Mało już pamiętam z tamtego dnia. Jedyne co doskonale pamiętam, to kłótnie z matką i to, że poszłam później się najebać. Nie wiedziałam co robić, ale na pewno nie chciałam wracać do domu. Tak, znienawidziłam moją matkę, jeśli o to pytacie. A co innego miałam zrobić? Paść jej w ramiona i powiedzieć "oh, dzięki matko, że wreszcie po 19 latach mnie uświadomiłaś, że młodo umrę a dodatkowo, mogę zarazić kilka innych osób. Kocham Cię mamo!". Więc jak już wcześniej napisałam, że poszłam się najebać, tak też zrobiłam.
W Dallas było wiele pubów, w których można było się nawalić za darmo lub "na piękne oczka". Wszyscy z miasta najczęściej chodzili do Billy'ego Jo, ale ja tam nie przepadałam za tym miejscem. Za dużo ludzi, a szczególnie dużo tam było grubych i obleśnych osiłków, którzy lansowali się na swoje harleye zakupione za renty ich matek. Osobiście wolałam chodzić do Lady Margaret. Miła atmosfera, ceny nawet możliwe i brak grubych osiłków. Do Lady Margaret, czy raczej "różowej speluny" jak to oni nazywali, nie przyszliby, nawet gdyby to był ostatni pub na tym wygwizdowie, a to z racji tego, iż często kręcą się tutaj transwestyci, geje, lesbijki. Ogólnie Lady Margaret to mieszanina różnych orientacji seksualnych i subkultur. Znajdziesz tu wszystko-od naćpanego rasty do mrocznego metala. Jedynie czego tu nie ma to skinów i dobrze, bo nikt ich nie lubi.
Siedząc tak przy barze i topiąc smutki w szklance czystej whisky, przyszła parka. Był to chudy facet- brunet z brązowymi oczami, strasznie wychudzony, na oko jakieś 30 - 40 lat, na głowie miał biały kowbojski kapelusz, a ubrany był w stary lekko pożółknięty biały T-shirt, luźne jeansy i brązowe kowbojki. Jego towarzyszką była piękna niebieskooka blondynka, strasznie blada z mocnym makijażem, który o dziwo dodawał jej uroku. Była ubrana w bladoróżową sukienkę, bordowe pończochy i białe sandałki na lekkim koturnie. Ogólnie była ładna, lecz dopiero po chwili skapłam się, że to transwestyta. Nagle zaczęłam się zastanawiać czy kowboj i ślicznotka są parą. Jestem tolerancyjna i wali mnie, kto z kim się pieprzy, ale jestem też tylko człowiekiem i prostu zżerała mnie ciekawość. Nagle kowboj odszedł od stołu i gdzieś wyszedł, a niebieskooka piękność została sama. Już myślałam, aby się do niej dosiąść, ale moje nogi już odmówiły posłuszeństwa. Siedząc tak przy barze i rozmyślając co dalej, usłyszałam parodię damskiego głosiku, który prosił o pomoc. Resztkami sił jak słoń w składzie porcelany obróciłam się, żeby zobaczyć co się dzieje.
Zobaczyłam, że grube osiłki z Billy'ego Jo zrobiły najazd na Lady Margaret i towarzyszka kowboja była jedyną "wyróżniającą" się z tłumu osobą. Żal mi jej było... Choć w sumie powinnam chyba pisać "go", ale myślę, że to by ją skrzywdziło. Wiecie, chodzi mi o to, że nie boi się być inna i nie boi się tego okazywać mimo tego, że nie jest zbytnio akceptowana, więc żeby chociaż ułatwić jej odrobinę życie w społeczeństwie używam damskiej formy. Nagle coś mnie tknęło, jakbym dostała mocy. To było coś w stylu naturalnego odruchu. Wstałam i podeszłam do gościa, który dostawiał się do tej ślicznotki. Aktualnie jej ubliżał, a ona siedziała ze łzami w oczach. Nie mogła strawić, jak taka piękność płacze... Dziwne. Jestem heteroseksualna, ale coś mnie pociągało w tej ślicznej damie, a serio była ładniejsza niż ja. Wstałam i podeszłam do osiłka i bez żadnej gatki szmatki dałam mu w ryj. On oczywiście nie pozostał mi dłużny i oddał i w tej chwili wywiązała się bójka. Wielka tłusta świnia vs chuderlawy kundelek. Oczywiście to ja byłam kundlem i ja oberwałam mocniej, ale przynajmniej zrobiłam coś dobrego dla tej ślicznotki. Moją nagrodą był (jak się później dowiedziałam) stłuczony bark i podbite oko. Jedyne jeszcze co pamiętam przed utratą świadomości było to, że osiłek wywlókł mnie na ulice, a następnie zostawił i odjechał swoim harleyem. Później już jak przez mgłę pamiętam, że podeszła do mnie ślicznotka i coś się mnie pytała, ale za chiny nie wiem co. Podszedł do niej wtedy jej towarzysz z pubu i zaczęli o czymś rozmawiać, później oboje się nade mną pochylili i coś chcieli powiedzieć, ale wtedy urwał mi się już film.
Obudziłam się rano w jakimś nieznanym mi pokoju. Była chyba jakoś dziewiąta, przynajmniej tak mi się wydawało, ale gdy lekko obróciłam głowę zobaczyłam, że jest już dwunasta. Pozycję leżącą zmieniłam szybko na siedzącą i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Był to przytulny prostokątny pokoik. Ściany były w nim pomalowane na jasną groszkową zieleń. Jeśli już mówimy o ścianach to wszystkie, były przyozdobione zdjęciami Drag Queen i plakatami Bowie'go, a w kącie gdzie stało łóżko, wisiały lampki i baldachim, które pewnie nadawały wieczorami uroku temu miejscu. Łózko to, była typowa więzienna prycz, lekko zmodyfikowana, bo zamiast zimnej prostokątnej ramy, była ona ładna przyozdobiona w serduszka i fikuśne różowe boa z piór. Obok łóżka stała miała biała toaletka, na której roiło się od różnych mazideł, biżuterii i stojaków na peruki. Na przeciwległej ścianie wisiało ogromne lustro, a obok niego manekin, na którym była bladoróżowa sukienka. Nagle drzwi się otworzyły i... Myślałam, że śnię. Do pokoju weszła ślicznotka, którą wczoraj obroniłam w barze.
- Wstałaś już? - zapytała piękna dama najbardziej kobiecym głosem, jaki mogła z siebie wydobyć.
- Tak... Gdzie ja jestem? Co się stało?
- Jesteś w mieszkaniu, które wynajmuję. Wczoraj w pubie dostałaś niezłe bęcki od tego gbura. Byłaś w opłakanym stanie, a ja chciałam Ci jakoś podziękować, więc zabrałam cię do mojego mieszkania, bo nie wiem gdzie mieszkasz. A tak przy okazji to jestem Rayon - mówiąc to, zgrabnym ruchem wyciągnęła do mnie swoją bladą dłoń
- Kristen, miło mi... - zrobiłam to samo, lecz mniej zgrabnym ruchem
- Pewnie jesteś głodna?
- Nie... Znaczy odrobinę, ale coś zjem na mieście.
- Co? Na jakim mieście?! Nigdzie Cię nie wypuszczę z pustym żołądkiem!
- Serio, jesteś miła, ale nie chcę, żebyś się...
- Żebyś się co? Trudziła? Zrobienie jajecznicy na śniadanie to nie żaden trud ani problem.
I wtedy po raz pierwszy powiedziałam, to co myślałam, że nigdy, ale nigdy nie powiem
- Mam HIV
Teraz patrząc z perspektywy, czasu nie wiem czemu, wyskoczyłam z takim wyznaniem na dzień dobry. Może nie chciałam tam zostać i iść się tułać po mieście albo po prostu komuś się wyżalić, serio sama nie wiem i nie wiem, też czego miałam oczekiwać, od tej biednej istotki. Co do jej reakcji to myślałam, że będzie coś w stylu "pakuj swój tyłek i wypieprzaj mi stąd", ale o dziwo przyjęła to spokojnie. Zauważyłam, że jej oczy dziwnie posmutniały, jakby się przejęła moim gównianym stanem.
- Myślisz, że tylko Ty w tym siedzisz mała...
Na początku nie wiedziałam, o co jej chodziło, ale później mnie olśniło. W tym krótkim przekazie chciała mi przekazać, że też powoli umiera w ten sam sposób co ja. Zamilkłyśmy na chwilę, a Rayon swoimi niebieskimi oczami dyskretnie starała się przebadać rysy mojej twarzy. Myślał, że nie wiedzę, ale widziałam to bardzo dobrze. Jej błękitne oczy badały bardzo dokładnie każdy milimetr mojej twarzy, dopóki mój wzrok nie zaczął jej krępować. Szybko wstała z łóżka, chciała chyba odwrócić się do mnie całkowicie plecami i wyjść jak z efektem dramatycznego zakończenia sceny w niszowej operze mydlanej. Zanim jednak to zrobiła, to jeszcze raz spojrzała na mnie jak na kupę nieszczęścia i wskazała mi krzesło, którym mogłam znaleźć jakieś niepoplamione krwią ciuchy.
- Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzać, że to są męskie ciuchy. Raczej nie wyglądasz na taką, która lubi się z krótkimi sukienkami i koturnami-mówiąc to na jej twarzy, pojawił się lekki, zawadiacki uśmieszek, który dodatkowo podkreślał jej intensywnie czerwona szminka.
Odpowiedziałam jej na to lekkim uśmiechem, po czym wspomniała coś jeszcze o śniadaniu i wyszła z pokoju a ja nadal rozmyślałam co się stało poprzedniej nocy i dlaczego Rayon działa tak... dziwnie na mnie? Nawet nie wiem jak opisać to jak jej osoba oddziałuje na mnie, po prostu nie wiem i chyba na razie o tym nie będę rozmyślać, bo na pusty żołądek się nawet nie da.
CZYTASZ
Tainted Love
Teen FictionMam na imię Kristen, mam 19 lat... 19 lat... Fajna liczba, całe życie przed sobą, żadnych zobowiązań i wolność. Jestem nosicielką wirusa HIV. Kiedy i jak się dowiedziałam? Dowiedziałam się o tym zaledwie 2 tygodnie temu. Pewnie zaraz pomyślicie "pew...