ㅡ Jak tam w Szanghaju, słońce? ㅡ odezwał się któryś raz z rzędu pierwszy, zapewne nie chcąc tracić cennych sekund na chociażby krótkie, nic nieznaczące przywitanie.
Rozkoszny wieczór, a raczej noc; świerszcze grały spokojną i cichą melodię, swoim taktem dopasowując się do rytmu bicia mojego serca; zegarek na prawym nadgarstku wskazywał kilka minut po 23. Można by było pomyśleć, że dzisiejsze niebo jest utkane złotą nicią przez niebotyczną ilość świateł na czarnym jak poranna kawa płótnie nocy, jednak rozświetlony ekran mojej komórki skutecznie psuł całą delikatną atmosferę, utworzoną przez ukochaną panią noc.
Byłem wyczerpany dzisiejszym dniem, tak jak każdym innym w ostatnim czasie; syzyfowa praca związana z moim ostatnim projektem przytłaczała mnie coraz bardziej, a brak ciepłych ramion wieczorami doskwierał mi mocniej, niż bym się tego spodziewał, gdy żegnałem je ostatni raz na lotnisku w Szanghaju. Moje ciało było stęsknione upragnionego dotyku, bliskości, a ja, chcąc dać mu chociaż złudne poczucie bezpieczeństwa, objąłem swoje kolana rękoma, przyciskając komórkę do ucha.
ㅡ Wspaniale, ale byłoby o wiele lepiej, gdybyś był tutaj ze mną... ㅡ wyszeptałem ledwo słyszalnie, czując, jak łzy zaczynają zbierać się pod moimi przymkniętymi powiekami.
Ścisnąłem w swojej dłoni nogawkę moich nowych dresów, uśmiechając się delikatnie do zgaszonego już ekranu. Nie widziałem jego twarzy, musząc zadowolić się samym głosem, tak delikatnym, pełnym troski i przyjemnym dla ucha. Chciałbym usłyszeć go jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz, do końca świata.
ㅡ Na pewno jest tam teraz trochę chłodniej, więc ubieraj się ciepło i nie zapominaj o czapce, skarbie. To wcale nie tak, iż jestem pewny tego, że na sto procent już cię przewiało to szanghajskie, chłodne powietrze, ale staraj się teraz ograniczać długie spacery do parku. Rozumiem, że je lubisz, ale o tej porze roku to tylko ci szkodzi... Kiedy już wrócę, chcę cię przytulić i pocałować bez obawy zarażenia się katarem czy uporczywym kaszlem, słońce. ㅡ w jego rozbawionym głosie dało wyczuć się troskę, ale jednocześnie stanowczość.
ㅡ Miałeś zabrać mnie na taką przechadzkę po powrocie, Yuta. Zapewniłeś, że wrócisz i pójdziemy razem, gdziekolwiek tylko będę chciał... ㅡ mój cichy głos z każdą sylabą łamał się coraz bardziej.
Zamknąłem zmęczone oczy, delikatnie pociągając nosem, po chwili prostując boleśnie zdrętwiałe nogi. Nie mogłem przyznać przed samym sobą, że to naprawdę się stało, było to tak odległe i nierealne, że moje myśli nie obejmowały tego typu scenariusza. Zdenerwowanie walczyło ze szlochem przechodzącym przez moje zmarznięte ciało, tocząc zaciekłą walkę w moim przemęczonym umyśle, a ja nijak nie potrafiłem nad tym zapanować.
ㅡ Nie długo do ciebie wrócę, skarbie, obiecuję. Strasznie za tobą tęsknię, Sicheng. Nawet nie wiesz, ile bym dał żebyś tutaj ze mną był... ㅡ mówił coraz ciszej, a każdą moją wcześniejszą złość przykrył nieokiełznany smutek, miałem ochotę wykrzyczeć mu do słuchawki, jak okropnie cierpię, jednak wiedziałem, że będzie to całkowicie zbędne. Po prostu nie usłyszałby ani mojego głosu, ani niczego innego.
ㅡ Yuta... ㅡ tylko tyle zdołałem wydusić, zanim moim ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch; chyba dwa razy ugryzłem się w język, przy okazji raniąc dolną wargę. Dokładnie nie pamiętam. Mimo wszystko uczucie gorzkiego bólu i obrzydliwej tęsknoty pozostawiło na moich ustach pamiętliwy, metaliczny posmak mojej własnej krwi, która powoli wyciekała z dotkliwie rozciętej wargi.
Położyłem się na lekko zroszonej trawie, zapewne mocząc swoją ciepłą bluzę i kładąc telefon obok swojej zakrytej kapturem głowy. Oddychałem ciężko, chcąc złapać chociaż kilka upragnionych wdechów chłodnego powietrza, jednak moje słone łzy zamazywały mi jakikolwiek obraz, szczególnie utrudniając skupienie się i odzyskanie dawnego spokoju. Byłem tak cholernie żałosny, gdyby tylko to zobaczył... jeśli to widzi...
ㅡ Przepraszam, Yuta. Wiem, że tego nie chcesz... Na pewno byś tego nie chciał... ㅡ nie panowałem nad swoim łamiącym się głosem, który przerywany był przez ciche szlochanie i pociąganie nosem. Nie musiałem o to dbać i tak byłem tutaj zupełnie sam, a jego już nie było. Nie będzie, nie było...
ㅡ W każdym bądź razie, kochanie, dbaj o siebie, proszę. Bardzo, bardzo za tobą tęsknię... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak brakuje mi robionej przez ciebie herbaty, twojego ciała, ciebie... Kocham cię bardzo mocno, moje małe światełko na nocnym niebie. ㅡ jego głos na chwilę się urwał, po chwili w tle było słychać jego kroki. ㅡ Wyjdź na dwór, proszę i spójrz teraz w górę. ㅡ wziął głęboki wdech, który spowodował ciche szumienie w słuchawce. ㅡ Widzisz? W tym momencie patrzymy w to samo piękne niebo, tylko pod innym kątem. ㅡ zaśmiał się cicho, zapewne chcąc spróbować poprawić mi humor. ㅡ Jeszcze raz to powiem; kocham cię, Sicheng, nie mogę się doczekać, kiedy znowu cię zobaczę. ㅡ prawie niesłyszalnie pociągnął nosem. ㅡ Dobranoc, słońce, proszę, odbierz następnym razem.
Nagranie głosowe zostało zakończone.
Ponownie zacisnąłem zęby, uporczywie wpatrując się w coraz bardziej rozgwieżdżone niebo i próbując powstrzymać kolejne słone łzy, spływające po moich rumianych policzkach. Yuty już nie ma. Nie wróci; nie będzie zielonej herbaty, jego ciepłych ramion, wspólnych spacerów, jego całego. Zostałem sam ze swoim gwieździstym niebem. Czy to oznacza, że teraz patrzymy w nie obaj cały czas, tylko tym razem on znajduje się po drugiej stronie?
Delikatnie chwyciłem komórkę z wilgotnego podłoża i szybko włączyłem kolejną nagraną rozmowę.
Wiedziałem, że jestem od niego uzależniony, największym kompleksem całej mojej skromnej osoby był jego brak. A pustkę wypełniał żal, smutek i odrobina gorzkiego, mrożącego krew w żyłach bólu.
Po prostu tęsknię, Yuta. Dlaczego mnie zostawiłeś, odchodząc bez słowa pożegnania? Bez wyjaśnień, bez odpowiedzi na dawno zadane pytania, które cały czas siedzą z tyłu mojej obciążonej problemami i złym samopoczuciem głowy.
ㅡ Sicheng, znowu nie odbierasz... Coś się dzieje, słońce?
Wsłuchałem się w jego lekko przygnębiony głos, powoli zamykając oczy i z każdą chwilą coraz bardziej oddając się w objęcia snu, który krok po kroku zajmował moje ociężałe od płaczu powieki. Zapewne zdarzy mi się jeszcze nie raz zapłakać na tej małej górce z telefonem w dłoni, przy cichym akompaniamencie jego ciepłego głosu, zupełnie jak zdarzało mi się to kilka tygodni wstecz, zaraz po jego pogrzebie.
Naprawdę tęsknię, Yuta.
CZYTASZ
missing sky | yuwin
Fanfiction" patrzymy w to samo piękne niebo, tylko pod innym kątem." Sicheng kochał Yutę, a Yuta kochał podróże. angst; vignette; au; bl; one shot