Nienawiść

44 2 23
                                    

Czego najbardziej nienawidzisz?
Znasz już odpowiedź? 
Ja również. 
Wystarczy, że spojrzę w lustro. Ten obraz codziennie przypomina mi, że moje narodziny były ogromnym błędem, że czymś czego najbardziej nienawidzę jestem ja. Dlaczego porodu nie odebrał jakiś szalony lekarz bez prawa do wykonywania zawodu i nie trzasnął moją malutką główką w szpitalną posadzkę? Przynajmniej powstałoby o mnie mnóstwo zabawnych memów. Byłabym zapamiętana przez nich w pozytywny sposób, nie jako coś, ale jako ktoś, jako mała dziewczynka pozbawiona życia. Pewnie media trąbiłyby o tym przez rok lub dwa, a następnie cała sprawa odeszłaby w zapomnienie. 
Żyję na tym świecie zaledwie osiemnaście lat, ale przecież to wystarczająco, abym wpadła pod samochód, najlepiej ciężarówkę, została zamordowana albo nie wiem, cokolwiek bylebym w końcu wylądowała w piecu kremacyjnym. Miałabym wówczas zapewnioną wymówkę dla mojej śmierci. Wygodne, prawda? Rodzice nie zastanawialiby się nad tym czy tego chciałam czy nie. Wszyscy rzuciliby się na winowajcę. Zginęłabym jako ofiara i w dodatku spełniłabym swoje marzenie. 
Nie próbuj mi wmawiać, że nigdy nie chciałeś zapaść się pod ziemię. Tak z trzy metry. W sumie to nie mam bladego pojęcia ile metrów pod ziemią leży trumna, ale mniejsza, kogo to obchodzi? Ahh, tak, ludzi, którzy muszą wykopać dół na drewnianą skrzyneczkę dla trupa. Nigdy nie uważałam, że pogrzebowy makijaż pasowałby do mojej paskudnej twarzy, stąd pomysł na kremację. Po co zaśmiecać cmentarze, na które i tak chodzę, gdy ktoś mnie do tego zmusi? Nie leży tam dla mnie nikt ważny i oby za mojego życia tam nie wylądował. Nie chcę przeżywać swoich rodziców. Czuję, że nie przeżyłabym ich straty. Jednak jeśli miałabym męża, dzieci, nie mogłabym się zabić, musiałabym dalej żyć. Czułabym się zobowiązana ich nie zostawiać. Nie jestem aż takim  samolubem. 
Czemu wszystko musi być takie skomplikowane? Czemu nienawidząc siebie przy okazji kocham innych ludzi? Czemu tak bardzo boję się rozstania z nimi, ale zarazem pragnę ich już dłużej nie męczyć swoją egzystencją?
Czasem wydaje mi się, że znam odpowiedzi na te pytania. 
Wiem, że jestem w stanie logicznie na nie odpowiedzieć.
Jednak nie chcę. 

To, że siebie nienawidzę sprawia, że wszystko tracę. O ile łatwiej byłoby zostać szczęśliwym, pewnym siebie człowiekiem dążącym uparcie do swego celu i podziwianym przez wszystkich, ale po co? Czy nie lepiej narzekać na swoje życie i brak silnej woli? Otóż próbowałam. Próbowałam, ale okazało się, że za każdym razem dawałam plamę. Podobał mi się chłopak, dostałam kosza. Miałam wspaniałą przyjaciółkę, porzuciła mnie dla chłopaka. W końcu się z kimś związałam, bronił każdego, ale nie mnie. Posiadałam wielu znajomych, ale i oni wkrótce zniknęli. Dlaczego? Odpowiedź jest jedna! Ja. Mój charakter, wygląd, odmienne poglądy na wszystko i wszystkich. Nienawidzę każdej cechy jaką posiadam. Uwaga! Nie baw się proszę w zbawiciela czy nie udzielaj mi porad jak się zmienić. Nie żyję w ciemnogrodzie, wiem, że istnieje coś takiego jak basen, siłownia, dieta czy operacje plastyczne. Całkowicie rozumiem też, że udając się do psychologa czy nawet psychiatry pozbyłabym się całej drzemiącej we mnie nienawiści, ale nie. Wolę się ciąć i coraz bardziej wpadać w to bagno. Być może to, że to piszę jest wołaniem o pomoc, o atencję, ale przecież mnie nie znasz. Prawdopodobnie nigdy nie miniemy się nieświadomie na ulicy. Może mieszkamy od siebie setki kilometrów. Jedyne co możesz to zostawić komentarz, który nie wpłynie na mnie jeśli będzie o mnie. Pisz o sobie, ale nie pouczaj mnie. Przypomnę Ci wówczas, że nic nie zdziałasz. Moich żali się wysłuchuje, mi się nie pomaga, bo nie chcę pomocy. 
Wracając na właściwe tory. Wiecie czego najbardziej nienawidzę?
Moich włosów. Mogę się położyć spać w prostej, całkiem ładnie ułożonej fryzurze, ale rano obudzę się z suchym sianem na głowie. Da się coś z tym zrobić. 
Mojej twarzy. Niestety nie stać mnie na operację plastyczną, ale można ją upiększyć i bez tego. Czyli da się coś z tym zrobić. 
Moich rąk. Są duże i niezgrabne, czasem mam wrażenie, że ćwiczenia nie dadzą efektu, ale tak, da się coś z tym zrobić. 
Moich piersi. Mimo młodego wieku nie mają one tak pięknego kształtu jaki posiadają inne dziewczyny. Są różnej wielkości. Czy da się coś z tym zrobić? Pewnie tak. 
Mojego brzucha. Hah! Nie dziwię się, że ludzie na plaży lub na basenie mylą mnie z wielorybem. Da się coś z tym zrobić. 
Moich ud. Ich wewnętrzna strona jest strasznie luźna przez poprzednie zabiegi odchudzające. Da się coś z tym zrobić, choć to trudne. 
Moich stóp. Są strasznie zniszczone. Tak. Da się coś z tym zrobić. 
Moje ciało to moje ciało. Mogę w nim zmienić co zechcę, choć to często czasochłonne procesy i wiem, że porywam się na głęboką wodę. 
Czy potrafię? 
Chyba nie. 
Lepiej się ciąć i wegetować w łóżku niż ćwiczyć. Nikt nie widzi jak się tnę, ale gdy biegam widzą to wszyscy i potem nie dość, że domagają się efektów to jeszcze narzekają i wyśmiewają się, że taki hipopotam chce schudnąć. Jak tu mieć motywację? 
Moja najlepsza przyjaciółka nie wie co czuję. 
Moi rodzice nie wiedzą co czuję.
Mój chłopak wie najwięcej, ale i tak nie mówię mu o wszystkim, bo wiem, że są rzeczy, z którymi muszę poradzić sobie sama.
Nie chcę sprawiać, aby Ci którzy mnie kochają cierpieli przez to, że uroiłam sobie, że jestem warta tyle co torebka sprzed kilku sezonów. 
Wolę sama sobie radzić z tym, że jestem
Głupia i nieporadna, bo nie potrafię odnaleźć się w pociągu ani trafić do właściwego wagonu, a o znalezieniu toalety nie wspomnę;
Dziwna, często mówię rzeczy totalnie wyrwane z kontekstu;
Naiwna, bo bardzo szybko zaczynam ufać ludziom, lubię się do nich przywiązywać, a potem płakać po ich odejściu;

Agresywna, nie umiem się powstrzymać od przemocy broniąc kogoś kogo uważam za pokrzywdzonego co ktoś kiedyś wykorzystał; 

Beznadziejna, nie jestem w stanie osiągnąć w życiu czegoś czego naprawdę chcę;
Mało asertywna, "Wyjdziemy na kebsa?" "Nie powinnam", pięć minut później "Ok", 
Mimo, że chciałabym pomagać ludziom to nie jestem w stanie, a przynajmniej nie zawsze mi to wychodzi tak jakbym tego chciała;
Niepewna siebie, ponoć pewność siebie jest seksowna, ale najpierw trzeba mieć powód do bycia pewnym siebie;
Samolubna, zawsze marzyło mi się, aby ktoś mnie kochał tak jak partnerzy moich przyjaciółek kochają je.
Wiecie co? 
Co do tego ostatniego. Spotkałam kogoś kogo pokochałam całym swoim popękanym organem, bez którego nie da się żyć. Pewnie domyślacie się o co chodzi? Mięśnie poprzecznie prążkowane serca i te sprawy. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie wpuścić jakiegokolwiek osobnika płci męskiej za lodowy mur jaki wybudowałam wokół swojego serduszka. Nie mam pojęcia co takiego we mnie widzi, ale martwię się, że niedługo nadejdzie czas, że przestanie to widzieć i w końcu zauważy, że jest zbyt wspaniały na bycie z nieudacznikiem życiowym mojego pokroju, ale przecież mu tego nie powiem. Wolę wszystkich codziennie witać dużym uśmiechem i udawać, że nie mam problemu ze sobą. Heh. Całkiem dobrze mi to wychodzi. Osobom, które spotykam wydaje się, że jestem pewna siebie, zaradna i w ogóle zdolna oraz inteligentna, ale to tylko gra aktorska. Po prostu na chwilę zapominam, że jestem sobą. Na chwilę zapominam o swoich wszystkich kompleksach, ale potem coś lub ktoś sprowadza mnie brutalnie na ziemię, do szarej rzeczywistości. 
Wówczas pojawiają się kolejne blizny. 
Nie, raczej nie mam depresji, nie wiem. Wielu rzeczy nie wiem i chyba nie chcę się dowiadywać. 
Tak samo jak nie chcę, aby moi bliscy dowiedzieli się o samookaleczeniu. Tylko mój chłopak wie i kilka innych osób, a to i tak zbyt wiele. Jednakże tylko on próbuje mi pomóc i naprawdę z całego serca próbuję w stu procentach uwierzyć w komplementy jakie mi prawi, w uczucie jakim mnie darzy, ale czy ja właściwie na to zasługuję? 
Oszukuję go.
Nie zawsze mówię mu o tym co dzieje się w moim umyśle. I choć chcę być z nim całkowicie szczera to wybrałam bycie zakłamaną szmatą. Czasem tracę poczucie co jest kłamstwem, a co prawdą. 
Żeby zakończyć pierwszą kartkę mojego pamiętnika wyjątkowo to przyznam się Wam, że znowu zamierzam dorobić się nowych blizn. Dlaczego? Bo tak, bo ból fizyczny przyniesie mi ulgę i znowu na chwilę zapomnę o własnej beznadziejności. Kto wie, może nawet pokocham siebie na kilka sekund? Aż się zaśmiałam na głos.
Do następnego, choć mam nadzieję, że do tego czasu jakiś ciężarowiec zaśnie za kierownicą i mnie trzaśnie na przejściu dla pieszych. Jeżeli nie to zapowiadam rozdział o nazwie "Znęcanie się".
Dobranoc.
Słodkich koszmarów. 



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 15, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Słabe serce, silny umysł.Where stories live. Discover now