epilog

427 25 10
                                    

26 sierpnia, godzina 21:04

Próbowałam oddychać spokojnie, ale coś mi nie wychodziło. Jack obejmował mnie w pasie i całował po głowie, mówiąc, że będzie dobrze.

— Jack, boje się — mruknęłam, chowając głowę w jego ramię.

— Mówiłaś, że ile jeszcze potrzebujemy punktów? — mruknął, a ja podniosłam głowę, mrużąc przez chwilę oczy.

— Punkt, albo dwwwa — przeciągnęłam, wciągając nagle powietrze — O mój boże, jakkolwiek to przegramy mamy te playoffy, rozumiesz? Macie te playoffy.

Chłopak szeroko się uśmiechnął, a mnie przeszły ciarki, bo cholera, jego uśmiech jest najpiękniejszy na świecie.

— Liczysz na to, że przegramy? — zadał pytanie Kaczmarek, na co podniosłam jedną brew prowokacyjnie.

W odpowiedzi dostałam wysunięty jego język i puścił mi oczko i no, okej. Poczułam jak moje serce przyspiesza, kiedy siwy gościu opuścił ręce i odszedł. Taśma poszła w górę a ja jęknęłam, czując kopnięcie dziecka. Jack spojrzał się na mnie z rozszerzonymi oczami i uświadomiłam sobie, co się stało. Spojrzałam w stronę toru i Kasprzak z Bartkiem jechali na 5:1. Otworzyłam buzię i poczułam, jak napływają mi łzy szczęścia do oczu.

— Mamy pieprzone playoffy — powiedzieliśmy z Jackiem w tym samym momencie, uśmiechając się szeroko.

Rzuciłam mu się w ramiona, a on zacisnął ramiona wokół mnie i zaczął się śmiać. Dziecko znów uderzyło, ale tymrazem dwa razy. Położyłam dłoń na brzuchu i uśmiechnęłam się szeroko. Kiedy ostatni zawodnik przekroczył metę, Marcin ogłosił, że Toruń oficjalnie jest w playoffach i stadion ryknął. Wszyscy kibice po prostu ryknęli, w boksach zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Podbiegłam w stronę wzruszonego pana Jacka i go przytuliłam.

— Dobrą robotę Pan odwalił — uśmiechnęłam się i poklepałam faceta po ramieniu.

Jacek tylko uśmiechnął się szeroko i spojrzał za moje ramię. Zdziwiona odwróciłam się i myślałam, że zaraz urodzę tego bachora. Jack, stojący z jedną ręką z tyłu, uśmiechający się. Zapowietrzyłam się, kiedy zobaczyłam go na telebimie i usłyszałam ciszę na stadionie. Z tą samą miną spojrzałam na chłopaka, który w tym samym momencie klęknął i fuck, zabije go, zabije.

— Wcześniej było nieoficjalnie, więc pomyślałem, że tutaj będzie idealnie — uśmiechnął się tym swoich cholernym uśmiechem.

— Zabije cię idioto, zabije — powiedziałam płaczliwym głosem, śmiejąc się.

Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem, kiedy Marcin podał mikrofon Jackowi, by cały stadion go usłyszał.

— Paulino, wyjdziesz za mnie? — wymruczał, zaciskając usta ze zdenerwowania.

Marcin przekazał mi mikrofon z głupim uśmiechem na twarzy, wzięłam go do lewej ręki a prawą trzepnęłam go w ramię.

— Jak ja cię idioto kurwa nienawidzę — mruknęłam, oddając mikrofon Marcinowi i podeszłam do Jacka, by go pocałować.

Cały stadion ponownie oszalał, a ja całowałam się z Jackiem, jakbyśmy byli sami. Oderwałam się od niego z charakterystycznym cmoknięciem i oparłam czoło o jego. On rozchichotany założył mi pierścionek na lewy palec serdeczny i ponownie złapał moją twarz, po czym pocałował mnie z pasją.

———
okej, niestety tak zakończę ten epilog. oh god, napisałam swoją pierwszą opowieść i teraz ją kończę. przywiązałam się trochę do tej książki, bo miałam beke z pisania tego, ale teraz to już się kończy, ja nie wiem. chciałam króciutko podziękować za to, że w ogóle czytacie tą książkę XD jestem zdziwiona że naprawdę wam się podoba i no okej, zdradzę wam rąbka tajemnicy - planowałam drugą część, ale wpadłam na pomysł kompletnie innego opowiadania. tylko nie wiem, czy napisać opowiadanie o jakiejś parze nastepnej, czy napisać opowiadanie takie spontaniczne śmieszne itd. decydujcie😇

jeszcze raz, D Z I Ę K U J Ę💙

Instagram [Jack Holder] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz