Zegar wskazywał godzinę 00:53, gdy tajemniczy mężczyzna dotarł do celu swojej nocnej podróży. Mały, uroczy dom jakich nie brakowało na tym osiedlu. Za nim niewielki ogródek, w którym większość obszaru porastała trawa, która była koszona na tyle dawno, iż dorastała za kostki. W rogu znajdował się odgrodzony warzywniak w którym rosło pięć krzaczków pomidorów, parę truskawek i po jednym rządku koperku oraz cebuli. Po nich także było widać, iż ktoś nie miał ostatnio czasu by się nimi zająć. W drugim kącie zaś, można było zauważyć drzewo. Nie było ono zbyt duże - miało około sześć metrów, lecz było na tyle stare i silne, że potrafiło bez wzruszenia udźwignąć huśtawkę w postaci opony zawieszonej na linie. Wszystko to było otoczone jasnobrązowym, drewnianym płotem. Aby dostać się z ogrodu do domu, trzeba było przejść przez uroczy tarasik, na którym mieściły się jedynie dwa wiklinowe fotele oraz stolik. Więcej mebli utrudniłoby swobodne przejście. Można było z niego podziwiać rabatki rosnące tuż pod nim. Aktualnie jednak były w takim stanie, iż mogłaby się ucieszyć na ich widok jedynie osoba z dużą wadą wzroku - nikt się nimi nie opiekował od dawna.
Czego ktoś poszukiwał tutaj o tak późnej porze? Biorąc pod uwagę wygląd nieproszonego gościa, można by stwierdzić iż miał zamiar dokonać kradzieży. Był ubrany jak książkowy rabuś - czarne spodnie, czarne buty, czarne rękawiczki i czarna bluza. Wypisz, wymaluj nasza pierwsza myśl gdy słyszymy słowo "złodziej". Brakowało mu jedynie kominiarki lub czarnej maski dookoła oczu. Dlaczego jednak stał w ogródku jednego z niewielu domostw w okolicy w którym nadal paliło się światło? Przecież były wakacje - mężczyzna mógł wybrać dom, którego domownicy właśnie byli na urlopie. Odpowiedź była następująca: nie szukał on pieniędzy, lecz krwi. Podkradł się pod taras. Wewnątrz domu, na kanapie, siedziała kobieta. Była dość chuda. Miała ciemnobrązowe, średniej długości, lekko kręcone włosy. Na twarzy widać było rozpacz i strach. Szlochała cichutko, oglądając "Kuchenne Rewolucje". Co jakiś czas brała łyka ze szklanki w której miała nalaną whisky. Jednak to nie ona miała być ofiarą intruza. Ten czekał jedynie na odpowiedni moment, zerkając przez przeszklone drzwi tarasowe i otwarte okno. W tym czasie mógł pooglądać salon. Był przestronny i schludny; utrzymany w raczej zimnych odcieniach. W przeciwieństwie do ogrodu - był zadbany. Nie stało w nim wiele mebli. Przed powieszonym na ścianie telewizorem stała ww. kanapa, jeden fotel i stolik. Na ścianach wisiały dwa obrazy, niczym na rodzinie wisiało teraz widmo śmierci. Jeden z nich był utrzymany w spokojnych, niekrzykliwych barwach. Był na nim zwiędły kwiat róży. Drugi, wiszący obok przejścia do kuchni, był natomiast nasycony i jaskrawy. Przedstawiał cierpienie, ból i krzyk człowieka. Oba widoki nie były zbyt przyjazne dla dzieci. Wiedząc że ta rodzina ma syna, niedoszły morderca pokręcił głową z niedowierzaniem. Skąd o tym wiedział? W rogu pokoju, niedaleko okna i parapetu na którym stały trzy kaktusy, wisiała półka. Stała na nim m.in. ramka ze zdjęciem kobiety oraz chłopca. A właściwie ramka z połową zdjęcia - druga połowa została oderwana. Mężczyzna jednak nie wiedział o dziecku tylko i wyłącznie z obserwacji salonu...
Po kilku minutach można było usłyszeć krzyk:
-Halina! Ty szmato! Pożałujesz tego kurwo!
Kobieta nie wiedziała co zrobić i jakby zamarła w miejscu z otwartymi ustami. Magda Gessler jakby za nią krzyknęła: "Ja pierdolę!". Do pokoju wpadł mężczyzna. Był pijany i ućmoruchany. Zbliżał się powoli do Haliny. Kobieta natychmiast zerwała się na równe nogi. Cofała się. W oczach faceta było widać ogromny gniew.
-Co Ty sobie wyobrażasz?! Zablokowałaś moją kartę kredytową?! Po tylu latach wspaniałomyślnego, z mojej strony, współżycia?! Zrobiłem błąd że tamtego dnia nie zabiłem także Ciebie! - wykrzyczał, po czym cisnął w nią szklanką.
Kobieta, na szczęście, odskoczyła i uniknęła ataku, po czym pobiegła w głąb korytarza z którym było połączone każde pomieszczenie w domu. Zabarykadowała się w łazience. Mężczyzna udał się w jej stronę i próbował wyważyć drzwi. Morderca zjawił się w idealnym momencie - dzięki otwartemu oknu, utorował sobie drogę przez drzwi balkonowe. Poruszał się cicho, co nie było konieczne, zważywszy na zachowanie pana domu. Wziął największy nóż jaki mógł w ciągu sekundy wypatrzeć w kuchni i powoli zaczął się zbliżać do jego celu tamtej nocy. Sprawnym ruchem ręką zakrył usta ofiary, tak aby nie było słychać krzyków - tym razem krzyków cierpienia i zadał 8 dźgnięć nożem. Mężczyzna zmarł na miejscu.
Polała się pierwsza krew.
YOU ARE READING
Krwawa Temida
Mystery / ThrillerHistoria detektywów Baczkowskiego i Zajączka, którzy próbują rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego.