-17-

355 19 0
                                    

*pov Justine*
Siedziałam na podłodze przed dziedzińcem dokańczając pracę domową na runy, które miałam ostatnie w dzisiejszym planie zajęć. Wczoraj dopisałam do połowy i zasnęłam w trakcie, dlatego teraz muszę nadrobić to czego nie dopisałam esej, który akurat piszę ma być na 500 słów. Westchnęła głośno pisząc kolejny zbitego słów, który układał się w zdanie. Naprawdę musiałam się śpieszyć z pisaniem, bo chyba nikt nie chciał by dostać OKROPNE z pracy domowej. Odłożyłam pióro na bok a moje spojrzenie padło na Petera, który biegł na górę na 3 piętro, gdzie nie można było nam chodzić samemu, bo według słów Dumbledore'a tam jest najwięcej najniebezpieczniejszych schodów, gdzie może utknąć stopa. Zamrugałam zdziwiona unosząc brew do góry. Spakowałam prace domową do torby wraz z piórem, po czym pobiegłam za Glizdogonem aby mu się uważnie przyjrzeć oraz temu co będzie robił, bo to było dla mnie aż dziwne, że idzie gdzieś sam bez Syriusza lub James'a.

Szłam za nim aż na trzecie piętro, potem skręciłam w boczny korytarzyk, który prowadził do pustej sali lekcyjnej. Schowałam się za jednym z filarów, gdzie mogłam spokojnie go widzieć i słuchać tego co mówi. Zaczesałam kosmyk włosów za ucho wyjmując z torby uszy służące do posłuchu aby Petegrive niczego nie podejrzewał. Wyjrzałam zza filara a moje oczy rozszerzyły się. Miał na przed ramieniu czaszkę z otwartą buzią z której wychodził wąż oplatający czaszkę. Nawet jeśli bym się w tej chwili cofnęła, to pewnie bym narobiła wiele hałasu przez swoje niezdarstwo, które uruchamia się w stresujących momentach bądź chwilach. Siedziałam w ciszy słuchając tego, co szepcze. Niewiele rozumiał co mówił, bo to chyba było w jakimś innym języku, dawno nie używanym. Ta blizna czy cokolwiek to było zaczęło świecić na zielono. Pisnęłam wystraszona a po chwili zakryłam dłonią usta przeklinając siebie w duchu. Po dosłownie chwili ze stołu, który stał obok filara za którym się skryłam spadło krzesło, które gruchnęło solidnie w podłodze rozpadając się na malutkie kawałeczki. Spojrzałam przerażona na to co się stało a następnie wstałam i odwróciłam się do przodu przełykając ślinę. Peter patrzył się już na mnie tymi swoimi małymi, okrągłymi ślepkami. Starałam się coś wymyśleć jakąś wymówkę lecz nic mi nie przychodziło do głowy a w tym samym momencie uniósł różdżkę do góry celując w moją pierś. Zamknęła oczy a po niedługim czasie poczułam, że moje ciało kurczy się a ja mam przy tym czas na ucieczkę z czego skorzystam zostawiając torbę z rzeczami. W nieznanej formie ruszyłam przed siebie byle uciec jak najdalej od wściekłego Glizdogona. Przebiegłam między nogami uczniów Slytherinu, który szli na zielarstwo z tego vo dobrze pamiętałam a za mną rozległy się szmery i szepty o tym, że w tej porze roku nie ma takich zwierząt. Dopiero teraz spojrzałam na siebie i przybrałam formę lisa. Białego lisa z bardzo puchatym ogonem. Przez stres i strach zapomniałam gdzie dokładnie miałam biec, póki nie wpadłam w czyjeś ręce, które były przyjemnie ciepłe. Uniosłam wzrok do góry a spojrzenie moich oczu spotkało się ze spojrzeniem oczu Regulusa, który uśmiechnął się do mnie łagodnie jako jedyny chyba mnie rozpoznając. W sumie cieszyłam się, że to akurat na niego wypadło, że mnie znalazł a z drugiej strony smutne, bo myślałam że odnajdą mnie Huncwoci, którzy może w małym stopniu się przejęli tym, że mnie nie ma ale jak zawsze się myliłam.
-Zabieram cię do McGonagall. Ona ci pomoże przywrócić dawną postać -mówiąc to pstryknął mnie w nos a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.

Witajcie! Powróciłam do was z nowym rozdziałem po prawie miesiącu nie pisania! Ale to było spowodowane zmianą i stresem przed nową szkołą a teraz wena mi wróciła, więc możecie się spodziewać rozdziałów dość często (częściej niż raz na miesiąc)

Innymi Oczami Justine Death: Huncwoci II CzęśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz