Mahidevran stała przy wielkim, po bokach zdobionym złotem, oknie i podziwiała piękno królewskiego ogrodu. Stojąc tak, spoglądała na swoją najmłodszą siostrę Nesajem, bawiącą się u boki matki Ece. Obie goniły się w ogrodzie co chwila podwijając długie, dotykające ziemi suknie. Mahidevran jeszcze raz zerknęła w stronę ogrodu i ruszyła korytarzem w stronę komnaty bawialnej, gdzie w tym czasie powinny przebywać jej siostry.
Wchodząc do komnaty, strażnicy skłonili się przed dziewczyną a ta zmierzyła ich wzrokiem i wyprostowana podeszła do swoich dwóch sióstr- Thary i Meryem. Miny obydwu dziewcząt były niecodzienne, Mahidevran to czuła. Siedziały one na zdobionej złotą nicią sofie i haftowały. Podczas gdy dziewczyna podeszła jeszcze bliżej i zajęła miejsce na przeciwko nich, obie młode kobiety spojrzały po sobie następnie na swoją siostrę, a potem znów wtopiły wzrok w materiał, na którym wyszywały kwieciste wzory:
-Coś się stało?- Mahidevran musiała spytać, zawsze dobrze dogadywała się z siostrami, nigdy nie miały przed sobą żadnych sekretów. Rozmawiały dosłownie o wszystkim, od przyłapanej na kradzieży służbie do przystojnych szlachciców Stambułu.
-Nic takiego, po prostu do pałacu przyjechał goniec... I to bardzo pośpiesznie, służki mówią...- zaczęła Thara, została jednak szturchnięta przez Meryem i wtedy przestała mówić.
-Nie wierzmy w plotki służących, z nudów wymyślają je, aby zdobyć chociaż promyk uwagi- dziewczyna krzywo uśmiechnęła się do Mahidevran i zajęła się wyszywaniem popijając gęstą herbatę.
-Wybaczcie, ale wasze miny mówią jedno, że coś się stało. Chcę wiedzieć, nawet jeśli są to głupie plotki- Mahidevran, bała się, goniec, który przyjechał w wielkim pośpiechu mogło oznaczać, że któryś z monarchów tego świata zmarł lub co gorsza wybuchła wojna. Turcji, często nie odwiedzano, zatem nie brała pod uwagę przyjazdu żadnego z królów.
-Podobno sam angielski monarcha, przyjeżdża na nasz dwór w celu zawarcia sojuszu, ale niektórzy mówią, że aby sojusz został zawarty odbędzie się ślub- Thara spojrzała na siedzącą na przeciwko siostrę.
-To nie wszystko, ojciec cię wzywał, kazał powiedzieć ci to, gdy tylko cię zobaczymy- dokończyła Meryem, wpatrując się w niebieskie oczy Mahidevran.
Dziewczyna wiedziała co oznacza sojusz, co często jest jego warunkami, fakt ten wzmacniał przyjazd brytyjskiego monarchy, a tymbardziej wezwanie jej przez ojca. Przełknęła ślinę i wstała z sofy kierując się w stronę wyjścia z komnaty.
-Nie przejmuj się będzie dobrze, będę się za ciebie modlić- Meryem wiedziała co oznacza małżeństwo z mężczyzną z obcego kraju. Obca wiara, inna kultura, inny język czy obyczaje. Ślub nie był pewny, ale Mahidevran się obawiała. Ledwo co weszła w dorosłość, wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona wyjść za mąż. Myślała jednak, że odbędzie się to tutaj w Turcji, a jej wybrankiem będzie ktoś stąd, ktoś kto podziela wszystkie jej aspekty życie, nie mężczyzna z drugiego końca świata.
Dziewczyna przemierzała komnatę za komnątą a następnie długi korytarz w stronę komnaty ojca, gdzie podpisywał on dekrety i przyjmował listy a także ważnych gości. W dłoni przytrzymywała granatową suknię, aby ta nie tarzała się po ziemi. Z kroku na krok, jej oczy zaczerwieniały się, nie chciała płakać, nie mogła płakać. Nie mogła okazać słabości w obliczu sułtana, jej ojca. Musiała pokazać, że jest silna i zasługuje na wszystko to co ma.
Stanęła przed złoconymi drzwiami z ciemnego drewna, w tym samym momencie otworzyły się a przed Mahidevran ukazało się piękny stolik, za którym siedział jej ojciec w kremowej sukmanie z wyszywanymi złotą nicią wzorami. Podeszła do niego bliżej i dygnęła przed ojcem-sułtanem, aby okazać mu szacunek:
-Ojcze- powiedziała zachwianym głosem dziewczyna patrząc w szare i zmęczone oczy ojca.
-Mahidevran, musimy porozmawiać... Usiądź proszę, służba zaparzy herbaty- mężczyzna znów wtopił wzrok w dokumenty a następnie odłożył piękne, gęsie pióro, którym pisał i patrzył na swoją córkę o pięknych brązowych włosach.
-Nie chcę herbaty, nie zrozum mnie źle, ale chcę wiedzieć, czy to prawda, że planujesz sojusz. I ceną tego sojuszu będę ja. Wiem, że będę musiała wziąć ślub i to nie z mężczyzną ze Stambułu czy Bodrum ale z Wielkiej Brytanii- głos kobiety chwiał się coraz bardziej, ona jednak trzymała uczucia na uwięzi i nie pozwalała ani jednej kropli łez wypłynąć na policzek.
-Wszystko to prawda, cieszę się, że zdajesz sobie sprawę z tego co dzieję się w naszym państwie. Ten mężczyzna, o którym mówisz, zdaję się z niezadowoleniem, jest królem owej Wielkiej Brytanii. Zwie się Edward VI, poszukuje sojusznika, a my jesteśmy do tego idealni, dlatego pilnie do nas przyjeżdża- sułtan mówił to jakby niewzruszony, jakby wszystko było mu obojętne, a córka była żywym towarem. W głębi serca bał się on jednak, małżeństwo wiązało się ze zmianom wiary Mahidevran a także wszelkich obyczajów nauczonych tutaj w pałacu. Wiedział jednak, że dziewczyna jest idealna do tej roli, silna, chociaż na taką nie wygląda.
-Czemu ja? Co z Mecdelle? Jest z nas najstarsza, najpiękniejsza, to ona powinna zostać jego żoną. Ja nie nadaję się do tego, jestem zbyt młoda, zbyt mało doświadczona...- kobiecie zaczął plątać się język, była sfrustrowana, strach narastał z każdą chwilą i każdym spojrzeniem ojca.
-Wiesz jaka jest Mecdelle, ty jesteś idealna. Mówisz płynnie w tylu językach, zwłaszcza w jego języku. Jesteś mądra i inteligentna, młoda i piękna do tego, co dopiero weszłaś w wiek swojej dorosłości. Rozkwitasz Mahidevran, daliśmy ci z matką imię, które mówi nie tylko o twoim licu ale też duszy. Pokładam w tobie wielką nadzieję, gdyż wiem, że jesteś w stanie to zrobić i być najlepszą królową jaką miała Anglia- sułtan podszedł do córki i pogładził ją po policzku, na którym spłynęła pojedyncza łza a następnie pocałował ją w czoło.
-Ojcze, zrobię wszystko co w mojej mocy, nie zawiodę ciebie- Mahidevran wstała dygnęła przed ojcem i wyszła z komnaty kierując się w stronę ogrodu. Przyspieszała kroku, marzyła o tym, żeby odetchnąć świeżym powietrzem poczuć je w swoich nozdrzach, poczuć blask słońca na swojej twarzy. Po drodze, ze swojego rozkojarzenia uderzyła ramieniem w swoją matkę Ece, którą mijała, nie zauważając jej.
-Coś się stało Mahedivran? Jesteś taka blada...- matka wiedziała co się stało, próbowała jednak dać szanse dziewczynie do wygadania się, dania upust emocjom, które próbowały szargać młodą kobietą.
-Nieważne, muszę odetchnąć, przepraszam cię matko- szybko i zdawkowo odpowiedziała, po czym już biegiem ruszyła w stronę zielonego ogrodu, gdzie kwiaty porastały każdy jego kąt a ścieżki ułożone były z biały kamieni. Wyszła na zewnątrz i spojrzała w niebo następnie poprawiła swoją koronę, z której zwisał granatowy welon i ruszyła na przechadzkę po ogrodzie.
**********************
Zaczynamy nową powieść, podkreślam, że nie jest to powieść historyczna, jest to fikcja literacka, którą sobie wymyśliłam, więc nic historycznie nie powinno się tu zgadzać poza oczywiście mapą świata, którą zachowałam. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że spodoba się wam taka odsłona mojej twórczości.
CZYTASZ
Mahadevi
AdventureTurecka rodzina królewska, skrywa wiele tajemnic i rozterek. Miłość, wiara, wojny to tylko kilka z ich problemów. Wszystko komplikuje się w momencie przyjazdu na dwór króla Anglii Edwarda VI. Czy rodzina przetrzyma tę próbę?