Na ten dzień czekał cały ich rocznik, a nawet całe grono pedagogiczne. Po tylu ciężkich latach Huncwoci opuszczali mury Hogwartu, by stawić czoła dorosłemu życiu.
- Rogaś! - Krzyknął młody mężczyzna biegnąc na Pottera z siłą kuli armatniej. - Ratuj! - Black schował się za plecami przyjaciela, gdy chwilę potem zza zakrętu wyskoczyła wściekła Puchonka cała w czekoladzie, na co wskazywał zapach niosący się po całym korytarzu. James zaśmiał się na ten widok i bardzo skrzętnie chował za sobą Syriusza, który dławił się własną śliną nie chcąc wybuchnąć w tak kluczowym momencie.
- Potter. Przekaż swojemu przyjacielowi, że jak tylko go dorwę to pożałuje, że w ogóle się urodził.- Słodko dzisiaj wyglądasz. - Skomentował jej wygląd czym jeszcze bardziej ją rozjuszył. Dziewczyna jednak nauczona nie wdawać się w polemikę, odeszła wściekła wpadając na Remusa, który domyślił się czyją winą jest stan uczennicy.
- Cześć, spakowani? - Zapytał przyjaciół, bez problemu zauważając czarną czuprynę wystającą zza ramienia Rogacza.
- Tak.
- Prawie.
- Czego ja się mogłem spodziewać? - W jego głosie dało się usłyszeć rozbawienie zachowaniem Łapy. W głębi swojego wilkołaczego serduszka miał nadzieję, że jego przyjaciel się nigdy nie zmieni, a on sam będzie mógł na to patrzeć. Najlepiej w jakiejś ładnej okolicy, przy lesie, koniecznie z jeziorem. - Pomóc Ci, czy sam sobie poradzisz?- Zostało mi kilka drobiazgów.
- Wszędzie was szukałam. - Do rozmowy dołączyła Lily, oparła się o ramię swojego ukochanego, który zapatrzony w nią stracił kontakt ze światem. - Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
- Wiesz, że ja tak łatwo wam nie odpuszczę. Muszę w końcu być obecny przy wychowywaniu nowego pokolenia Potterów.
- Syriuszu, nie ładnie jest grozić przyjaciołom. - Lunatyk był niepozorny, ale gdy przychodziło co do czego, nawet riposty Rogacza nie dorównywały jego przytykom.- Ranisz mnie, Remi.
- Prawda boli.
- Syriuszu, nie obraź się, ale nie chcę, żebyś zepsuł mi dzieci. Wystarczy, że miałeś duży wpływ na tego tutaj.- Lily, przykro mi, ale twoje dzieci będą miały na nazwisko Potter, na nie już będzie za późno.
- Coś ty powiedział o moich dzieciach, kundlu? - Nikt nawet nie zauważył jak dwoje najlepszych przyjaciół wylądowali na podłodze przewalając się jeden na drugiego.
- Spokój. - Rozległ się głos Pani Profesor McGonagall. - Panowie, jest ostatni dzień roku szkolnego, chyba nie chcecie narazić domu na stratę pucharu.
- Ale on obraził moje dzieci.- Został Pan ojcem, Panie Potter? - Zdziwienie na twarzy kobiety było niewyobrażalne.
- Chodzi o hipotetyczne potomstwo, Pani Profesor. - Wytłumaczył Lupin wyraźnie rozbawiony zachowaniem pozostałej dwójki.
- Pozostawię to bez komentarza, jednak proszę o nie polerowanie podłogi szkolnymi szatami, zwłaszcza, gdy dalej macie je na sobie. - Zmuszeni wstali z podłogi i zapominając o sporze zaczęli śmiać się, gdy tylko zostali sami.
- Ja muszę chyba jeszcze przemyśleć, czy chcę w to brnąć. - Westchnęła rudowłosa z kącikiem ust uniesionym ku górze.- Luniu, pomożesz mi jednak? Będzie szybciej.
- Jasne. Spotkamy się w Wielkiej Sali. - Rzucił do zakochanych i wraz z Syriuszem udali się do ich dormitorium. Po raz ostatni w tym roku i po raz ostatni w ogóle.
- Luniu. Chyba musimy o czymś porozmawiać.
- Na prawdę, nie ma o czym. Dziękuję, za to co wtedy zrobiłeś, ale możesz o tym zapomnieć.
- Ale ja nie chcę zapominać. - Oczy wilkołaka otworzyły się szeroko na skutek nie małego szoku.
- Nie rozmawiajmy o tym na korytarzu. - Cała droga minęła w absolutnej ciszy, a w głowie każdego z nich kołatało się miliony myśli. Kiedy w końcu dotarli do sypialni Lunatyk stanął na środku z założonymi rękami. - Łapo. To co się stało, nie powinno mieć miejsca. Nie byłem wtedy w pełni poczytalny, oboje nie byliśmy.
- Wypiliśmy po dwie szklanki, byliśmy praktycznie trzeźwi. I chcę, żebyś wiedział, że tego nie żałuję.
