●1●

21 0 0
                                    

- Dzień dobry uczniowie. Z racji tego, że pani Wonderline jest na zwolnieniu chorobowym, na zastępstwo przez około 2 miesiące, będzie u was pan Franklin. Mam nadzieję, że nie sprawi to wam dodatkowych kłopotów. Miłego dnia. - powiedziała co chciała. Dyrektor Mrs. Beatice. Myśli, że wszystko jej wolno. Jak ja jej nie cierpię!! Uh.. Mam ogromne nadzieje, co do tego nowego, bo tamta Wonderline przyprawiała mnie o odruchy wymiotne.

- Cześć, Lucy! - ktoś krzyknął mi za plecami. 

- Och, nie strasz mnie Jacob. Wiesz, że mam teraz ogromne problemy, a ty jeszcze mnie straszysz. Czego chcesz?! - odkrzyknęłam. Wszyscy chcą ode mnie czegoś, a jak już ja chcę pomocy, to nagle nikogo nie ma. HELP!!

- Masz zadanie 5 ze strony 152 z matmy? - spytał.

- Taa.. - odchrząknęłam z oburzeniem. Jak zwykle. Nic poważnego, tylko zadanie.

- Dasz? - nawet mnie nie poprosił! Ha! Niech nie myśli, że mu dam.

- Spadaj. Ostatnio jak cię prosiłam o pomoc, olałeś mnie mówiąc "To nie moja sprawa, radź sobie sama". Także ten, radź sobie sam. - powiedziałam zabierając książki z szafki i odeszłam z trzaskiem. 

Wszyscy ostatnio mnie denerwują. Każdemu przeszkadzam. W domu dzieją się dziwne rzeczy. Ostatnio zmarł mi tata, przez co czuje kogoś obecność w domu. Macocha popadła w alkoholizm, a brat zaczął ćpać. Dziadkowie nie żyją, a wszyscy mnie tylko irytują. Żadnej pomocy z ich strony, mimo wielu próśb. Tak sobie myślę, czy czasem stąd nie odejść.

- Lucy Admins proszona do gabinetu dyrektora. - przez głośnik wydobył się straszliwy jęk. Cholera, czego to oni jeszcze nie wymyślą. Co ja znowu zrobiłam? 

- Jestem. - odparłam. 

- Słyszałam o twojej sytuacji w domu. Moglibyśmy ci jakoś pomóc? - Powiedziała z żałosnym uśmiechem na twarzy. 

- Nie. Do widzenia. - rzekłam i wyszłam z gabinetu. Czego oni nie rozumieją? J A   N I E   C H C Ę   P O M O C Y. Chcę być z tym sama. W sumie to bez różnicy, zawsze byłam sama. I zawsze będę sama. I dobrze. Nienawidzę ludzi. Ludzie to potwory. Niech znikną z mojego życia.

Na zawsze.

Och, pierwsza lekcja z Franklinem, czy jak mu tam. Na pierwszy rzut oka wydaje się spoko. Ale ciuchy to mógłby zmienić. Spodnie a'la dzwony i rozciągnięty sweter nie są na topie. Wygląda jak jakiś menel. Ale widać, że biedny to mu się pracy w szkole zachciało szukać.

- Witajcie kochani uczniowie. Nazywam się Ben Franklin i będę was uczyć matematyki. Nie jestem wymagającą osobą, także nie bójcie się niezapowiedzianych kartkówek albo długich zadań domowych. - powiedział. W sumie, wydaje się ciekawy. -  Na dzisiejszej lekcji poznamy sinusy i cosinusy. 

- Mieliśmy to niedawno. - Krzyknęła Jessie. Szmata. Nienawidzę jej tak bardzo, jak Beatice, Wonderline i wszyscy z mojego życia razem wzięci. Ubiera się jak panna spod latarni, w dodatku uważa się za jakąś księżniczkę. 

Franklin wstał i podszedł do niej.

- Jeśli mieliście, to utrwalicie sobie wiadomości. Nigdy nie podważaj mojego zdania, słońce. - burknął. Aha, czyli pierwsze wrażenie nie znaczy o osobowości. Wydawał się miły, a jest wredniejszy niż ja. Nie no, żartuję.

- Jasne profesorku. - odezwała się arogancko Jessie. 

- Dość tego. Wstań i przeproś. No już! - kurde, krzyczy głośniej niż Beatice na Jacoba, jak zniszczy toaletę. 

- Przepraszam. - Powiedziała to takim tonem, jak przedszkolak. Potem zaczęła się śmiać. 

- Dobrze, w takim razie opowiemy  sobie kilka słów o sinusach, potem wykonamy kilka zadań. - Rzekł Franklin. Nie minęło może 5 minut, a ja już mam go dość. A gdzie tu przez 2 miesiące słuchać jego biadolenia. Szczerze, wolałam Wonderline. No ale cóż, jakoś przeżyję.. Jak dożyję.. Heh..

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 22, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

LucyWhere stories live. Discover now