Prolog

4 0 0
                                    


Pamiętam dokładnie ten dzień 

22 czerwca, Dallas w stanie Teksas 


Dokładnie pamiętam, każdą sekundę tego nieszczęsnego dnia. 


01:54 


Stałyśmy z Bri przy parku i czekałyśmy na jej brata Josha.

Padał deszcz 

Bridget i Josh Edwards, dzieci Amandy i Toma Edwardsów.

 Bri to wysoka blondynka, którą poznałam jeszcze w przedszkolu.  Tak się złożyło, że się zaprzyjaźniłyśmy. Niebieskooka piękność, która praktycznie cały czas się uśmiecha i swoją pozytywną energią zaraża wszystkich, no prawie wszystkich. Nigdy się nie wścieka, przez co czasem ma, wrażenie, że jest pozbawiona agresji. Bri to typowa dziewczyna z bogatej rodziny, która trzyma klasę jaką nadało jej nazwisko. Taka właśnie była Bridget Edwards, była totalnym przeciwieństwem mnie. Z naszej dwójki to ja byłam tą bardziej wyrachowaną, sprawiałam pozory miłej dziewczyny ale nigdy nią nie byłam. Mój wygląd niewinnej dziewiętnastolatki mylił ludzi i przyciągał ich do mnie.  W przeciwieństwie do Bri nie lubiłam nowych znajomości, wystarczała mi moja stała grupka znajomych. Nie byłam typem imprezowiczki, wolałam luźne spotkania przy ognisku lub na kanapie. Bri natomiast kochała obecność innych ludzi, nowych ludzi. Pewnie ciśnie się wam pytani jak takie dwie inne osoby mogły się zaprzyjaźnić. Tak, sama zadaję sobie to pytanie, nie znając  odpowiedzi. 


-Kim przestań się truć - Bri przerwała moje przemyślenia swoim spokojnym głosem. No właśnie zero adrenaliny i agresji. Była oazą spokoju. Prychnęłam na jej uwagę i mocniej zaciągając się, by chociaż trochę wyprowadzić ją z równowagi, nie udało się, tak jak od dziewiętnastu lat. 

-To moja forma ucieczki - odpowiedziałam jej wreszcie, czując na sobie jej przenikliwe błękitne tęczówki. Dziewczyna westchnęła i wyrwała mi papierosa z ust rzucając go gdzieś za siebie. 

Tak Bri to spokój sam w sobie, ale jest przeciwnikiem nałogów, w szczególności moich.  


02:17 

Spojrzałam na zegarek w swoim telefonie i mocniej otuliłam się swoją bluzą. Josh po którego dzwoniła dziewczyna, miał tu być chwilę temu. Spojrzałam na Bri z westchnieniem na co tylko wzruszyła ramionami i zaczęła przechodzić z nogi na nogę. Uśmiechnęłam się na jej ruch, ponieważ moja przyjaciółka często wykonywała go by opanować wzrastającą w niej złość, tak by nie opuściła ona jej ciała. 

02:22

Spojrzałam przed siebie zauważając w dali reflektory samochodu jadącego z naprzeciwka. Czarne BMW Josha Edwardsa zatrzymało się centralnie przed nami, a z samochodu wyszły dwie osoby, Josh i brunet, którego czarne oczy świeciły się nawet w ciemności. Patrzyłam na niego próbując wyczytać z jego ciała każdy szczegół. Wysoki, dobrze zbudowany z mocno zarysowaną szczęką.  Nie znałam go. Przynajmniej nie poznawałam go przy dzisiejszej aurze jaka panowała na dworze. 

-Sorki, Morganowi zepsuło się samochód, musiałem zgarnąć go z roboty - powiedział Josh drapiąc się po karku i uśmiechając się przepraszającą. razem z Bri przytaknęłyśmy i jak oszołomione weszłyśmy do samochodu brata dziewczyny. Moja przyjaciółka pewnie tak samo jak ja była chwilowo oszołomiona chłopakiem o czarnych jak dzisiejsza noc oczach, które świeciły w świetle gwiazd.  Były niesamowite i chyba hipnotyzowały. 

Patrzyłam przez okno na mijające przez nas budynki, drzewa i ludzi, którzy zdecydowali się na spacer lub wyjście po północy. Każdy wiedział, że to niebezpieczne w Dallas. Mój wzrok uciekł nagle na lusterko w którym było widać niejakiego Morgana, który również w nie patrzył. Zaważyłam, że ma dużą bliznę na szyi, pasowała mu. Dodawała mu męskości. W pewnym momencie zacisnął szczękę tak jakby wiedział, że na niego patrze, szybko odwróciłam wzrok i obserwowałam budynki zza szybą... 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 20, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Born To DieWhere stories live. Discover now