Rozdział 1

53 0 0
                                    

Obudziłam się. Chciałam rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazłam, ale powstrzymał mnie przed tym silny ból głowy i uciskająca mnie... obroża?! Ból głowy zaczynał przechodzić i zmysły zaczynały odbierać wszystkie bodźce. Pod stopami wyczułam... chyba liście, mokre liście, na skórze czułam ciepłe promienie słońca i delikatny wiatr, do uszu docierało pohukiwanie sowy, szum strumyka i jakiś inny nieokreślony dźwięk. Dobra, czyli jestem gdzieś w lesie i w okolicy wody. Ale dlaczego niczego nie pamiętam? Jak się tu znalazłam i co do cholery na mojej szyi robi obroża? Co ja musiałam odpieprzyć? Próbowałam wstać, ale łańcuch, do którego byłam przywiązana, nie pozwalał mi na to. Oparłam się o drzewo i zaczęłam rozmyślać nad tym co musiało się stać i nad fundamentalnymi pytaniami: kim ja jestem i jak się nazywam? Mówią, że myślenie nie boli, ale ja byłam żywym dowodem na to, że jednak boli, bo ból głowy powrócił. Nie mogłam go znieść, więc przymknęłam oczy i zasnęłam. Sen nie mógł trwać długo, bo słońce nie zmieniło swojego położenia za bardzo. Od siedzenia na ziemi zaczynały boleć mnie wszystkie mięśnie i stawy, ale przynajmniej miałam piękny widok na góry, za którymi niebawem miało zajść słońce, więc zapowiadł się magiczny zachód słońca. Nie myliłam się okolica w tym świetle wyglądała nieziemsko. Zachwycałam się krajobrazem, kiedy nagle poczułam silne ukłucie w ramię, zaraz po nim zdrętwiałam i zemdlałam. Znowu przebudzenie, silny ból głowy, obroża.

-No zajebiście!- Krzyknęłam ile sił miałam w płucach.

Ale dopiero teraz zauważyłam, że znajduję się w jakimś ciemnym i zimnym pomieszczeniu.

-Dobra, spokojnie jesteś w jakimś pomieszczeniu, czyli są ludzie. Może Ci pomogą. Ale co będzie jeśli będą mieli inne zamiary?

Dotarło do mnie, że zaczynam wariować, bo nigdy nie mówiłam do siebie, chyba. Usłyszałam jak przesuwa się coś ciężkiego, a później czyjeś kroki, które w zastraszającym tempie nabierały na sile. Całe ciało szykowało się do ucieczki, tylko był jeden naprawdę drobny szczegół, obroża na mojej szyi i łańcuch, dzięki któremu nie mogłam nawet wstać. Może to wydać się śmieszne, ale właśnie uświadomiłam sobie, że bardzo chce mi się sikać. Ale w tym momencie ważniejsze było kto idzie i po co idzie. Już niedługo miałam się dowiedzieć, za moment. Kiedy kroki ucichły, ale tylko na chwilę. Od tej osoby dzieliło mnie już niewiele. I jest...

-O kurwa! - Wyrwało mi się.

Wszystko wróciło. Wiedziałam, że nazywam się Anita Komar, studiuję medycynę i poznałam tego potwora na uczelni.

-Czym mnie nafaszerowałeś?

-spokojnie niczym, co mogłoby ci zaszkodzić.

- spokojnie!? Uprowadziłeś mnie, zakułeś i naćpałeś. I ja mam być spokojna?

-Byłem na tyle miły, że pozwoliłem ci podziwiać zachód słońca, który tak uwielbiasz.

- No dzięki łaskawco, za wyprowadzenie mnie jak psa.

-Grzeczniej, bo nie będzie więcej takich atrakcji.

-Ty sobie żartujesz czy serio jesteś taki pojebany?

-Masz rację w wersji na ostro jesteś bardziej pociągająca.

-Wypuść mnie!- nie mogłam już dłużej utrzymać swoich emocji na wodzy i łzy płynęły mi po policzkach strumieniami.

-Dlaczego miałbym to zrobić? - powiedział to z wielką satysfakcją.

- Bo to niemoralne.

-Zostawmy moją moralność. Przyniosłem ci coś smacznego.- Podał mi talerz, następnie poluzował łańcuch na tyle, bym mogła dostać się do łóżka i małej łazienki.- Do jutra. Śpij dobrze.- Powiedział te słowa i wyszedł.

Gdy skończyłam jeść, postanowiłam się przespać.

Tego Ci nie zapomneWhere stories live. Discover now