- Pragnę Ci przypomnieć, że byłem wtedy na skraju załamania nerwowego, trzy dni przed pełnią. Ja byłem niepoczytalny. - Nerwowe tłumaczenia Remusa zdawały się nie docierać do przyjaciela. - Zapomnij o tym, proszę. - Black na te słowa roześmiał się cicho. - To nie jest zabawne.- Oczywiście, że nie. To jest żałosne. Każdy aspekt naszej znajomości jest żałosny. Ja jestem żałosny. Wiesz dlaczego? Bo przez tyle lat myślałem, że między nami jest tylko przyjaźń i robiłem wszystko co mogłem, żeby to sobie wmówić. A potem przyszedłeś ty! Cały zapłakany, a ja nie potrafiłem Ci odmówić. - Głos Syriusza zdawał się być spokojny, lecz były to tylko pozory. - Nigdy nie potrafiłem.
- Przepraszam.
- Niby za co? To nie twoja wina. - Dzieliło ich nie więcej niż dwa metry, dla jednego było to za daleko, dla drugiego wciąż za blisko. - To ja jestem naiwny.
- Syriuszu. - Nie wiedział co chce dalej powiedzieć. Po prostu chciał przerwać przyjacielowi nim powie coś czego oboje będą żałować. - Ja. Ja po prostu... Wtedy chciałem być przy tobie i... Ale teraz chciałbym cofnąć czas. Chciałbym, żeby to się nigdy nie stało. - To było zdecydowanie za dużo dla bruneta. Zacisnął pięści na szacie i spojrzał w miodowe oczy przesiąknięte strachem i niepewnością.
- Po prostu powiedz mi, że nie chcesz mnie już więcej widzieć.- Przecież wiesz, że ty i chłopaki jesteście dla mnie jak rodzina, nigdy Ci tego nie powiem. - Nastała długa bolesna cisza, która sprawiała, że włos jeżył się na całym ciele. Mijały długie minuty nim brunet postanowił przerwać tą udrękę.
- W takim razie zapomnę. Znowu będę udawał, że nic do Ciebie nie czuję, tylko mam do Ciebie jedną prośbę. - Remus czekał na słowa, które nie nadeszły. Zamiast tego Syriusz podszedł do niego i zbliżył się na odległość nie większą niż dwa cale. Słowa były zbędne. Remus spuścił wzrok nic nie mówiąc, co było dla Łapy równe zgodzie. Położył dłoń na policzku przyjaciela i delikatnie pocałował jego usta. To miało być pożegnanie upragnionego ciepła. Gdy odsunął się o krok wilkołak natychmiast rzucił mu się na szyję.
- Syriuszu. - Szepnął zaciskając palce na ubraniu bruneta.
- Spokojnie mój wilczku. - Pogłaskał go delikatnie po plecach nie bardzo pojmując sytuację.- Czy to co mówiłeś to prawda?
- Wszystko. - Odpowiedź nie nadeszła co zmartwiło Łapę na tyle by odsunąć się od Lunatyka na odległość ramion. Oczy miał zeszklone, a poliki czerwone.
- Daj mi czas. - Powiedział odsuwając się w kierunku drzwi, za którymi po chwili zniknął.
***** ***
Słońce świeciło jaśniej niż do tej pory. Gdyby nie cień chroniący przed nadmiernym upałem i szklanka zimnej lemoniady w ręku ten dzień przypominałby koszmar, niżeli wakacje.Black wpatrywał się w łodzie na horyzoncie podczas jednej z samotnych wycieczek, by dać parze trochę prywatności. Miesiąc wcześniej James oświadczył się Lily na środku wielkiej sali, a ona zgodziła się wyzywając go od idiotów. Emocje dalej z nich nie opadły.
Syriusz każdego dnia spędzonym w domku wypoczynkowym żałował, że się wtedy odezwał. Mógł siedzieć cicho i dalej mieć przy sobie swojego wilczka.
- Mogę się dosiąść? - Zapytał znajomy głos.
- Remi? - Black natychmiast podniósł się z ziemi upuszczając szklankę.
- Potrzebowałem czasu, żeby to przetrawić. - Zaczął niepewnie. - I chyba już to przetrawiłem. Syriuszu, nie mogę Ci obiecać zbyt wiele, bo dalej nie wiem co się właściwie dzieje, ale nie żałuję tego co się wtedy stało i nie żałuję tego jak pożegnaliśmy się w dormitorium. Chciałbym przeżyć z tobą jeszcze wiele chwil, których nie będę żałował. - Syriusz nie wierzył w to co słyszy.- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim wilczkiem?
- Syriuszu, bądź przez chwilę poważny. - Lupin doskonale wiedział, że kieruje tę prośbę na marne.
Syriusz aż kipiał z radości mogąc uściskać Remusa bez wmawiania sobie i innym, że to nic nie znaczy. Znaczyło. Tym bardziej, że nie musiał się również powstrzymywać z pocałunkami. Tymi większymi, gdy pragnął Remusa ponad wszystko i tymi mniejszymi, gdy chciał okazać uczucie, bądź po prostu rozpieszczać go czym się tylko dało. Na swoje nieszczęście związał się z człowiekiem, któremu nie potrafił odmówić.
CZYTASZ
Wolfstar. Koniec bywa początkiem
FanfictionMiniaturka/one-shot. Koniec roku szkolnego. Remus i Syriusz nie wiedzą na czym stoją, więc postanawiają przeprowadzić poważną rozmowę.