I. Noc wigilijna

52 7 2
                                    

Dość - pierwsza myśl, jaka wpadła Jaeminowi do głowy. Miał dość to mało powiedziane, miał już tego po dziurki w nosie. Nie chciał więcej słuchać, jak jego rodzina powoduje kolejną kłótnię, psując tym samym całą ciepłą atmosferę, którą udało mu się wytworzyć razem z kuzynostwem.

Zacisnął usta w cienką linię i obdarzając swojego brata ciotecznego naburmuszonym spojrzeniem, uniósł brwi do góry w geście zirytowania. Wziął ostatni głęboki oddech, słysząc, że dyskusja się zacieśnia do wypominania sobie błędów z przeszłości i bezsensownych wyzywanek. Po kryjomu ręka dał znać Jisungowi, aby odejść od stołu i zostawić ich rodziców samych, na co młodszy delikatnie skinął głową i podniósł się ze swojego miejsca, nie zwracając tym nawet odrobinki uwagi dorosłych.

Jaemin jako najstarszy z nielicznego kuzynostwa podjął się opieki nad Jisungiem i jego trzyletnią siostrą już Dwa lata temu, kiedy do ich domu wprowadziła się siostra jego mamy. Były one skłócone od dłuższego czasu i zdarzało im się porządnie obrócić cały dom do góry nogami. Siedemnastolatek miał nadzieje, że chociaż w tak ważny dla życia rodzinnego wieczór nie będą sobie skakać do gardeł, ale no cóż, przeliczył się. Ich niepoprawiająca się relacja poważnie zaczęła szkodzić atmosferze domu, zaczynało się robić nieprzyjemnie cicho, a chmury bezsilności wręcz koloniami unosiły się pod sufitem oraz chodziły za resztą domowników. Będzie musiał poważnie porozmawiać z mamą, bo przecież nie pozwoli, żeby jego dzieciarnia cierpiała przez jakieś głupie foszki.

Schylił się, podchodząc pod choinkę i z nie głośnym jękiem uniósł już trochę ważącą trzylatkę i podrzucił ją delikatnie, poprawiając się tak, aby przypadkiem nie stało się żadne nieszczęście. Dziewczynka nie opierała się, lecz kurczowo trzymała w swojej małej rączce lalkę, jej dopiero co otwarty prezent. Z rozdziawioną buzią przyglądała się kłócącym się kobietom przez ramie jej opiekuna, który próbował zwrócić jej uwagę oraz uspokoić, mówiąc, że zaraz przeczyta jej bajkę na dobranoc, tę o misiu, którą tak bardzo lubi.

Chłopak zaczął kierować się w stronę schodów, chcąc mieć już spokój, jednak poczuł, jak ktoś szarpie go delikatnie za kant starannie wyprasowanej koszuli. Odwrócił się podirytowany i spojrzał na swojego ojca, który od początku nie uczestniczył w kłótni, tylko siedział i się przyglądał.
— Tak? — zapytał niemiłym tonem.
— Jaemin - zaczął niepewnie. — Przepraszam.
— Mnie? Mnie nie przepraszaj, Tato. Przeproś Jisunga i Jiwoo, to oni będą mieć takie wspaniałe, pełne krzyku i niezrozumienia wspomnienia z rodzinnej wigilii — odparł stanowczo i z wyrzutem. Żeby nie było nieporozumień, chłopak wiedział, że to nie ojciec jest winny kłótniom ani nie on rzuca bluzgami na prawo i lewo. Jednak nie potrafił się on postawić i ani razu nie próbował kobiet uspokoić. Za każdym razem dzieci musiały czekać, aż kłótnia się skończy, wtedy kiedy siedemnastolatka nie było, lub to właśnie on musiał wtrącić swoje trzy grosze, przez co nie raz okropnie mu się oberwało. Ojciec nie zrobił niczego, żeby załagodzić sytuacje w domu, to Jaemin musiał się wszystkim zajmować i to, że starszy go teraz przeprosi, nie zmieni nic.

Nie czekał na jego odpowiedź. Ruszył pewnym krokiem w stronę schodów, dorównując kroku swojemu kuzynowi i po raz ostatni poprawił dziewczynkę na swoich ramionach.

W przeciwieństwie do reszty domu w pokoju Jisunga panowała bardzo miła atmosfera. Pachniało świeczką cynamonową oraz lukrecjami, a Jaemin kocha lukrecje. Jiwoo już dawno usnęła, leżąc trochę na kolanach młodszego, a trochę na starszego, przykryta czerwonym kocykiem. Przez spotify puścili swoje ulubione piosenki, które przeplatały kolejkę z tymi typowo świątecznymi. Oboje chcieli stworzyć miłe wspomnienia wspólnego wieczoru wigilijnego, ich pierwszego. W zeszłym roku piętnastolatek niestety lub stety, wyjechał na całą przerwę zimową do swojego ojca, gdzie na pewno bawił się dobrze. Starszy nie miał zamiaru dopuścić, aby jego dom kojarzył mu się ze złymi rzeczami, chciał im dać dobry dom i szczęście, na jakie zasługiwali, dlatego poprzysiągł mu, że zrobi wszystko, żeby to zakończyć.
— Proszę cię, Jaemin — odparł twardo, lecz cicho. — Nie udawaj tylko, że cała ta sytuacja nawet cię nie rusza. Jestem pewien, że ty też byś chciał spędzić święta w normalny sposób.
— Może i tak — przyznał rację. — Ale ważniejsze jest dla mnie, żeby zadbać o to, żeby ani tobie, ani dzidzi się krzywda nie działa.
— Ze mną i z nią jest wspaniale, głównie dlatego, że mamy tak wspaniałego prawie-brata — szturchnął starszego ramieniem, sprawiając, że ten przewrócił w rozbawieniu oczami. — Mówię serio. Nie ważne jak źle by dzisiaj było, będę miał dobre wspomnienia, bo jesteśmy w tym razem, bo jestem tu z tobą, osobą, która się o mnie martwi i jest mi bliższa niż własny ojciec.
— Gadasz, jakbyś się zakochał.
— JAEMIN FUJ — odparł z zażenowaniem na głupi żart, od razu słysząc ten durny śmiech starszego.

Po zamknięciu za sobą drzwi pokoju swojej siostry ciotecznej wrócił na chwilkę do pokoju Jisunga. Uchylił lekko płytę drzwi tylko po to, aby sprawdzić, czy chłopak na pewno usnął. Odetchnął z ulgą, przemierzając korytarz cichego już domu, mrucząc pod nosem, jak to trudno jest być nastoletnią matką. Wchodząc do siebie, zakluczył drzwi i rzucił się na wygodne łóżko, powodując tym samym hałas.

Chciał pobyć przez chwile normalnym nastolatkiem i odciąć się na pare minut od rodziny, chciał poszaleć i wyjść gdzieś z przyjaciółmi, jednak jego jedynym przyjacielem był teraz Jisung. To nie tak, że miał ich dość, nie tak, że nie chciał się przyjaźnić z młodszym, po prostu został zamknięty w rutynie bycia przykładnym ojcem oraz matką na raz, ponieważ oni na swoją nie mogli liczyć. Jaemin czuł się za nich odpowiedzialny, opiekował się nimi i pomagał, kiedy tylko mógł, uczył Jisunga wszystkiego, co umiał, dawał z siebie wszystko, co miał.

Potrzebował przerwy.

Może i przesadza, może i nie, ale tak właśnie się czuł. Czuł, że potrzebuje, żeby chociaż raz to on był traktowany jak dziecko, którym zresztą był, żeby to ktoś opiekował się nim i o niego się martwił.

Właśnie dlatego siedział teraz na parapecie z wystawionymi za okno nogami i próbował paluszkami dotknąć papy leżącej na dachu garażu. Stwierdził, że w ten sposób nie osiągnie celu, przynajmniej nie tak szybko, jak by chciał. Obejrzał się panicznie za siebie, przy okazji zerkając na elektroniczny zegar na szafce nocnej i ze strachem zauważył, że dochodzi pierwsza w nocy.

Boże, przecież on nigdy nie przebywał poza domem po dziesiątej, a co dopiero wychodził.

Zeskoczył z parapetu, lądując płasko na stopach i chwiejąc przez to, że dach był nieznacznie pochylony. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół, analizując sytuacje, w jakiej się znalazł. Wziął głęboki oddech i wrócił pod swoje okno z zamiarem ponownego wspięcia się i powrotu do domu, jednak w ostatniej chwili coś go tknęło, przez co złapał za klamkę i przymknął je, tylko żeby nikomu nie przyszło do głowy się włamać. Pod wpływem emocji i adrenaliny zszedł z dachu, jedną nogę opierając na niewielkiej skrzynce, chroniącej korki przed zamoczeniem, a drugą na doniczce, która omal się przez to nie przewróciła. Niezdarnie stanął na krzywych kamieniach otaczających dom i zrobił dwa kroki do tyłu.

Boże co ja zrobiłem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 24, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

opowieść wigilijna; nayongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz