Prolog - Beznadziejni rodzice

16 0 0
                                    

   Ten jesienny dzień był bardzo deszczowy, dlatego wszyscy na cmentarzu mieli przy sobie parasolki. Każda była szara, czarna lub brązowa, żadnej kolorowej. Nikt nie cieszył się ze śmierci małego, dwuletniego chłopca leżącego już kilka metrów pod ziemiom oprócz jednego dziecka, które ledwo powstrzymywało uśmiech wchodzący mu na twarz. W końcu sam przyczynił się do śmierci tego małego szczyla. Rodzice zwracali większą uwagę na to nieznośne coś niż na swojego pierworodnego, dlatego czując potrzebę kochania dorzucał do mleka, którym karmiła matka jego "brata"  jakieś specyfiki, które mogłyby go zabić. Raz nawet wcisnął mu ciastko, które było nadziewane trutką na szczury.

   - Wracajmy już - powiedział pulchny mężczyzna do swojej żony, która nadal opłakiwała swoje martwe dziecko. Przez zimno, miała czerwone policzki, a makijaż, który miała na twarzy rozmył się zostawiając po sobie brzydkie, czarne plamy.

   Kobieta kiwnęła głową i ruszyła w stronę domu. Chłopiec tupnął nogą wściekły na to, że jego rodzice znowu o nim zapomnieli, ale nie chcąc dłużej tutaj zostawać ruszył za nimi. Ręce skrzyżował na piersi, a policzki nadymał. Nawet po śmierci bachora o nim nie myślą. Przecież jest ich pierworodnym! Powinni teraz zwrócić na niego całą swoją uwagę i na pewno traktować lepiej od tamtego małego szczyla. Ale nie! W końcu małe dzieci są słodsze od starszych! Jednak jak można nie lubić takie uroczego chłopca jakim był on? Piękna twarz, szczupłe ciało, trochę dłuższe miękkie, lśniące, blond włosy i te piękne, brązowe oczy. Każdy rodzić marzył o takim dziecku!

   Każdy dzień był okropny i jedyna rzecz, która chociaż trochę go ucieszyła to był przyjazd cioci Agnieszki. Chłopiec lubił tą miłą panią, która zawsze przywoziła mu słodycze. Tym razem nie było inaczej. Dostał od niej swoje ulubione żelki. Nie jadł ich za często i sam nie kupował, bo dbał o swoją sylwetkę. Nie tak jak te inne dzieciaki, które obżerały się bułkami z szynką, albo czekoladą kupioną w sklepiku szkolnym i potem były grube.

   Ciocia Agnieszka usiadła przy stole patrząc jak mama przygotowuje kawę. Zawsze sama mieliła ziarna, bo uważała, że wtedy są lepsze. Jednak blondyn tak czy siak nie przepadał za kawą. Smakowała jak gorzka woda. Obiecał sobie, że nigdy nie wypije już tego obrzydliwego napoju. Czasami się zastanawiał, jak dorośli mogą to pić?

   - Wyglądasz okropnie Olka - powiedziała Agnieszka gdy bardziej przyjrzała się twarzy swojej siostry i wzięła łyk kawy. - Wyglądasz na jeszcze starszą niż jesteś! Czy ty w ogóle radzisz sobie z wychowaniem Antka?

   Oczywiście Antek w tej chwili przyczepiłby się do tego, że zamiast ,,Antoni" kobieta powiedziała ,,Antek" i zacząłby swoje wywody o tym jak tak bardzo matka go nie kocha i powinna się bardziej postarać, bo on czuje się źle w tej rodzinie, ale postanowił siedzieć cicho. Nie miał humoru do rozmawiania z kimkolwiek.

   - Oczywiście, że sobie radzę! - odpowiedziała jej kobieta z uśmiechem kręcąc filiżanką w dłoniach. - Dlaczego myślisz, że sobie nie radzę?

   - Andrzej mi mówił, że ostatnio nie jesz i zamykasz się w pokoju na cały dzień - zmarszczyła brwi. - Jak chcesz mogę za ciebie zająć się Antosiem. Zawsze marzyłam, by mieć własne dzieci, więc zajmowanie się twoim to będzie sama przyjemność. Nie mówię oczywiście, że nie umiesz zajmować się dziećmi, bo robisz to doskonale, w końcu można to wywnioskować po tym jaki Antoś jest wspaniały. Ale chodzi o to, że musisz odpocząć, iść na jakąś imprezę, wyluzować się. Nie możesz cały czas myśleć o śmierci Bartka. To cię wyniszcza.

   Wtedy Aleksandra rozpłakała się. Agnieszka podeszła do niej i przytuliła ją czule uspokajając.

   - Może masz racje... - pociągnęła nosem. - Spróbuje się wyluzować, a ty zajmiesz się Antosiem.

   Dalszej rozmowy chłopiec już nie chciał słuchać. Był wściekły. Lubił ciocię Agnieszkę i często lubił do niej przyjeżdżać, ale tego było za wiele. Żeby matka wysyłała go do swojej siostry, bo już go nie kocha? Przecież to chamstwo! Nie po to zabijał swojego brata, by teraz znowu nie czuć się kochanym. To wszystko nie miało sensu. Przecież tamten bachor nawet mówić nie umiał, a do tego był tak gruby, że mógł równie dobrze być wielorybem, a nie dzieckiem. Mimo tego matka i tak bardziej go kochała od niego.

   Antoni położył się na swoim łóżku i wyciągnął telefon. Nie używał go za często, bo nie chciał popsuć sobie wzroku i być nieidealnym. Sprawdzał na nim tylko co jest modne w tym sezonie. Jeśli tylko jakaś zabawka była popularna on od razu ją dostawał. Oczywiście musiał najpierw dużo płakać i błagać, ale opłacało się, bo koledzy w klasie zawsze go podziwiali.

   Po jakiś kilku godzinach, gdy słońce już schowało się za horyzontem do pokoju chłopca weszła jego ciocia. Uśmiechała się do niego przyjaźnie, ale on wiedział już co zamierzała. Powie mu zaraz, że jego matka chce, by zamieszkał u niej na jakiś czas, bo go nie kocha.

   - Hejka Antoś - przywitała się, a blondyn znowu się wkurzył gdy kobieta zdrobniła jego imię. - Mama nie czuje się najlepiej, dlatego na jakiś czas zamieszkasz ze mną. Mam nadzieje, że się cieszysz. Zawsze się cieszyłeś, kiedy u mnie byłeś. Będziemy się razem bawić, kupie ci nowe ubranka.

   - Po prostu mama mnie nie kocha! - krzyknął krzyżując ręce na piersi. - Bardziej zależy jej na Bartku niż na mnie! Od kiedy tylko się urodził mama całą uwagę poświęcała tylko jemu! A teraz kiedy umarł i tak myśli tylko o nim!

   Agnieszka zamilkła i przytuliła do siebie chłopca.

   - To nieprawda, mama cię kocha - odpowiedziała. - Po prostu młodszym dzieciom trzeba poświęcać więcej czasu, bo nie umieją i nie rozumieją wielu rzeczy. Ty jesteś już duży, więc nie potrzebujesz już takiej opieki.

   - Beznadzieja - powiedział krótko.

   Chłopiec siedział na przednim siedzeniu patrząc na swój dom. Mama machała do niego na pożegnanie uśmiechając się. Dzisiaj był pierwszy raz kiedy się do niego odezwała po śmierci "brata" i było to tylko: ,,Do widzenia". Wiedział, że ona już go nie kocha, więc dlaczego miałby zostawać z osobą, która nie darzy go miłością? Poza tym ciągła ignorancja z jej strony była denerwująca. Jedynie ojciec jako tako się nim przejmował, ale ten pracował jako kierowca tira i nie miał czasu dla niego. Beznadziejni rodzice.


  ✂ ----------------------------------------

Prawdopodobnie jest to pierwsza książka na wattpad, która będzie z perspektywy narcystycznej osoby i całkowicie poświęcona jej. Kocham zaburzenia psychiczne б(>ε<)∂


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 05, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Narcyzm to nie chorobaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz