Tak o to zmierzałem coraz bardziej w głąb i głąb uliczki, gdzie każda sekunda zamieniała się w minutę, a każdy cichy krok w śniegu zamieniał się w dudnienie orkiestry. Wreszcie po kilku krokach doszedłem na miejsce, pierwszą rzeczą jaką zauważyłem to krople czerwonej jak wino krwi na śniegu. Tuż po kilku kroplach znalazłem ciało przewrócone na śniegu plecami do mnie, lekko oświetlane przez światła fabryki której to ściany tworzyły tą uliczkę. Ciało leżało sztywnie na jej środku, lekko już przysypane płatkami śniegu. Choć można było dostrzec, że jest ubrany w roboczy strój jedynie okryty jakimś płaszczem i ogromną dziurę która przechodziła przez niego na wylot na wysokości klatki piersiowej. Po chwili takiego badania ciała z wyglądu wreszcie się zdecydowałem odwrócić głową w moją stronę i jak to w takim momencie ktoś musi się odezwać za twoich pleców i tak było tez w tym przypadku.
- No i jak widzę, że nieboszczyk zlokalizowany - rzekł Endred zaglądając mi przez bok na trupa - jakiś człek ciekawe i jeszcze w robo....
- Alric, może dać Ci jakąś chusteczkę, żebyś nie zatarł śladów czy coś w ten deseń - przerwała Lotta wyjmując swoją chustę
- Dziękuje Lotta, a ty Endredzie możesz się rozejrzeć po uliczce, może znajdziesz narzędzie zbrodni - rzekłem, przyjmując chustę od Lotty i wracając do nieboszczyka
- Chyba się zapowiada dość długa noc, pełna zagadek heh - uśmiechnęła się Ross - znalazłeś coś już Alric
- Nie niestety nic, jak na razie próbuję od chwili przewrócić zwłoki na drug....
- Jak chcecie to mogę wam przyspieszyć śledztwo - odezwał się głos z niebios. Wręcz myślałem, że oszalałem, ale widziałem, że każdy to słyszał po ich minach. On dalej koontynuwał - a raczej broni tutaj żadnej nie znajdziecie, ani nawet nie domyślacie się co tu zaszło
- Gdzie jesteś głosie z niebios - spoglądając na każdą stronę kontynuwała Lotta - z chęcią z tobą pomówimy w cztery oczy czy ile ty to tam ich masz
- Ale obiecajcie mi jedno. Nie zrobicie mi żadnej krzywdy i mnie stąd zdejmiecie, a ja wam wszystko powiem - przemawiał z dość niziołczą barwą głosu
- Dobrze dobrze obiecujemy tylko powiedz gdzie jesteś - wyciągając rewolwer Ross
- Spójrzcie w górę i wytężcie wzrok moi drodzy - tak to był na pewno niziołek
Wszyscy jak stado wiwern spojrzeliśmy w górę, tak jakby nasza wiwercza matka przyleciała nas nakarmić. W sumie nawet ta przenośnia ma sens, bo on chciał nas nakarmić informacjami jakich nie posiadaliśmy. Po zmrużeniu oczu można było dostrzec młodego niziołka, wiszące na skraju wystającego pręta z budynku. Chwila pomyślunku i stwierdziliśmy, że najłatwiej będzie jakbyśmy podsuneli jakiś kosz i ktoś mu by pomógł. Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy i niziołek raz, dwa znalazł się na stałym gruncie. Za to my wszyscy wreszcie go zobaczyliśmy w całej okazałości. Młody niziołczy chłopak, a wręcz dzieciak. Ubrany w szary berecik lekko zakrywający twarz, białą koszulkę na ramiączkach włożoną w musztardowe spodnie na szelkach. Robił wrażenie małego bijatyki. Choć raczej był siłą robocza jakieś mafii tutejszej. Tym bardziej, że na prawej dłoni nosił srebrny pierścień ze znakiem czterolistnej koniczyny.
-Uf dziękuję wisiałem tutaj już kilka ładnych godzin - powoli zaczynając się kierując w stronę wyjścia - to ja już nie przeszkadzam i lecę dalej załatwić swoje sprawy wy swoje i wszyscy będą szczęśliwy.
- Ej ej spokojnie kolego ty się na razie nigdzie nie wybierasz - stając przed nim kontynuwała Ross - wszystko tutaj widziałeś i nawet możesz być za to odpowiedzialny, więc uważaj.
-Eeeee tam aż tak ważny to nie jestem- próbując przeciskać się przez Rosse mówił dalej - No, ale każdy z nas może na tym skorzystać. Co wy na to hmm....
-Raczej my tu stawiamy warunki - wskazując na niziołka swoją laską kontynuował Endred - Więc, nie cwaniakuj mi tutaj
- No dobrze dobrze to chociaż poratuj cygarem i mogę coś tam wam szepnąć - uśmiechną się - A tak w ogóle to jestem Kersi
- Daj mu to cygaro Endred i przejdźmy do konkretów - wręcz krzyknęła Lotta
Chyba po raz pierwszy widziałem ją aż tak zirytowaną, lecz nadal za tego płaszczyka wściekłości czy irytacji było widać zaciekawienie i szukanie, a raczej domyślanie się co tutaj mogło się zdarzyć. Nie mogła skupić wzroku na jednym punkcie. Co rusz przeczesywała alejkę kolejnym spojrzeniem od czasu do czasu zaszczycając nim nasze osoby. Choć Endred widział to samo co ja nie chciał zadzierać zbytnio z Lottą, więc bez wahania wyciągnął jedno cygaro ze swojej pięknie zdobionego opakowania i podał je niziołkowi. Nie minęła chwila, a już trzymaj je zapalone w swoich ustach i zaczął powoli swój monolog.
- Uff....jak to dobrze wreszcie zapalić. Trzeba trochę się podtruć bo co to by było za życie. No, ale nie o tym teraz. Jakby by tu zacząć to piękna, a za razem tragiczną opowieść. Chciałbym na początku podkreślić, że nie byłem ani sprawcą tego ani nic złego nie kombinowałem. Ja po prostu tędy przechodziłem i spacerowałem po dachach. Wy pewnie też tak czasami macie heh - biorąc kolejnego bucha stawał się coraz bardziej pewny - Więc tak sobie tędy szedłem, nie w sumie tędy, ale dachami. Wiecie co mam na myśli. Aż tu naglę słyszę jakąś rozmowę, a nawet chyba kłótnie. To sobie myślę czemu by nie posłuchać i w razie potrzeby zareagować.
- Przejdziesz wreszcie do rzeczy niziołku - warknąłem
- Już już, chyba nie wiecie, że każda dobra opowieści musi mieć wstęp - odparsknął - No więc było ich dwóch razem z tym który leży na ziemi. Czyli był ten i ktoś inny. Tym innym był krasnolud o iście mechanicznej ręce, ale o niej później. Z rozmowy mogłem wychwycić, że nazywa się Habelheim i przyszedł do tego człowieka po jakieś projekty. Coś tam bredzili po Wotańsku jakiś Punzher czy coś odnośnie tego projektu. Co jeszcze mogę dodać odnośnie ich pogawędki. Aaaa...no tak była bardzo krótka, bo chwile po oddaniu projektu temu krasnoludowi uf krasnolud wpakował kulkę o ile można tak nazwać dziurę na wylot w klatce piersiowej. W skrócie tak coś się porobiłlo z tą ręką, że w mgnieniu oka zamieniła się w działko i wystrzeliła, a krasnolud jakby nic się nie stało sobie poszedł.
- Czyli już wiemy co się tutaj wydarzyło i jak miał na imię nasz winowajca całej sprawy, ale jak ty się dostałeś na ten pręt - podnosząc brew powiedział Endred
- No a ty byś się nie wystraszył takiej broni i jej wystrzału, bo ja tak i tak to się znalazłem na tym drucie - odwarknął niziołek
- Wiesz o tym, że nie możemy ciebie od tak puścić. No więc zaprowadzę Cię pod nasz wóz i podasz mi swoje dane. Wy za ten czas zbadajcie uliczkę - rozkazała Ross
- Alric zbadaj z Endredem zaułek ja za ten czas przeszukam zwłoki i spróbuję się cos o nich dowiedzieć - stwierdziła Lotta
Jak było powiedziane tak zrobiliśmy. Oczywiście ja i Endred poszliśmy w dwie przeciwne strony uliczki, a przez cały czas towarzyszyły nam ciche odgłosy przepytywania przez Ross niziołka z ostatków informacji. Tak to przy takich dźwiękach zaglądałem w każdy kont, przesuwałem każdy papierek i sprawdzałem każdy centymetr. Po to aby dowieść, że na prawdę nic tutaj nie zostawiona. Mając nadzieję, że Lotta coś znalazła i jakoś to śledztwo ruszy z miejsca....
YOU ARE READING
Nadzwyczajni Bohaterowie
FantasyCo by było kiedy powiedziałbym wam, że istnieje pewien świat gdzie magia przeplata się z technologią. Gdzie wszystkie fantastyczne gatunki żyją razem i próbują stwarzać normalne społeczeństwa. Gdzie kontynenty możesz przemierzać jak i parowymi pocią...