Dzisiaj trening, potem lunch z Isabelą, a później obiad z mamą. Jak zawsze rano powtarzałam sobie co mam do zrobienia. Niestety jestem typem człowieka zapominalskiego, przez co muszę zapisywać sobie karteczki przypominające o różnych ważnych rzeczach. Nie zapominajmy także o nowej technologii- mam na myśli telefony. Co jakiś czas włącza się alarm informujący mnie, że znowu o czymś zapomniałam.
-Zoey! Pamiętasz, że dzisiaj obiad o 16? Niestety późnej nie dam rady, bo mam prace.- informuje mnie moja mama. -
-Tak, pamiętam. Nie ma sprawy, wyrobię się chyba.- Mam szczęście że moja mama to moje całkowite przeciwieństwo. Zawsze o wszystkim pamięta, no i o wszystkim mi przypomina. Jest kochana i pracuje jako przedszkolanka w pobliskim przedszkolu, przez co często ma dla mnie czas. Co dla mnie ważne, mama poważnie traktuje moja pasje. Tata taki nie jest. Nie rozumie tego, że poświęcam się gimnastyce, a nie fizyce kwantowej, czemuś równie nudnemu. Jest prawnikiem i całe dnie spędza poza domem. Szczerze mówiąc takie życie mi się podoba.
-Kochanie idz już do szkoły, bo się spóźnisz na test z matematyki!
-Ojej, zapomniałam! Już lece! Isa miała po mnie przyjechać.- tak jak myślałam, pod moim domem stała odrobinę wkurzona moja najlepsza przyjaciółka. Poznałyśmy się w piaskownicy, jak to mówią, i od tego czasu jesteśmy nierozłączne.
-Gdzieś ty się podziewała?! Znowu zapomniałaś ?!- jednak nie była "odrobinę" wkurzona.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Postawie ci sok w sklepiku szkolnym.
-Fuj! Jak już to wode mineralną!- Isabela chodziła ze mną na gimnastykę artystyczną, odkąd oby dwie skończyłyśmy po dwa lata, lecz to ona jest na diecie, bo ja nie potrafiłabym odmówić sobie kubka gorącego kakao z piankami. Mniam. Dalszą drogę pokonałyśmy słuchając kawałków Katy Perry i Justina Bieber'a. Po pół godzinie dojechałyśmy do liceum nr 16 w Glasgow. Wysiadłyśmy i pobiegłyśmy do klasy, bo za dwie minuty miały zacząć się lekcje. Lubię chodzić do szkoły, ale nie lubię się uczyć. Uroki życia że tak powiem.
-Zoey Anderson! - zdałam sobie sprawę że wszyscy się na mnie gapią, a ja jestem w klasie, a nie przed szkołą.
-Tak? Przepraszam. -oczy profesora Victora Loudly ciskały piorunami.
-Oby się to więcej nie powtórzyło panno Anderson. Za karę zaczniesz pisać pięć minut później. -No i super. Nie zdążę.
Profesor zaczął rozdawać testy, mi też dał. Pewnie będzie odliczał mi czas. Dlaczego trafiłam akurat na niego? To ma być kara?? Dlaczego nie mogłam mieć lekcji z profesor Lucy ? Eh..
- Zoey, możesz zacząć pisać, ale następny razem myśl co robisz.- czy on myśli że robi mi łaskę? Chyba tak.
-Dobrze psorze.- wolałam nie dolewać oliwy do ognia, bo nie marzy mi się dywanik u pana dyrektora.
Loudly odpuścił widząc, że nie zamierzam się dzisiaj z nim wykłócać. Szczęście w nieszczęściu. Postanawiam zerknąć w końcu na pierwsze pytanie.
-Jezu, kto wymyślił ten test?!- ta myśl nie dawała mi spokoju. Dobrze myślałam, że nie zdążę. Teraz mam stuprocentową pewność. Będę musiała powtarzać. Mam nadzieje, że powtórka będzie łatwiejsza, bo jak będzie taka sama to znowu skończę z pałą.
-Proszę oddać testy.- oznajmił nam profesor. Super, zrobiłam tylko trzy zadania, na dwadzieścia cztery. Po prostu super. Mama znowu będzie smutna, a ja nie lubię przysparzać jej zmartwień...
-Isa, poczekaj na mnie!- drę się do wychodzącej z klasy przyjaciółki. Chyba mnie nie usłyszała, bo nawet się nie odwróciła. Ona i ten jej niedosłuch. Czasem wydaje mi się, że ona tylko udaje, że mnie nie słyszy, bo nie chce jej się gadać. Chyba dobrze mi się wydaje. Szybko zbieram swoje rzeczy i biegnę na następną lekcję, Z tego co pamiętam, to była biologia. Nic ciekawego.
----------------------
Idąc na lunch wpadłam na jakiegoś chłopaka. Miał na sobie czarne wypłowiałe jeansy i białą koszulę.
-Przepraszam.-Powiedziałam, chociaż on już sobie poszedł. Czułam się jak idiotka.
-Dobra opanuj się dziewczyno! To następny typ, na którego nie warto zwracać uwagę- mówiłam do siebie.
-------------------------
-Dzień Dobry pani Cristoph! -przywitałam moją trenerke.-Dzień Dobry Zoey! Dzisiaj najpiere rozciąganie, jak zawsze, potem poćwicz cały układ i możesz iść do domu. - objaśniła Cris. Cris ma 21 lat, ale jak na swój wiek wie więcej niż większość trenerek. Prywatnie jest moją przyjaciółką.
-Okej- uśmiechnęłam się
----------------
-Hej Zoey! Spóźniłaś się!- W jej głosie wyczułam zirytowanie.
-Przepraszam kochana, ale dzisiaj jestem jakaś taka zamyślona. - postanowiłam, że nie będę jej mówić o tym chłopaku, bo w końcu nigdy więcej go już nie spotkam.
-Zauważyłam właśnie. - nie kryła złości. - Wiesz? Nie kupiłaś mi tej wody mineralnej, to teraz stawiasz mi lunch. - o kurde, zapomniałam o tej wodzie!
-Jasne, a co chcesz?
-Kanapkę wegetariańską i WODĘ- zaznaczyła to drugie słowo.
-Okej, to idę zamówić.
----------------
-Hej mamo! -Krzyczę przechodząc przez próg mojego dużego, jedno rodzinnego domku.
-Cześć kochanie, jesteś pięć minut przed czasem. Cieszę się że nie zapomniałaś.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam jej szeroki uśmiech.
-Dzisiaj spaghetti! Twoje ulubione danie!
-Ojej dziękuję mamo! -rzucam się na nią i całuje w oba policzki. -Jesteś kochana!
Obiad mija nam w ciszy, lecz nam to nie przeszkadza. Lubimy spokój.
-Mamo było pyszne. Dziękuję-ucałowałam mamę.-Proszę skarbie. Idź się połóż, bo wyglądasz jakbyś nie spała calą noc. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale chociaż sobie poleż.
-Dobrze mamo. I tak jestem zmęczona. -powiedziałam wchodząc po schodach do swojego pokoju. -Dobranoc..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję że się podoba ❤ Zostaw głos i komentarz ❤
Bardzo motywuje ❤❤
***
YOU ARE READING
Gimnastyka
Teen FictionZoey trenuje gimnastykę artystyczną od drugiego roku życia. Jest to jej największa pasja. Niestety nie wszyscy są dumni z jej osiągnięć..