JeanMarco

632 32 21
                                    

— Dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa...

Marco powoli otworzył jedno oko, budząc się ze słodkiego snu. Tuż przed jego twarzą znajdowała się twarz jego najlepszego przyjaciela, Jeana. Był blisko, zbyt blisko, jak na czwartą nad ranem.

Kiedy blondwłosy chłopak zauważył, że ten drugi już nie śpi, zamilkł.

— Mogę wiedzieć co robisz? — zapytał zaspanym głosem Marco. Policzki Jeana zrobiły się czerwone, a on sam odwrócił wzrok.

— Nic — odparł lekko zmieszany.

— Tak, po prostu lunatykowałeś i zacząłeś coś liczyć. Rozumiem.

— To nie tak... — westchnął Jean i z powrotem ułożył się na łóżku, które znajdowało się bezpośrednio pod łóżkiem Marco. Przez ten cały czas szeptali, nie chcąc obudzić reszty. Do pobudki zostało jeszcze trochę czasu, a każda minuta snu w koszarach była na miarę złota.

Marco zamknął oczy, jednak wiedział, że nie zaśnie ponownie. Zaczął wpatrywać się w sufit, zastanawiając się nad tym co właśnie powiedział Jean. Niewiedza odnośnie tego, co robił, nie dawała mu spokoju.

Zaczął nasłuchiwać, czy chłopak z dołu już zasnął. Już po kilku tygodniach nauczył się odróżniać odgłosy, jakie wydawali jego współlokatorzy. Kiedy się upewnił, że Kirschtein także nie śpi, ześlizgnął się na dół i położył obok Jeana.

— Co ty odwalasz? — zapytał Jean, ale równocześnie przesunął się, dając Marco więcej miejsca.

— Mogę zapytać o to samo. Obudziłeś mnie, wiesz?

— Ja z kolei nie mogłem przez ciebie zasnąć.

Marco spojrzał na jego twarz, jednak nic nie wskazywało na to, żeby kłamał.

— Chcesz mi wmówić, że chrapałem? — Bodt zmrużył oczy.

— Co? Nie! — Zaprzeczenie wyrwało mu się za szybko, i trochę za głośno, co skutkowało oberwaniem w głowę poduszką od Conniego, który zaraz potem przewrócił się na drugą stronę nie przerywając snu.

— Co za chory człowiek — powiedział Jean, wpatrując się w plecy śpiącego chłopaka.

— Zasłużyłeś — odrzekł Marco, uśmiechając się lekko, na co Kirschtein prychnął i ułożył sobie drugą poduszkę pod głowę. Położył się na plecach i zamknął oczy, jednak spokój nie trwał długo, gdyż Marco zabrał mu jedną poduszkę i sam się na niej położył.

— Więc co liczyłeś?

Jean westchnął i przewrócił się na bok, żeby być twarzą w twarz z chłopakiem.

— Piegi. Liczyłem twoje cholerne piegi.

Cisza, która nastała po tym wyznaniu, zaczęła Jeana irytować. Wolałby, że Marco jakoś zareagował, chociażby śmiechem (za co oczywiście wylądowałby na podłodze). Zamiast tego chłopak przysunął się do jasnowłosego i spojrzał mu prosto w oczy.

— Ile ich jest? — zapytał, a w jego głosie nie usłyszał ani krzty drwiny. Czysta ciekawość.

Kirschtein ponownie zaczął wodzić wzrokiem po jego twarzy, jednakże przez tą bliskość nie mógł się skupić na liczeniu. „Co ty ze mną robisz, Marco?” pomyślał Jean.

— Dużo... — szepnął, zatrzymując wzrok na jego ustach.

— Spokojnie, jeszcze kiedyś je policzysz
— Po tych słowach pokonał dzielącą ich przestrzeń i objął przyjaciela ramieniem. — Obiecuję.

Wan Shotto - anime one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz