O 3 nad ranem dostałem telefon od stajennego. Dimitria się oźrebiła. Wyczekiwałem tego źrebaka od bardzo dawna.
Jego matka to utalentowana, izabelowata, klaczka skokowa ze sporymi sukcesami, choć ma dopiero 5 lat. Liczę, że odziedziczy po niej dobrą technikę skoku. Dimitria bardzo ładnie się baskiluje i chętnie idzie na przeszkodę i naprawdę nie miałbym nic przeciwko, gdyby młody odziedziczył te cechy.
Ojciec natomiast to zeszłoroczny champion w wyścigach. Bergolio. W swojej karierze wygrał już 19 poważniejszych gonitw, choć też jest jeszcze młody. Zaczynał w wieku 3 lat. Obecnie ma 6. Niezły wynik. Piękny, masywnie zbudowany, kary ogier o naprawdę mocnych stawach i długich nogach. Właściciel mówił, że bardzo szybko nabiera masy mięśniowej i dobrze wykorzystuje paszę. Dodatkowe plusy.
Źrebak po tek dwójce powinien przynieść mi niezłe zyski.
Zerwałem się z łóżka, założyłem tylko jakąś koszulkę, buty i kurtkę i wsiadłem do samochodu, nie zamykając nawet za sobą drzwi od domu.
- Gdzie jest?- wbiegłem do stajni.- Gdzie jest moje cudo?
Podszedłem szybko do boksu klaczy i zobaczyłem źrebaka. Był jeszcze mokry od wód płodowych.
- Urodziła już łożysko?- spytałem odsuwając zasuwę boksu.
- Jeszcze nie- stajenny oparł się o ścianę i przypatrywał mi się.
- Dzwoń do weterynarza. Niech będzie gotowy. Jeśli za 0,5 godziny nie wyjdzie, niech przyjeżdża. Ta klaczka jest jeszcze nam potrzebna.
Spojrzałem na młodego. Ogólnie to...byłem zawiedziony. Ogierek był bardzo drobny, z nogami niezbyt długimi.
- Zostaje nam mieć nadzieję, że jeszcze wyrośniesz- chciałem go pogłaskać, ale Dimitria się zdenerwowała i położyła uszy po sobie.- No już już. Wiem, twój pierwszy źrebak i pilnujesz go jak oka w głowie. I bardzo dobrze- poklepałem ją po pysku i powoli się wycofałem.
- Ma już pan pomysł na imię?
- Dantalion.
- Oryginalnie.
- Przyjadę jutro rano. Pamiętaj o weterynarzu, jakby klacz nie urodziła łożyska albo jakby Dante się nie podniósł i nie zaczął pić. Ten młody to przyszłość naszej hodowli. Musi przeżyć.
- Myśli pan, że będą z niego jakieś zyski?- mężczyzna spojrzał na źrebaka z politowaniem.
- Nawet jeśli nie będzie wysoki, szansa, że odziedziczył baskil po matce jest wysoka. Wystawimy go w kilku zawodach, wygra je, i wtedy możemy nie dość, że zarabiać na wygranych, to jeszcze na ofertach krycia. A jeśli go sprzedamy, to dostaniemy za niego co najmniej kilkanaście tysięcy. Wystarczy pochodzenie.
- A jeśli nie wygra?
- Sprzedamy go jako niezajeżdżonego konia z super rodowodem. Wprawdzie nie dostaniemy wtedy aż tyle, ale zawsze coś- spojrzałem na niego jeszcze raz.- A krycia i tak będą oferowane, choćby ze względu na maść.
Dantalion nie odziedziczył umaszczenia po żadnym z rodziców. Póki co jest kary, tylko nieco przydymiony z jasnymi grzywą i ogonem. Przyznam szczerze, że nie widziałem jeszcze takiego połączenia. Jeśli Dante nie wysiwieje, ale jeszcze trochę ściemnieje, będzie wyglądał jakby był maści srebrno-karej.
- Pożyjemy zobaczymy- mruknąłem.- Trzymaj się- ruszyłem w stronę drzwi.- Tylko nie zapomnij o weterynarzu- powiedziałem głośniej.
Wsiadłem do samochodu i już zacząłem liczyć zyski z tego konia.
- Najpierw zawody. To będzie dobrych kilka, jak nie kilkanaście tysięcy. Potem krycia, jak już powygrywa kilka razy. 10 tysięcy za krycie. Czy brać więcej? No i ostatecznie sprzedaż. Kilkanaście tysięcy mogę za niego wziąć bez wyrzutów sumienia.
Po kilku minutach dojechałem do domu. Powiesiłem kurtkę na wieszaku, a buty zostawiłem w hallu. Nie przebierając koszulki, która już zdążyła pobrudzić się od słomy i końskiego łajna, rzuciłem się na łóżko.
A jeśli Dante nie osiągnie takich sukcesów? Co jeśli nie będzie się nadawał do sportu? Przecież czasami się zdarza, że rodzice źrebaka to super sportowcy, a dziecko jest ostatnią sierotą... Co jeśli taki jest Dante...? W końcu...nie jest jakimś nad wyraz silnym koniem. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Zawsze jest opcja, że jeśli nie pójdzie mu w skokach, to może bardziej mu się poszczęści na wyścigach. Prawda?
Zasnąłem dręczony takimi i podobnymi myślami.
Obudziłem się o 8 i pierwsze co zrobiłem, to wsiadłem do samochodu i pojechałem do stadniny.
- Jak się czuje? Z Dimitrią wszystko w porządku?
- Zachowuje się pan, jakby od tego źrebaka zależało pańskie życie.
- No bo w pewnym sensie zależy. To jedyna deska ratunku dla tej stajni. Musimy go dobrze sprzedać. Wtedy możemy myśleć o kryciu klaczy. Póki co nie mamy za co ich kryć. Za stanówkę dobrym ogierem trzeba zapłacić dobre kilka tysięcy. Więc sam rozumiesz- spojrzałem na lekko zsiwiałego mężczyznę.- A kto się spodziewał, że sezon nam nie pójdzie? Mieliśmy dobre konie. Mogę nawet śmiało twierdzić, że były super.
- Ale byli lepsi- dokończył za mnie.
- Niestety- przeniosłem wzrok na boks Dimitrii.
*******
MIESIĄC PÓŹNIEJ
*******
Dantalion rósł, ale wciąż był drobnej budowy. Coraz bardziej zaczynałem wątpić w jego talent do skoków.
Dzisiaj nadeszła pora na jego pierwsze wyjście na zewnątrz.
Wziąłem uwiąz i podpiąłem do kantara Dimitrii.
- No chodź- szarpnąłem za linę.- Idziemy na spacer.
Klaczka trochę niechętnie, ale podążyła za mną na zewnątrz. Dante posłusznie podreptał za matką rozglądając się przy tym z zaciekawieniem.
- Jest odważny- zanotowałem w pamięci.- To dobry znak.
Pierwsze, co zrobiła Dimitria, to przywitała się z końmi głośnym rżeniem. Dantalion spróbował ją naśladować, ale nie wyszło mu to za bardzo. Wszystkie wierzchowce podniosły głowy do góry wypatrując źródła tego dziwnego dźwięku.
Wpuściłem klacz na padok obok Sunny i Andromedy. Młody od razu podbiegł do płotu zaciekawiony, co to za dziwne stworzenia stoją tam za płotem. Kiedy tylko Dante zbliżył się do ogrodzenia, Dimitria odgoniła klacze i oddzieliła młodego od płotu własnym ciałem.
- Nadopiekuńcza matka- zaśmiałem się.- A Dantalion jest naprawdę dziwnym koniem. Zamiast trzymać się matki, woli chodzić samemu i zwiedzać- mruknąłem.- Zobaczymy co z niego wyrośnie.
Po półtorej godziny wziąłem uwiąz i ruszyłem w celu złapania klaczki, ale ona stwierdziła, że woli jeszcze pospacerować. Chodziłem więc za nią, a wokół mnie biegał Dante. Ostatecznie udało mi się przypiąć karabińczyk do kantara. Młody podszedł do mnie wtedy i klacz od razu zareagowała. Rzuciła się na mnie z zębami. Dostała końcówką uwiązu po nosie i trochę się ogarnęła, choć cały czas czułem na sobie jej pełne nienawiści spojrzenie. No bo w końcu, to ja zmusiłem Dantego, żeby do mnie podszedł. Ale tej kobyle trudno wyjaśnić takie rzeczy. Póki co jest mi potrzebna tylko po to, żeby odchować źrebaka, który przyniesie mojej stajni fortunę. Potem oczywiście będzie dalej startować w zawodach, ale najważniejszy jest Dante.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Opowiadania powstało na skutek zakładu z koleżanką :P
PS Czekam na Nutellę za wygrany zakład :P
A tak poza tym, to mam nadzieję, że aż takie złe to to nie jest :)
YOU ARE READING
Dantalion
Teen FictionW podupadającej stadninie koni sportowych na świat przychodzi długo wyczekiwany źrebak. Dantalion. Jakie będą jego losy? Co spotka go w przyszłości? Opowiadanie pisane z perspektyw ludzi, którzy go spotkali :)