Prolog, czyli kto do diabla siedzi w kawiarni w taką pogodę?!

4 0 0
                                    


Kawiarnia na ulicy Zielonej, zwykle tętniąca życiem, dziś wydawała się dziwnie opustoszała.

Być może było to za sprawą kapryśnej pogody, zmieniającej się jak w kalejdoskopie, a może to właśnie dziś nastąpił ten niezwykły dzień w którym każdy mieszkaniec Amsterdamu jak za namową, postanowił nie wychodzić z domu. 
Tak czy inaczej, Lotte nie zamierzała narzekać, choć i jej udzielił się lekko melancholijny nastrój.
Ostatni raz obrzuciła kawiarnie znudzonym spojrzeniem, by wrócić do czytanej lektury. 
Lektury którą ktoś właśnie bezczelnie jej przerwał, trzaskając drzwiami.

– Lotte van Rijn. – zabrzmiał dość dźwięczn, choć głęboki głos – Moja ulubiona niedoszła samobójczyni.

Nie uniosła wzroku znad książki, zaszczycenie go nim było czymś zbyt ekstrawaganckim, a dziś obojga z nich nie było na to stać.

– Ruben. – mruknęła na przywitanie, przewracając ostentacyjnie stronę.

Ruben był... lekkomyślnym, apodyktycznym dzieciakiem z narcystycznymi zaburzeniami  osobowości. A przynajmniej tak głosiły napisy na psychotropach które brał. Lotte jednak wątpiła w ich poprawność, głównie dlatego że Ruben żywił do niej jakiś dziwny rodzaj zażyłości, a przecież nie była nikim więcej niż dysfunkcyjny strzępkiem poprawności społecznej.
Chyba właśnie z tego powodu nienawidziła definiować ludzi, bo nawet choroby psychiczne nie potrafiły poprawnie stwierdzić kto kim jest.
 
Był jej najlepszym przyjacielem, to było pewne, jedynym przyjacielem, nie licząc jej łysego i zdecydowanie nadwrażliwego kota – Absurd'a.
Absurd sam w sobie mógłby być świetnym kompanem, gdyby nie jego częste zmiany humoru i częste, niesamowicie głośne miauknięcia, których powodu nie znał nawet ich wykonawca.

Wstała, zatrzaskując książkę, trzy łyżeczki Van Nelle Koffie i mleko, zawsze z mlekiem. Ten skład był niemal tak niezmienny jak sam Ruben.

Kawa dla Holendrów była niczym stereotypowa herbata dla Anglików, pomijając jednak to że Holendrzy naprawdę lubili ją pić. Dzień bez kawy był dniem straconym. Być może właśnie w ten sposób ludzie poprawiali sobie humor. Lotte lubila myśleć że właśnie dzięki niej jeszcze kompletnie nie zwariowała, choć z pewnością była tego blisko.

– Chciałabym się w końcu obudzić – wymamrotała, parząc kawę – Nie, nie w takim sensie, Ruben. Mam na myśli coś bardziej metaforycznego. Chcę wreszcie poznać sens życia i wyrwać się z tego koszmaru w którym nie odróżniam mary od jawy. A zresztą, co za różnica, obie są straszne. – wyjaśniła, gdy ten już otwierał usta żeby zaprzeczyć

– W sensie, co jeśli po prostu nie potrafimy się obudzić? Odróżnić prawdę od nieudolnej iluzji? – dodała, podając mu jego kawę

Westchnął, posyłając jej zmęczone spojrzenie, ciemne loki opadły mu na czoło gdy pokręcił głową z dezaprobatą. Był dziś dziwnie przytłumiony, zupełnie jakby przedawkował leki nasenne po nieprzespaniu kilku nocek.

– Poznałem kogoś – oznajmił, odkładając z hukiem filiżankę na blat.

Fakt że kompletnie zignorował to co przed chwilą powiedziała nie był niczym nowym, jednak i tak lekko ją zirytował, a przynajmniej do momentu gdy dotarł do niej sens jego słów.

Lotte poraz pierwszy tego dnia uraczyła go spojrzeniem, i to nie byle jakim, pełnym zmieszania, zaskoczenia i nikłej kpiny.

– Kto jest tym szczęściarzem? – zakpiła, przeszukując szafki w poszukiwaniu ciasteczek z belgijską czekoladą.

– Fin. – mruknął, rozglądając się konspiracyjnie po niemal pustej kawiarni.

Jedyną osobą która okazała się natyle szalona, niewliczając Rubena, by wyjść na taką pogodę z domu okazała się kobieta w średnim wieku, ale i ona zdawała się dziwnie otępiała, nie zamawiając nic prócz czarnej, gorzkiej kawy, spędziła kilka godzin na zapisywaniu czegoś w dzienniku. Lotte doszła do wniosku że była pisarką, ale Bóg jeden wie o czym pisała w pogodę taką jak ta.

– Fin jest... taki jak my. Czyli posrany. – dokończył.

– Świetnie, kolejny czubek. – uśmiechnęła się pod nosem.

Nie wiedziała kim był Fin, ale znała Rubena i jego dziwne fascynacje w autodestrukcji. Być może więc Fin naprawdę był jednym z nich, kimś wyjątkowo destrukcyjnym.
Pytanie brzmiało tylko, co go zniszczyło i dlaczego Ruben był przekonany że Lotte ma ochotę się o tym przekonać.

Zamknęła na chwile oczy, a w jej głowie zagościło wyjątkowo natrętne pytanie.

Co zniszczyło Finna?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 03, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Sick MindWhere stories live. Discover now