, jednak jak to wpłynie na jego relacje z rodziną? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem...