¤ 5 ¤

26 2 2
                                    

obietnica 3
 
uwaga, platonicznie smótne.
jak wszytko co piszę, apparently...
"smutny romans"- tak mogłaby nazywać się każda próba napisania przeze mnie książki. fak, utknęłam chyba w pisarskiej pętli czasu, bo nic się nie zmieniło XDDD

może lepiej przecinki stawiam. czasami.
enjoy.

Po raz kolejny w tym tygodniu leżałam na łóżku i łkałam.
Płakałam z bólu.
Płakałam ze zmęczenia.
Płakałam przecinek bo nie umiałam przestać kochać.
"On wyrządził ci już za dużo krzywdy"- mawiała moja przyjaciółka Ann. " Musisz zatrzymać to bezsensowne uczucie, bo ta miłość cię zniszczy. Tak samo, jak moja zniszczyła mnie."

czuję, że wątek tej przyjaciółki byłby ciekawszym.

Chciałam powiedzieć "Masz rację Ann, to uczucie mnie zabija", lecz to byłoby kłamstwo. Tak naprawdę miłość napełnia mnie chorą nadzieją na lepszą przyszłość. Ja, kretynka.
Szczerze mówiąc doceniałam starania przyjaciółki- była dla mnie podporą i wsparciem, gdy Go zabrakło.

ależ Go starcza dla wszystkich, którzy wierzą. na tym chyba polega wiara w Boga, no nie, że w Jego oczach wszyscy są równi?

Nawet po tym numerze z  podcięciem żył wybaczyła mi i kazała zostać w pokoju, aż nie wrócę do formy. Nadgarstki mi pobandażowała i kazała nie nadwyrężać sił.

pomaganie osobie w depresji, robisz to źle. siedzenie w domu i oszczędzanie sił niewiele pomoże z chorobą psychiczną.

I tak nie miałam ochoty na robienie niczego poza całodniowym leżeniem w łóżku

^^^^^^
przestawiam państwu piękne podsumowanie mojej nędznej egzystencji.

i próbami przekonania samej siebie, że już Go nie kocham. Ale kocham. I to mnie zabijało. W pewnym momencie coś się stało- jakiś dźwięk nagle wyrwał mnie ze stanu otumanienia.
Ktoś zapukał do drzwi.
"Pewnie Ann zapomniała znowu klucza" pomyślałam i wstałam z łóżka, by otworzyć.

nie znam się, ale osoba załamana to by nie miała siły nawet pierdnąć, a jeszcze leźć do drzwi i je otwierać?

Tego, co zobaczyłam przed drzwiami nigdy bym się nie spodziewała. Na progu stał Chris.

szok, niedowierzanie.

Nie widziałam go od momentu, w którym zniszczył całe moje życie, czyli ze mną zerwał.

XDDDDD

Załamałam się.

oh nie.

Popadłam w depresję.

oh niee...

Podcięłam sobie żyły.

oh nieee!

Tylko z tęsknoty za mężczyzną, który stał spokojnie w moim progu i patrzył na mnie.
- Ch.. Chris?- jęknęłam cicho. Zauważył, że mizernie wyglądam. Miałam na sobie za dużą, żółtą koszulkę, majtki i rozgardiasz na głowie. Poza tym trochę schudłam i wyglądałam jak wieszak. - Co ty tu do cholery robisz?!
- Nie było cię cały tydzień na lekcjach. Ja.. Się martwiłem.

a, jakby kogoś ciekawiło, nie mam pojęcia, w jakim wieku mieli być bohaterowie. podejrzewam, że studenckim, ino z psychiką gimnazjalistów.

- Martwiłeś się- rzuciłam sarkastycznie. - Doprawdy fascynują mnie twoje zmiany nastawienia do mojej osoby.- złożyłam ręce na piersiach. I to był fatalny pomysł.
- Ty... Co ci się stało w nadgarstki?!- krzyknął i nie zważając na moje protesty, chwycił mnie za ręce. Gdybym nie była w tak słabym stanie, na pewno bym go powaliła.
- Zostaw mnie! Idź stąd!- nie zdążyłam jednak i zdołał rozwiązać bandaże. I zobaczyć, co pod nimi jest. Setki czerwonych, świeżo zabliźnionych kresek po żyletce. Zmarszczył brwi i przez kilka pięknych sekund widziałam w jego oczach przerażenie i smutek. Ha, czyli udało mi się go zaskoczyć, 1-0 dla mnie.

kosz na śmieci Where stories live. Discover now