- Boże! Friday! Musiałeś się tak uwalić? Za pietnaście minut wyjeżdżamy a ja ciebie nie mam jak doczyścić! - jęknęłam czyszcząc wielką plamę na sierści siwka. Uroki jasnych koni! Był piątek rano, czyli dzień wyjazdu na zawody ogólnokrajowe. Zostawałam tam do niedzieli. Nie mogłam się doczekać, aż spotkam się z moją przyjaciółką, Charlotte, z którą spotykam się tylko na zawodach. Po paru minutach wreszcie doczyściłam mojego konia, założyłam ochraniacze transportowe i ruszyłam w kierunku koniowozu. Trenerka pomogła mi go załadować, ale nie było to trudne, bo sam pchał się do środka. Wsiadłyśmy do auta, gdzie czekała mama i ruszyłyśmy w około godzinną drogę. Oparłam się o siedzenie i zasnęłam.
Obudziła mnie trenerka, informując, że jesteśmy na miejscu. Znalazłyśmy boks Friday'a, ulokowałyśmy go tam, odniosłam rzeczy do hotelu i na końcu przytargałam pakę pod drzwi boksu mojego konia. Usiadłam zmęczona przy parkingu, czekając na moją przyjaciółkę. Do mojego konkursu klasy P* zostały jakieś dwie godziny, więc miałam jeszcze sporo czasu. Potem jechałam jeszcze klasę N**. Wyjęłam telefon, pooglądałam zdjęcia na instagramie i usłyszałam czyjś pisk. Mrużąc oczy spojrzałam w tamtym kierunku i szybko wstałam.
- Charlotte! - wydarłam się jak wariatka i rzuciłam się w objęcia brunetki. Kij z tym, że widziałyśmy się dwa tygodnie temu.
- Boże, stęskniłam się! Który mamy pokój? - zapytała, bo zawsze na wspólnych zawodach nocowałyśmy w jednym pokoju.
- 24 - powiedziałam i wręczyłam jej klucze, szczerząc się przy tym.
- Dobra, daj mi piętnaście minut, ogarnę konia i hotel - przewróciła oczami i odwróciła się w stronę swojego transportu.
***
Zakłusowałam na Friday'u. Byłam na niewielkiej rozprężalni. Spojrzałam w stronę Charlotte, która również rozprężała swojego gniadosza, który miał na imię Everest. Imię było adekwatne do wzrostu, bowiem koń miał 180 cm. Po dziesięciu minutach rozprężenia, trenerka kazała mi najechać na przeszkodę.
- Stacjonata! - krzyknęłam i najechałam na stacjonatę. Przeskoczyliśmy z lekkością. Powtórzyłam to parę razy i dałam siwkowi spokój, czekając, aż nas wyczytają do startu.
- Koń Friday! - wykrzyknęła pani stojąca przy wjeździe na parkur. Skierowałam się na niego. Z placu konkursowego wyjeżdżał właśnie chłopak o imieniu Oliver, na koniu Hollywood Dream.
- Powodzenia - uśmiechnął się, gdy minęliśmy się w bramce. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już odjechał. Stanęłam przed budką sędziowską, ukłoniłam się i usłyszałam dzwonek do startu. Ruszyłam galopem. Pierwsza była zielono-biała stacjonata. Skręciłam lekko w prawo i najechałam na szereg składający się z czerwono-żółtego oksera i takiej samej stacjonaty. Przefrunęliśmy nad pierwszą przeszkodą, a po niej usiadłam w siodło, żeby przychamować siwka. Friday źle odmierzył i niestety zrzucił.
- Dawaj chłopaczku - szepnęłam i przyśpieszyłam. Następna do pokonania była czarna stacjonata. Koń zawachał się, ale skoczył. Skręciłam w lewo i najechałam na linię ze stacjonat. Przeskoczyliśmy bezbłędnie. Ostatnią przeszkodą był żółto-czerwono-biały okser. Usiadłam w siodło i przefrunęliśmy nad przeszkodą.
- Dobry koń! - poklepałam siwka i przeszłam do stępa na luźnej wodzy.
- Wynik Zoe Collins i Friday'a to 4 punkty karne i najlepszy do tej pory czas! Para ta jest teraz na drugim miejscu. - wyjechałam szczęśliwa z parkuru i dałam marchewkę siwkowi.
- Bardzo dobrze ci poszło - uśmiechnął się do mnie ten sam chłopak co na placu konkursowym.
- Dzięki! - odwzajemniłam uśmiech i pogłaskałam Friday'a.
--------------------
Wiem, że nudny rozdział, ale akcja się dopiero rozkręca <3
*klasa P - 110 cm
**klasa N - 120 cm
YOU ARE READING
Hope for a better tomorrow.
Adventure"- Nie dam rady - przegryzłam dolną wargę. - Nie dam rady skakać! - rozpłakałam się - Słońce, za półtora miesiąca mistrzostwa kraju - uśmiechnęła się trenerka - W takim razie nie pojadę - westchnęłam." Co robić kiedy utytułowanej zawodniczce zdarza...