A więc zacznijmy.... czyli Prolog

74 1 0
                                    

Co by było gdyby powiedziałbym wam, że istnieje pewien świat gdzie magia przeplata się z technologią... gdzie wszystkie fantastyczne gatunki żyją razem i próbują stwarzać normalne społeczeństwa. Gdzie kontynenty można przemierzać parowymi pociągami, szybowcami czy latającymi wiwernami, a nawet para-mobilami działającymi na techno-magie. Gdzie mity starych plemion to nie tylko bajki, a zapomniane miejsca czy wydarzenia, które tylko czekają na odkrycie. To wszystko jest na wyciągnięcie ręki w takim świecie jak Wolsung.

Przejdźmy wreszcie do konkretów takich jak miejsce akcji oraz pierwszych zdarzeń, czy czasów w jakich będą działy się te opowieści. Czy przede wszystkim o kim będą opowiadać i jak potoczą się ich przygody. Zapraszam do lektury....



Wanadia to stary kontynent, to tu rodzili się odkrywcy, naukowcy i śmiałkowie, którzy pchali cały świat do przodu, ale także upadały i rodziły się tu dynastie, które władały królestwami na tych terenach. To one też doprowadziły do Wielkiej Wojny która skończyła się zaledwie 14 lat temu. Zapoczątkowała ją Wotania, wraz z nią obudziły się smoki, siejące spustoszenie na polach bitew na których rodzili się pierwsi bohaterowie. Nie wszyscy jednak pogodzili się z tym, że to wszystko się już skończyło. Nadal na całym świecie grasują Dzieci Nieumarłej Rzeszy, którzy próbują przywrócić stary ład świata od czasu do czasu w nim coś mieszając, lecz jest to tylko zalążek przed czym o wile większym. Naprzeciw nim stają wielkie Damy i niezwykli Dżentelmeni, którzy co rusz ratują świat przed zagładą....

Lecz moja opowieść zaczyna się gdzieś indziej, ale nie oznacza to, iż nie jest mniej ciekawsza od tych którą słyszeliście od rodziców czy dziadków. Każdy bohater musi mieć jakieś początki, zatem przejdźmy do rzeczy, Lyonesse czyli piękna stolica Zjednoczonego Królestwa Alfheimu i Avalonu. To tutaj codziennie mieszają się kultury z całego świata, została tutaj zbudowana maszyna różniczkowa nazywana PUK, zresztą można nawet powiedzieć, że pierwsza na świecie, a na pewno na największą skalę.Zarządzała ona całym miastem, była ona jednym z powodów ostatnich strajków w całym mieście, które powoli nabierają na sile... ale odejdźmy od zgiełku ulic. Wejdźmy w świat monarchii, rodziny królewskiej i bogatych zarządców fabryk, ponieważ to oni sterują całym miastem, na salonach odbywają się przeróżne intrygi, oraz co rusz dochodzi do śmierci towarzyskiej i to tej dosłownej. 

Więc... gdzie ja jestem w tej całej opowieści i kim ja w ogóle jestem? Są to bardzo dobre pytania. Zacznijmy zatem ode mnie, nazywam się Alric Von Elagron i jestem trolem. Proszę nie mylić z elfami i tym podobnymi. Prawdę mówiąc między nami są ogromne różnice, a przede wszystkim taka, że my nie boimy ubrudzić sobie rąk podczas roboty. Dlatego jestem tym kim jestem. Czyli Agentem Jej Królewskiej Mości służącym jej dzień i noc, a także w święta i dni wolne od pracy. 

Nadszedł czas na zaczęcie wreszcie tej wielkiej przygody o której wam pisałem. A ona wybrała swój początek w jakże przecudownym miejscu jakim jest Opera. Choć nie takiej zwykłej, a Głównej Wielkiej Operze im. Z łaski Bogini Królowej Alfheimu i Avalonu, Królowej Winlandii, Cesarzowej Dekanu oraz innych Jej Królewskich Posiadłości, Obrończyni Wiary, Pierwszej Kapłanki, Jej Wysokość Tytani. Jest to pełen tytuł naszej jakże ukochanej królowej, ale nie teraz o niej, lecz o mnie. Wróćmy do naszej opery, a raczej sytuacji w jakiej jestem. Zajmuję miejsce 26A/2, wraz z moimi przyjaciółmi u boku, przedstawię ich pokrótce poniżej: 

Pierwszą z nich jest moja szefowa, młoda elfka o jakże przecudownym imieniu Rose Valeris, jej imię odzwierciedla także jej wygląd. Jest ona piękną niebieskooką blondynką, która można powiedzieć nie ma skaz, może wręcz uchodzić za piękność wśród elfów. Jest poukładana do granic możliwości i zna się na swojej robocie, nie mogła być nikim innym niż szefem naszej drużyny.

Jej wielkim przeciwieństwem jest, a jakże inaczej wielce wywyższający się krasnolud Endred von Kriosond II, jak sam karze do siebie mówić. Cóż... każdy ma swój charakter, a jego jest bardzo ciężki. Choć można mu przyznać, że nie znalazł się w tej drużynie z byle przypadku, a ze względu na jego geniusz z zakresu nauk ścisłych. 

Kolejną, a zarazem ostatnią osobą w drużynie jest Lotta Afaras. Można by było powiedzieć, że jest drużynową maskotką, lecz i ona ma tu swoje miejsce. Jest jedną z bardziej utalentowanych złodziejek jakie znam i znałem w swoim życiu. Młoda, ambitna człowiecza kobieta, która dąży do tego co sobie postawiła za cel, czyli zostanie sławną i rozpoznawalną. Niezależnie od tego jakim kosztem to osiągnie.

Więc w takim doborowym towarzystwie miałem spędzić miły wieczór w operze. Jednak jedynie do pewnego momentu, który miał zdarzenie tuż po rozpoczęciu spektaklu, a mianowicie...






Nadzwyczajni BohaterowieWhere stories live. Discover now