Prolog

2.1K 88 2
                                    

Rozdział po korekcie.

-

Ostry ból wypełnił moje całe ciało. Chciałam krzyczeć, nie, wrzeszczeć z bólu. Powoli otworzyłam oczy i usiadłam.

Jak zwykle znajdowałam się w małym pomieszczeniu. Stary materac przy ścianie, umywalka w kącie i toaleta obok. Jedna, ledwo świecąca żarówka na suficie.

Westchnęłam i mimo paraliżującego bólu, wstałam z materaca i podeszłam do lustra, który znajdował się nad zlewem i spojrzałam na siebie. Moje zazwyczaj jasne, niebieskie oczy były przyćmione fioletową mgłą. Opuściłam wzrok i skupiłam się na rękach. Przez skórę widać było żyły, które poświtywały także kolorem fioletowym. Rażąco odznaczały się na mojej bladej skórze. Odkręciłam kran z zimną, wręcz lodowatą wodą i obmyłam nią twarz. Oddychałam ciężko z nadzieją, że chociaż trochę uśmierzy to mój ból.

Nie trwało to długo. Chwile później usłyszałam głośny alarm. Podniosłam głowę i w tym samym momencie coś walnęło w drzwi do pokoju. Automatycznie cofnęłam się o dwa kroki i przygotowałam się na atak. Wokół moich rąk pojawiła się dobrze mi znana, fioletowa energia. Mimo bólu, jaki czułam, podeszłam  do drzwi i z zaskoczeniem odkryłam, że były lekko uchylone. Wychyliłam głowę za nie i zobaczyłam, jak wielu żołnierzy biegnie w stronę wyjścia.

To moja szansa.

Przyjrzałam się dokładnie mężczyznom, zwłaszcza ich strojom, i dzięki swoim zdolnościom, upodobniłam się do nich. Wyszłam pewna siebie i podążałam za nimi.

Tyle lat czekania na dobry moment. Tyle lat.

Starałam się zachowywać normalnie, czyli tak, jak ci żołnierze, aby nie wzbudzić podejrzeń. Nie było to ciężkie, gdyż jedyne co oni robili, to biegli lekkim truchtem w nieznanym mi kierunku. Do momentu. Po chwili już wiedziałam gdzie się kierujemy.

Na zewnątrz.

Moje serce podskoczyło radośnie, a adrenalina zachęciła moje nogi do przyspieszenia. Nie zrobiłam tego oczywiście, co poskutkowało trzęsącymi się rękoma. Któryś z żołnierzy otworzył drzwi. Wszędzie panował chaos. Nie jestem do końca pewna, dlaczego, i czemu żołnierze idą na dwór z przygotowaną bronią w rękach. Ale nie obchodziło mnie to.

Powinno.

Usłyszałam w głowie głos doskonale mi znany. Rozkojarzyłam się, przez co Wanda miała doskonały dostęp do moich myśli. Niezauważalnie przekręciłam oczami, chociaż wiem, że niewiele widać przez hełm, jaki miałam na głowie.

Nie zatrzymywałam się, mimo poczucia, że ktoś mnie obserwuje. Oczywiście domyśliłam się, że była to Wanda. Jednak kiedy byłam już blisko wyjścia, poczułam jeszcze mocniejszy ból w moich nogach. Niemalże krzyknęłam, kiedy moje nogi przestały mnie słuchać i poszły w stronę brązowowłosej. Na szczęście zrobiła to dyskretnie i nie wyglądało to podejrzanie.

- Gdzieś się wybierasz? - powiedziała z uśmieszkiem na twarzy, który z chęcią bym jej zdarła mocnym ciosem.
- Puść mnie. - rozkazałam, mimo że wiedziałam, iż nie posłucha. Westchnęłam. Nigdy z Wandą nie miałam dobrych relacji, o wiele lepsze miałam z jej bliźniakiem. Nie polubiłyśmy się. Kiedy przyszła tutaj z własnej woli, co nadal niezmiernie mnie dziwi, już wiedziałam, że raczej nie zostaniemy przyjaciółkami. - Wanda, proszę, to jest moja jedyna szansa. Całe życie tu spędziłam, daj mi uciec. Zostaw mnie i po prostu daj mi odejść. - powiedziałam pewna siebie. Nie wiem czy do niej to dotarło.

Spróbowałam zablokować swój umysł. Niestety byłam osłabiona na tyle, że nie dałam rady odciąć się od niej. Odetchnęłam i spróbowałam jeszcze raz.

Watercolor eyes | korektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz