Ben/Jeff × Only this one last time ×

367 58 6
                                    

Ben (POV)

Otworzyłem leniwie oczy, od razu patrząc się w sam sufit.
#Jak mnie wali głowa.. suszy mi w gardle..# Wyprostowując się do siadu, odruchowo złapałem się za kręgosłup, z lekkim grymasem na twarzy.
- Aż tak..- mrużąc oczy, bezszelestnie wstałem z łóżka, szukając coś do picia.
Ubrałem się i podszedłem do otwartych drzwi obok, widząc kapiącą wodę z kranu.
- A myślałem, że nic do picia nie znajdę...- podszedłem, odkręcając wody do szklanki, ile się da wycisnąć, po czym sączyłem ze szklanki wodę.
#To i tak nic nie daje...# Odkładając szklankę obok, poczułem czyiś oddech przy mojej szyi, co stałem przez chwilę w bezruchu. Momentalnie zrobiłem wymach ręką.
- Nie ładnie..- trzymał moją rękę w górze, patrząc się na mnie uważnie.
Drugą ręką, szukałem coś co da mi przewagę.
- Obiecałeś mi pomóc! - złapałem ostre szkło, chowając ostrożnie do kieszeni.
- Nie wrzeszcz.. dopiero ranek.- puścił mnie i podszedł do lodówki, która wyglądała niezbyt kusząco. Korzystając z okazji, zacząłem się powoli do niego od tyłu zbliżać, wyjmując kawałek szkła z kieszeni.
Ale kiedy miał się odwrócić, cofnęłem się, kierując w niego ostre szkło.
- Ben.. rozśmieszasz mnie...- zaśmiał się, powoli do mnie podchodząc, co się cofałem.
- N-Nie podchodź! Bo cię
dźgne! - poczułem z tyłu drzwi wyjściowe.
- Oddaj..- w mgnieniu oka, zostałem rozbrojony nie mając w ręku szkła, które było już na ziemi. Spojrzałem się chyba poraz ostatni na niego, po czym wybiegłem. Uciekałem jak mogłem, lecz byłem zbyt osłabiony, a moja głowa bolała jak cholera, jakby miała zaraz wybuchnąć. Poczułem szarpnięcie za mój kaptur, co się obróciłem do tego okrutnika.
- Puszczaj! Muszę ratować moich przyjaciół! - zacząłem się szarpać.
- Zapomnij już o nich! Pewnie już dawno im odcięli gardła..
wracajmy!
- Zostaw mnie!! - po chwili nie wiedząc jakim sposobem, odepchnęłem go na niedalekie drzewo. Spojrzałem na moją dłoń, która była zielona od materii.
Zauważyłem jak on leżał na ziemi, nie ruszając się. Po chwili podbiegłem ze strachem.
- Nic ci nie jest!? J-Ja nie wiem jak to się stało! Samo ze mnie
w-wyszło! - spojrzałem się na niego, sprawdzając jego tętno.

Jeff (POV)

Otworzyłem oczy. Zauważyłem Bena, który chyba coś do mnie mówił, lecz mój słuch był jakby.. wyciszony na maksa. Patrzyłem na niego, tym bardziej na jego oczy. Były przepełnione zmartwieniem, ale tylko chwilowym. Co po chwili poczułem solidnego uderzenia w moją twarz, co od razu się ogarnąłem.

- A to niby za co!? - lekko wstałem do siadu, łapiąc się za policzek.

- Bo na to zasłużyłeś..- zauważyłem jak powoli i ostrożnie wstaje, lecz go złapałem za dłoń bardzo wkurwiony.

- Ja ci dam "Zasłużyłeś"! Nie pozwole ci znowu odejść! - nawet nie drgnął, będąc uciszonym. Wstałem, będąc za nim zły.

- Mówię coś..!- moje usta zostały uciszone, wzrokiem Bena, który bynajmniej poczuł zagrożenie niedaleko nas. Nastała niezręczna cisza. Jeden delikatny podmuch wiatru przywiół głośny ryk nieznanego mi zwierzęcia. Bez zastanowienia wyjęłem nóż, podchodząc obok niego.

- Ben, schowaj się za mną.. A jeśli zagrożenie zaatakuje, dam ci znak byś uciekał.. Jasne? - spojrzałem się kątem oka na niego, po czym na natchodzące zagrożenie z zagęszczeń lasu. Ben po chwili się za mną schował, czując jego ciepły oddech na swoich barkach.

- Nie mogę cię zostawić..
samego..- miał twarz obok mego ucha, po czym schował połowę twarzy w moje włosy. Trochę się zdziwiłem, lecz po chwili przykuło moją uwagę niewielkie zwierzę. Był to dojrzały biało-szary wilk. #W cholerę te zwierzęta zamieszkują TEN las?#
Ścisnęłem mój nóż trzymający w dłoni, mając lekkie obciążenie na swoich plecach. Ben powoli zjeżdżał z moich pleców. Chciałem się obrócić, ale bez kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem było niewykonalne. A jakby się na mnie lub na Bena rzucił?
Niewybaczyłbym sobie tego.
Lekko przykucnęłem, by ostrożnie on położył się na ziemi. Od razu po tym wstaje, wciąż patrząc na gnojka.
Bez ostrzeżenia. Biegłem w jego kierunku z nożem. Ale tego bym się nie spodziewał. Zostałem wypchnięty przez drugiego wilka, który zatopił kły w moim ramieniu. Tak rozpoczęła się szarpanina. Nie wiem.. Ale w chuj się bałem.. Myślicie, że tylko normalni ludzie się boją, bo nie mają zrytej bani? #Odpieprz się od mojego ciała debilu!# wykopałem wilka dość dalego, co miałem czas na zorganizowanie sobie ucieczki.. Czekaj a Ben? Mów wzrok powędrował do jego ciała, a przy nim nadchodzącego wilka. Chcąc wstać, poczułem cholerny ból w ramieniu, lecz powstrzymałem się, szybko wstając na nogi. pędem podbiegłem do wilka, rozcinając mu od razu boczny brzuch. Prawie łapiąc Bena, poczułem przelatującą kulę, przepijającą mój brzuch, a drugi w lewą stronę klatki piersiowej. Czy ja dostałem w serce? Czemu to tak się kończy? Po dłuższej chwili padłem tyłem na ziemię, obok swojego  nieprzytomnego ukochanego.

- B-Ben..- krztysiłem się swoją krwią, lecz dałem radę złapać go za dłoń. Bardzo delikatnie ją ściskając.
Kątem oka można by zauważyć, że był człowiek z pistoletem, patrząc na sytuacje z przerażeniem. Zaczął coś z telefonem robić. Pewnie na policję..

- B-Ben.. Jeśli mnie słyszysz.. wybacz mi za wszytko.. za dzisiaj.. za wczoraj.. za przedwczoraj.. Po prostu za każdy dzień spędzony z tobą.. że cię wciągnęłem w niewinny romans..
Za który mnie pokochałeś.. kochałeś mnie.. szczerze? Mam taką
nadzieje..- zacząłem tracić wszystkie siły, aż moje ciało zaczęło się powoli wyłączać. Mój oddech spowalniać. Oczy moje powoli się zamykały. Powoli nastawała ciemność.
Moja krew zlatywała po moich bocznych kącikach ust. Z trudnością obróciłem twarz w moją ukochaną osobę, którą był Ben.

- K-Kocham cię.. Ty mój mały.. Słodki.. Elfie.. - po chwili moje oczy samowolnie się zamknęły, by chyba poraz ostatni nie móc już ujrzeć światła dziennego.

----
Przepraszam was, że musieliście aż tak długo czekać.. Rozdział mi wyszedł taki smutniawy.. Lecz oczywiście rozdział się na tym nie kończy! Do następnego! ;*
 

ᴹⁱłᵒˢ́ᶜ́ ᴮᵉᶻ ᴳʳᵃⁿⁱᶜ {ᴶᵉᶠᶠ & ᴮᵉⁿ}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz