-Zaraz naprawdę cię uderzę!-wrzasnęła i splunęła krwią na śnieg pod stopami.
Atmosfera i pogoda były okropnie nieprzyjemne, szczególnie dlatego, że po raz pierwszy siebie nawzajem niszczyli. Temperatura, opady i okoliczności jakoś nie współgrały ze sobą tak samo jak ta zakochana dwójka. Byli ranni i prawie martwi w środku, ale dzielnie oddawali ciosy i cięte riposty, których z każdą chwilą przybywało coraz więcej, zupełnie tak jak białego proszku z nieba i czarnych chmur z oddali.
-Śmiało Biedroneczko, widzę, że z każdą minutą coraz bardziej cię nakręcam-uśmiechając się szeroko rozmasował pulsujący bólem łokieć.
-No oczywiście, bo to jest teraz akurat.. ugh! Z każdą minutą coraz bardziej się zastanawiam dlaczego tak po prostu pozwoliłeś przejąć nad sobą władzę tak popapranemu człowiekowi jak on!-strzeliła jojem w jego kierunku, lecz ten zdążył paść na obkuty lodem dach, asekurując się jednocześnie potłuczonym ramieniem.
-Nie obrażaj mojego ojca kochanie, powinnaś zmienić nawyki w swoim pięknym, niewyparzonym języku-wstał i próbował nie spaść z dachu.
Chętnie by go ugryzł.
-A ty powinieneś zmienić swoje zainteresowania, maltretowanie Paryża zostaw swojemu tacie, Adrien-zmroziła go wzrokiem, a policzki od zimna, lub jej przeszywającego spojrzenia zaczęły go nieprzyjemnie szczypać.
-Biedroneczko, my się chyba nie zrozumieliśmy-oparł się na swoim kiju i przymknął na chwilę oczy.
Wzmocniła uścisk dłoni na płaskim krążku w kropki i cisnęła prosto w niego robiąc krok do przodu. Przerażony niespodziewanym uderzeniem zacisnął powieki i dotknął swojej zmarzniętej żuchwy. Wyprostował się i mocno zagryzł spuchniętą wargę z której zaczął sączyć się strumyk ciepłej krwi.
-Zaraz będzie po wszystkim-cofnęła się wracając do poprzedniego miejsca, poprawiła szybko kucyki i zdmuchnęła grzywkę lecącą jej na twarz.
-Ty suko, to się nie skończy.
-Nie jestem suką-zacisnęła pięści i próbowała zachować spokój.
-Oczywiście, że jesteś Biedronko, powiem więcej, jesteś skończoną kretynką nie znającą definicji słów ''wierność w miłości''-zarechotał i czekał na jej najmniejszy ruch i reakcję.
-Ty za to nie znasz definicji słowa ''miłość'' palancie!-przejechał palcem po wardze i starł dłonią czerwoną ciecz.
-Tak się zachowuje zakochany chłopak?! Nie wiedziałam, że płeć przeciwna tak wyraża swoje uczucia tleniona modelko! Co się stało?! Dlaczego byłeś na tyle napełniony negatywnymi emocjami, żeby tak łatwo się opętać?! -uniosła dłonie ku górze w geście poirytowania, o on chwycił kij i oskarżycielko wyciągnął go w jej kierunku.
-Pocałowałaś go! Dziś! Widziałem! Piekłem z twoim ojcem rogale i zauważyłem cię przez okno. Myślałaś, że się nie dowiem o twoim romansie z tym pedałem?!-wrzasnął.
-Opanuj się! Nikogo dziś nie całowałam!- krzyknęła jeszcze głośniej. Zaplątała swoje jojo wokół jego broni wystawionej w jej kierunku i pociągnęła za nią.
-Naprawdę myślisz, że...że pozwoliłbym ci się spotykać z innymi, po tym jak mnie załatwiłaś?-próbując złapać oddech ledwo wypluł te słowa, ale wyrwał kij spod jej linki i oparł się o komin przy tym ciężko oddychając.
-Nigdy cię nie zdradziłam. Wmawiasz i mi i sobie niestworzone historie które nigdy nie będą miały miejsca! To on mnie pocałował, a ja natychmiast zainterweniowałam dla twojej świadomości-tupnęła nogą i dodała- ty idioto, nigdy cię nie zdradziłam!
-Puszczalska.
-Ja? Że ja niby jestem puszczalska? Słuchasz mnie w ogóle?!-westchnął podniecony jej postawą i sarkastyczny uśmiech wpełznął na jego lepkie od krwi usta.
-Jak ja cię kocham, kropkowata brzydulo, wiesz o tym?-również poprawił włosy i tym razem bez przymykania oczu oddał jej metalowym prętem prosto w pierś, na co jęknęła głośno z bólu i i zagryzła zęby.
-Jak śmiesz!-warknęła oburzona i ruszyła z niemałą prędkością w jego kierunku wydając z siebie głośny ryk.
-Jakoś daje radę-jad w jego głosie kompletnie wyprowadził ją z równowagi i kiedy już w niego wbiegła zaczęła szarpać jego blond kosmyki, które kiedyś z taką troską głaskała.
Natychmiast próbował ją obezwładnić, a kiedy nadarzyła się okazja złapał za jojo i odrzucił gdzieś w kąt. Brutalnie wbił pazury w biodra dziewczyny przez co z jej ust wydobył się pisk. Słysząc go usatysfakcjonowany popchnął dziewczynę w lateksie na obkuty lodem dach. Ból przeszył ją do kości.
-Marinette, kochanie, daj mi te przeklęte kolczyki-rysy jego delikatnej twarzy tworzyły coraz poważniejszą minę, a maska została obramowana kolejną, tyle, że fioletową na kształt przypominającą motyla.
W pare godzin zdążyła już przywyknąć do tego oziębłego i kpiarskiego chłopaka, którego tak kochała. Nie rozumiała tylko dlaczego nie mogła sobie dać rady z akumą. Była w pierścieniu, ale za żadne skarby kot nie dawał jej do niego dostępu. A najgorsze było to, że mimo opętania akumy gadał i gadał bez przerwy! Inni złoczyńcy skupiali się bardziej na swojej robocie.
-Nie, daj mi ten pierścień-odetchnęła głęboko, uwolniła się i strzeliła mu łokciem w szyję.
Wymierzył jej cios między żebra, oddała mocnym kopem w miejsce w które się nie kopie, zacisnął jej szyję, tak, ze zrobiła się blada.
-Adrien, puść mnie!
-Marinette, kolczyki! Kolczyki! Daj mi te kolczyki!
Chwycił i ścisną jej nadgarstki. Skupiła się na oczach, patrzyła się w oczy, biały lateks i różowe opętane oczy. Wydychanie powietrza sprawiało mu niesamowitą trudność, nie mógł się opamiętać. Zrobili przerwę w wirowaniu. W tańczeniu.
On również skupił się na jej oczach, fiołkowe, fiołkowe, zaszklone czyste tęczówki. Patrzył na ledwo widoczne piegi, na brak uśmiechu. Na swoje szczęście. Miało ochotę wyrwać wszystkie granatowe kudły z jej delikatnej główki. Oberwać ją ze skóry. Zniszczyć.Spojrzał jeszcze raz na jedno z najsilniejszych mirakuli we wszechświecie i zadrżał przed fiołkami. Zagryzł zęby, język policzki, znowu ciężko oddychał. Fiołkowe. Fioletowa maska.
-Kotku, jest dobrze-wyciągnęła dłoń z uścisku i ulokowała ją na zmarzniętym policzku, gładząc rozciętą twarz kciukiem prawej dłoni-Adrien, już dobrze.
Jego zlepione usta wygięły się w krzywy uśmiech i znów wróciły do bycia prostą linią. Uśmiechną się ponownie, łzy kapnęły na jej piegowatą buzię. Uwolniła kolejną dłoń, otarła ich ślad. Przymknęła powieki. Śnieg rozpadał się jeszcze bardziej, strzeliło i mignęło światło, kilka sekund później wszystko się powtórzyło, temperatura spadła.
Usiadł i zakrył swoją twarz, jego kostium zlewał się z otoczeniem, tylko jego złote włosy były wyjątkiem. Uklękła naprzeciwko i przytuliła go z całej siły, rozpłakała się jak dziecko.
-Wróciłeś kotku, wróciłeś-objął ją delikatnie swoimi ramionami.
-Przepraszam, przepraszam Marinette-ledwo wyszło mu to przez gardło, przełkną głośno nazbieraną ślinę, jaskrawe oczy zaczynały go piec od płaczu.
Chwycił w dłonie jej policzki i brutalnie pocałował czując posmak krwi i soli. Lekko zszokowana jęknęła mu w usta, ale oddała stęsknioną pieszczotę czując się bezpiecznie.
-Głuptasie, nie przepraszaj mnie za całusa-zamknęła powieki i oparła swoje spocone czoło o jego, pełne zmarszczek frustracji.
Wyrwał biżuterię razem z kawałkiem uszu i podniósł ją za szyję. Przerażona wydała z siebie długi pisk czując brak w obu narządach uszu i ciepły szkarłat na policzku.
-Kocham cię-wyszczerzył się w jej stronę i oblizał usta-kropkowata brzydulo.
Podmuch wiatru zabrał pozostałości młodości, a proch i samotne łzy zmieszały się z ziemią.
CZYTASZ
Weź To Na Koci Rozum||Ladybug&ChatNoir||
FanfictionTo on jej namieszał w głowie i to on ją pocałował. Mimo tego opierała się. Dosadnie tłumaczyła, że jej serce należy wyłącznie do Adriena Agresta. Robiła wszystko, by pozbyć się tej zupełnie niepotrzebnej osoby, która wpychała się do jej związku z bl...