| one shot |

1.1K 109 313
                                    

one shot z dedykacją dla coughfackcough, dzięki której, tak właściwie go napisałam.

***

Derry. Wydaje się spokojnym miasteczkiem. Jak każde inne. Właśnie - wydaje.
Zwykła siódemka dzieciaków stanęła w cztery oczy z klaunem, gdzie dorośli przez wiele lat, nawet nie kiwnęli palcem. Niby kiedy jest się dzieckiem, to można czuć się bezpiecznie, bo ktoś zawsze okaże nam opiekę. Kłamstwo. Kłamstwo, wpajane od najmłodszych lat. Nigdy nie pomyślanoby, że na ulicach małego miasta pojawi się takie niebezpieczeństwo. Coś, co zepsuło barierę, wbijaną do małych główek.
Prawdę poznajemy wtedy, gdy widzimy jak ktoś dla nas ważny, otrze się o śmierć. Strach spowodowany tęsknotą byłby chorobliwy.

Właśnie wtedy Richie zrozumiał, jak ważni są dla siebie ludzie.

Od tajemniczego zniknięcia klauna minął miesiąc. Wszyscy powoli o nim zapominali. Byli dzieciakami. Po co mieli się przejmować czymś, co nie będzie wracało przez dwadzieścia siedem lat?
W ich wieku może wydawać się, że problemy nie istnieją. Którzy czternastolatkowie mogą nie mieć beztroskiego życia i ich jedyny stres to sprawdzian z matematyki? No właśnie.
Jednak pojawianie się strachu w ich życiu, u każdego wywołało inne uczucia. Jedni zamknęli się w sobie, drudzy stali się bardziej pewni siebie. To nie mogło się skończyć zupełnie dobrze.

Dzień jak codzień, Richie wstał z łóżka. Niedawno zaczął się rok szkolny, a on już czuje, że ma dość szkoły. Jak każde dziecko.
Wykonał poranną toaletę, po czym narzucił na siebie byle jaką bluzkę i spodenki. Założył na nos okulary i zbiegł szybko na dół. Jedyne co dobre w szkole to spotkania z przyjaciółmi. Myślę, że gdyby nie to, to większość dzieciaków dawno odpuściłaby sobie szkołę.

Spojrzał wzrokiem na kuchnię, gdzie siedziała jego matka przy butelce alkoholu. Nienawidził tego domu. Odkąd ojciec ich opuścił, pani Tozier wpadła w alkoholizm. Tozierowi ani trochę się to nie podobało. Fakt faktem kochał ojca, pomimo, że wiele razy nazwał go głupim. Strasznie się przejął, gdy w wieku dziesięciu lat stracił swój wzór do naśladowania. Lecz życie toczy się dalej.

Zarzucił na barki plecak i trzasnął głośno drzwiami. Codziennie tak robił, aby oznajmić matce, że wychodzi. Nigdy jej nie mówił czy wychodzi gdzieś z chłopakami, czy wróci później do domu, czy cokolwiek. Ją i tak to nie obchodziło.

Tozier uśmiechnął się, równo z zobaczeniem najlepszego przyjaciela pod domem. Chodzili razem do szkoły, już od przedszkola.

— Siema, Eds. Co tam?

— Przestań mówić na mnie Eds, Richie. — Chłopak mruknął z głośno słyszalną irytacją w głosie.
Tozier głośno się zaśmiał. Poszedł po swój rower i już po chwili jechali do szkoły.

Pomimo wszystko, uwielbiali się. Kaspbrak nawet lubił, gdy przyjaciel mu dogryzał. To już trwa tyle lat, że już przyzwyczaił się do natury chłopaka.

— Mamy dzisiaj z czegoś sprawdzian?

Narastającą ciszę przerwał okularnik. Eddie spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.

— Nie.

— To świetnie. Zakład, że Ben i tak się uczył?

— To oczywiste.

Młodszy wywrócił oczami, ale po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem. Gdy dojechali pod szkołę, stał już tam Bill z Stanem, którzy o czymś rozmawiali.

lover | reddie | one shot Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz