1

258 16 2
                                    

Serce bębniło jej jak szalone. Stała przyparta do muru, patrząc co się dzieję. Gałązki na jej ciele aż skrzyły się od adrenaliny.

Zrobiła jeden krok do przodu.

Zobaczyła rząd wojowników, stali przygotowani na ich natarcie. Jednak ona była z tyłu, za murem starej miejskiej księgarni i czekała... Czekała na moment, na ten jedyny, swój moment.

Nigdy wcześniej nie zabierano jej na misję, teraz mogła się wykazać. Kiedy Anthony powiedział, że potrzebują jej pomocy, wiedziała, że nie może ich zawieść. Ciężko trenowała miesiącami na ten dzień, w którym wreszcie będzie mogła pokazać co potrafi. Pokazać, wszystkim, którzy w nią nie wierzyli, ile może zdziałać tym co otrzymała od losu.

"Albo teraz, albo nigdy"

Skumulowała w sobie tyle siły ile umiała, adrenalina skończyła jej do maksimum, na rękach pokazały się żyły a z ziemi zaczęły wyrastać korzenie - największe jakie kiedykolwiek udało jej się wydobyć. Grunt zatrząsł się,a oczy dziewczyny zaiskrzyły na zielono. Rośliny wydobyły się spod betonu tworząc wyraźny huk. Zanim żołnierze obrócili się, byli już w objęciach matki natury. Jeden z nich wydał z siebie cichy jęk. Próbowali się oswobodzić, przeciąć je ale to było bezcelowe. Zostali pochłonięci do matki ziemi, która trzymać ich będzie w opiece.

Rose nie była zwolenniczką przemocy. Zawsze była jednak zwolenniczką mniejszego zła. A aby bronić miasto, była w stanie zrobić wszystko. Dlatego dzisiejszy dzień miał być dniem jej chwały. Dniem tej nowej bohaterki, która uratowała miasto.

Następni wrogowie zauważyli ślady jej zdolności po upadłych kolegach. Poczuła chwilowy lęk, a ciało przeszedł dreszcz.

Stworzyła wokół siebie tarczę z gałęzi twardych jak stal roślin, które nigdy nawet jeszcze nie zostały odkryte. Nie zdołali jej zranić. Dziewczyna nie używała zaklęć, jedynie silnej woli. Rośliny słuchały się jej odkąd stały się jej częścią. Grała z nimi w jednej drużynie.

Uśmiechnęła się do siebie triumfalnie i kontratakowała. Odepchnęła ich od siebie ciernistym krzewem.
Wtedy usłyszała krzyk w jej stronę.

- Rose uważaj!

Nim się obejrzała została przyciągnięta,jej ciało uniosło się i przesunęło, prawdopodobnie za pomocą magii, wprost do ich głównego celu dzisiejszej walki. Chciała się wyswobodzić, ale to było jak niewidzialne sidła.

"No pięknie, popisałaś się" - pomyślała

Stał przed nią teraz. Był wysokim mężczyzną,o bladej cerze i czarnych długich włosach. Przyodziany w zbroje i przeszywający wzrok.
We własnej osobie bóg intryg i zdrady, Loki, syn Laufeya wychowany u boku samego Odyna, brat jednego z jej towarzyszy - Thora.

- A ty kim jesteś? Nie pamiętam, żebyś Cię widział kiedy ostatni raz tu byłem. Śmiesz atakować moich żołnierzy? - zapytał kpiąco. Mierzył ją wzrokiem zupełnie jakby patrzył na śmiecia, jakby była nikim.

Sam wygladał na pewnego każdego swojego ruchu, był dobry w walce, musiał być, w końcu to asgardczyk.

Ale nie dała się spłoszyć. No, przynajmniej nie zamierzała tego pokazać.
Popatrzyła z równą pogardą w jego oczy. Rose Dowell nie pozwoli się zapędzić w kozi róg, inaczej nie byłoby jej tutaj. Zacisnęła zęby i przełknęła ślinę.

- A kim ty jesteś, żeby uważać się za Boga i terroryzować mieszkańców? Wracaj do asgardzkiego wiezienia, tam gdzie twoje miejsce.

Chciała użyć mocy, zatrzymać go ale dalej tkwiła w powietrzu i nawet nie mogła się ruszyć.

Trapped With You || Loki Laufeyson ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz