Nowy Jork, 12 grudnia 1998 r.
W jednym z Nowojorskich szpitali na świat przychodzi maleńki wcześniak, a dokładniej dziewczynka, której rodzice dali na imię Destiny. Była malutka i bezradna, a jej matka podjęła decyzję o porzuceniu jej. Odeszła a wraz z nią nadzieja dla Destiny na normalne rodzinne życie. Matka opuściła ją, wypisała się ze szpitala jeszcze tego samego dnia, którego urodziła. Ojciec? dla niego praca i kochanka były ważniejsze niż narodziny dziecka. Smutna, szara rzeczywistość polskich emigrantów, którzy pojechali, by gonić swój amerykański sen i wielką fortunę, w zamian doczekali się swoich wzajemnych zdrad i rozpadu ich pięknego małżeństwa, mieli bowiem przetrwać wszystko, to obiecywali sobie 5 lat temu, przed ołtarzem i rodzinami. Niestety wielka Ameryka przyniosła im same smutki, ale nie było odwrotu, musieli tam żyć, zrzekli się polskiego obywatelstwa. Nie mieli gdzie wrócić.
Zaznaczyć trzeba, że matka Destiny nałogowo faszeruje się narkotykami od roku, bo nie wytrzymywała myśli, że jest zdradzana, chociaż i ona nie była dłużna. Gdy brakuje jej prochów jest w stanie oddać się za nie...
17 lutego 1999 r. Gdy Destiny jest w stanie już samodzielnie funkcjonować zostaje zabrana do domu dziecka, gdzie powoli rośnie wraz innymi maluchami.
Kilka lat później, nadal jest w domu dziecka i ma już 5 lat, większość jej współlokatorek znalazły domy, gdy miały po kilka miesięcy, Destiny jednak nie. Malutka blondynka krzątała się po domu poszukując chętnych do zabawy, jednak ten dom charakteryzował się tym, że dzieci zostawały w nim do około 1 roku życia, czasami drugiego, później były przenoszone do ośrodków dla starszych dzieci. Destiny jednak miała w swoich niebieskich oczach coś co wywoływało słabość u opiekunek i nie potrafiły się z nią rozstać, jednakże wiedziały, że przyjdzie w końcu odgórne pismo, by przekazać małą do ośrodka.
Niechciany dzień nadszedł wiosną 2003 roku, kierownik ośrodka dla osieroconych dzieci przyjechała po małą blondynkę. Mała płakała, bała się nieznanego. Tutaj opiekunki były dla niej jak matki, wszystkie bardzo się z nią zżyły, czasami pozwalały sobie na zabieranie jej do własnych domów lub na spacer. Mała została na siłę wyrwana z objęć opiekunek, szlochając została zaniesiona do samochodu. Odjechała, a w domu zapanowała odczuwalna pustka pomimo kilkunastu maleństw.
Destiny siedziała na miejscu obok kierowniczki, była skrajnie zapłakana i zdezorientowana, ściskała małego różowego króliczka, którego dostała od Melanie- jednej z opiekunek. "Nie martw się skarbie, będzie dobrze. Jutro nawet nasz ośrodek idzie na wycieczkę, załapiesz się" próbowała pocieszyć ją Agnes - Kobieta po 30, która kierowała pojazdem, była również wychowawcą w ośrodku. Destiny spojrzała na nią bystrym wzrokiem, jakby chciała zapamiętać wygląd kobiety, która była do niej wyraźnie pozytywnie nastawiona. Mała powoli uspokoiła się i nie szlochała tak bardzo, zanim dojechały z Nowego Jorku do Vermont minęły ponad 4 godziny i zmęczona Destiny zasnęła. Gdy dojechały było już późno, dlatego Ages zaniosła małą do przygotowanego dla niej łóżka w 4 osobowym pokoju. Mała będzie mieszkała z 3 dziewczynkami w jej wieku.
Agnes miała nadzieje, że małej poprawi humor jutrzejsza wycieczka, sama też niecierpliwie wyczekiwała jutrzejszego dnia by zobaczyć uśmiechnięte buzie swoich podopiecznych...
CZYTASZ
"Between my worlds"
Short StoryMała dziewczynka trafia w ręce dość nietypowych artystów, czy się tam odnalazła? zajrzyjcie sami :)