Śmieszne uczucie nie chciało przestać łaskotać wnętrzności Wooseoka. Czuł jakby coś go skręcało z rozkoszności. Takiej czystej, skoncentrowanej słodyczy samej w sobie. Ekscytacja wywołana nadchodzącym spotkaniem kumulowała się w jego piersi, chcąc ujść przez usta razem z długimi rozmarzonymi westchnieniami. Było to bynajmniej nie na miejscu, ponieważ okoliczności zaliczały się raczej do kategorii tych tragicznych.
Wewnętrzną stroną dłoni dotknął swojego policzka, który zdawał się płonąć. Odetchnął głęboko wyciągając długie nogi przed siebie i tym samym zagradzając wszelkie przejście przez ciasny korytarz. Ciemna grzywka zasłoniła mu jedno oko. Odgarnął ją wściekłe przylizując, aby tylko trzymała się z tyłu. Zmarszczył brwi sfrustrowany faktem, że włosy cały czas wracają do poprzedniej pozycji. Poirytowany jęk opuścił jego usta, gdy nawet przy pomocy telefonu, w którym widział swoje odbicie, nie udało mu się uporządkować nieładu na głowie. Pochłonięty czynnością nie zauważał świata do około. Dopiero cichy śmiech Yuto wyrwał go z objęć narcystycznej osobowości, która gdzieś głęboko czaiła się w chłopaku i czasami wyłaniała się zza maski skromności, by pozwolić Wooseokowi zachwycić się nad pięknem, które sobą reprezentował. Zmieszany odchrząknął chowając telefon i wstając.- I jak? - zapytał z przejęciem patrząc w oczy przyjaciela, gdy kładł mu rękę na ramieniu.
- Jest źle, ale będę żył - stwierdził Yuto strącając delikatnie dłoń i kuśtykając wzdłuż korytarza.
Wooseok wyciągając się po drodze człapał za Japończykiem. W głowie grała mu muzyka, a w sercu panowało lato, bo, ze wszystkich znanych chłopakowi osób, właśnie do niego w chwili kryzysu zadzwonił Yuto. Dwudziestolatek odbierając telefon od obcobrzmiącego Adachi poczuł przypływ adrenaliny. Bez zastanowienia wsiadł w samochód i przyjechał do szpitala, aby odebrać poszkodowanego. Yuto nie wyjaśnił mu nawet pokrótce, co się dzieje, jednak Wooseok wiedział, że jego przyjaciel potrzebuje w tym momencie tylko jego. Przynajmniej miał taką nadzieję, ponieważ, oh, jak cudownie łechtało to ego chłopaka, który nie sypiał po nocach bojąc się, że robiąc krok do przodu zniszczy starannie budowaną od zera przyjaźń. Zaczęło się od problemów z szafką szkolną, a skończyło na przegadaniu całej nocy na dachu hotelu w czasie wycieczki szkolnej pierwszych klas. Wooseoka ciągle zadziwiało jak, mimo że różni, podobni są do siebie. Nie chodziło tu o wygląd, wzrost czy głęboki głos, a nawet śmieszny wężyk z pieprzyków jaki obaj mieli na żebrach. To było coś więcej. Wooseok poczuł to niemal od razu, gdy kupując lody wybrali ten sam smak. Głupota, nie? Jednak on był już pewien, że to nie przypadek. Na zajęciach z psychologiem byli nawet wzywani na rozmowę, gdyż ich odpowiedzi niemal niczym się nie różniły. Nie byli jednak całkowitymi klonami. Wooseok nazwałby to perfekcyjnym dopasowaniem, ponieważ uzupełniali się w aspektach, gdzie jeden był a jakimś stopniu wybrakowany. Wooseok mógł zjadać pikantne jedzenie z posiłków Yuto i trzymać go za rękę w ciemności, a Yuto mógł pić alkohol za nich dwóch i rozwiązywać zadania z fizyki Koreańczyka. Każdego dnia, gdy okazywało się, że Adachi jest zesłany przez niebiosa dla chłopaka ten czuł się szczęśliwszy, bardziej spełniony. Wiedział, że sam jest nieidealny, ale razem z Yuto może zdobyć świat. Albo chociaż mistrzostwo Seulu w piłce nożnej.
Relacja z Yuto pokryła się w umyśle Junga warstewką złota, które pielęgnował jak umiał najlepiej. Chłopak miał innych przyjaciół, oczywiście, ale tylko uwaga Yuto była tą, która dawała mu poczucie satysfakcji.- Wooseok - z zamyślenia wyrwał go głos Yuto - nie żeby coś, wiesz, po prostu ciężko mi się idzie. Mógłbyś mnie wziąć na barana? - zapytał Japończyk błądząc wzrokiem po butach przyjaciela.
Wspomniany bez słowa odwrócił się i przykucnął, aby Adachi miał jak wejść. Chłopak owinął ręce dookoła jego szyi i zaplótł nogi na brzuchu sycząc z bólu, gdy przypadkiem dotknął zabandażowanego miejsca na nodze.
CZYTASZ
bro | wooyu |
FanfictionGrunt to znaleźć wspólny mianownik, bo zawsze nas coś łączy, nawet wątpliwe szczęście. No homo.