Wesołych Świąt Kochani! 💕
Życzę, aby wasze wszystkie marzenia się spełniły! 🎄
inspiracją do dwóch scen był komiks "loose ends", który pewnie już wszyscy bardzo dobrze znają.
_
Świąteczną atmosferę było czuć na kilometr. Derry po raz pierwszy w roku tętniało życiem. Na twarzy mieszkańców widniały szerokie uśmiechy, spowodowane zbliżającymi się świętami.
Śnieg delikatnie prószy, sprawiając, że Maine zmieniło się w białe miasteczko. Na wszystkich ulicach powieszone były lampki, widniały przeróżne dekoracje, które można było sobie tylko wyobrazić.
Tutaj nie wyróżniał się nawet dom Mike'a Hanlona, gdzie uśmiechnięty mężczyzna szykował się na przyjazd przyjaciół. Jego pierwszych, prawdziwych przyjaciół. Frajerzy. Chociaż nie można było ich tak nazwać. Byli największym wsparciem, a zarazem najbardziej odważnymi i denerwującymi dzieciakami w Derry. Przykre, że ich drogi rozeszły się równo z wyjazdem Richiego niewyparzonej gęby Toziera i jedynej dziewczyny w klubie - Beverly Marsh.
Mieli wtedy może z osiemnaście lat. Ben wraz z Billem, zamknęli się w sobie po wyjeździe Marsh. Za to Eddie nie chciał widzieć nikogo innego oprócz Richa, którego nie widział do dziś.
Mając dwadzieścia trzy lata na wszystko patrzy się inaczej. Dlatego też, Mike zadecydował, że zaprosi całą szóstkę na wigilię. Nie widzieli się w całym gronie dobre pięć lat. Fakt, reszta miała ze sobą kontakt. Oprócz Toziera i Kaspbraka. Totalnie odcięli się od świata, także propozycja Hanlona, praktycznie nie była prośbą. To był rozkaz, aby się zjawili.
Mike uśmiechnął się szeroko, usłyszawszy dźwięk dzwonka do drzwi. Rzucił się w stronę drzwi i rzucił się w ramiona Beverly i Bena.
- Cześć! Wchodźcie. - Pokazał im gestem dłoni, aby weszli do środka.
Para rozgościła się w salonie, pomagając w nakryciu do stołu i innych takich drobiazgach.
- Eddie i Rich będą?
- Będą. Chociaż uwierzcie, ogarnięcie najpopularniejszego dziennikarza radiowego w stanie Maine nie było takie łatwe, jak może się wydawać.
Przerzucił dwa kawałki drewna i otworzył kominek. Wrzucił tam drewno i podpalił je, co sprawiało miejsce bardziej przytulne niż na początku.
- Och, tak. To było pewne. Kto by pomyślał, że ta niewyparzona gęba osiągnie taki sukces, nie?
Beverly uśmiechnęła się w stronę narzeczonego, kiwając głową.
- Od kiedy pamiętam miał do tego smykałkę. W końcu miał niewyparzony język!
Roześmiali się. Rozmowa sama się toczyła. Tematów mieli wiele. Nawet mogliby rozmawiać o trawie, a nie byliby znudzeni. Cieszyli się swoją obecnością i nic nie mogło tego zepsuć.
Ich wymianę słów przerwało pukanie. Mike przeprosił przyjaciół i nucąc pod nosem jakąś świąteczną piosenkę, ponownie otworzył dębowe drzwi i przywitał się ze Stanem i Billem. Pokierowali się do salonu, a w mieszkaniu zapanowała rodzinna atmosfera. Żartowali, rozmawiali, a nawet tańczyli, oczekując przyjścia dwójki lubych.
- Myślicie, że przyjdą? - Westchnął Stan, który leżał wtulony w klatkę piersiową Billa.
Beverly spojrzała się na zegar ze zmartwioną miną.
CZYTASZ
mistletoe | reddie | one shot
Fanfiction"tęsknotę odczuwamy dopiero wtedy, gdy idąc spać, czujemy obecność tej osoby obok" 🎄reddie, stenbrough, benverly 🎄hepi end 🎄merry christmas, everyone