Pod moimi butami rozlegało się niezbyt głośne skrzypienie świeżego śniegu, zresztą nie tylko pod moimi. Kątem oka od czasu do czasu zerkałem na Błękitka. Przeważnie jednak wbijałem wzrok w ziemię pokrytą puchem, zachowując tym sposobem ciszę, w której to opuszczaliśmy cmentarz. Poczucie swoistej melancholii oraz dziwacznej pustki, ale także i ulgi, towarzyszyło mi przez cały ten czas - dokładniej od chwili zniknięcia Mabel aż do teraz.
Obejrzałem się za siebie, gdy tylko przeszliśmy przez bramy. Moje spojrzenie trafiło prosto na jedną z rzeźb. Anioł dumnie stał na marmurowej kolumnie tworzącej z drugą sąsiadką wejście na cmentarz. Stał wyprostowany, opierając dłonie na kamiennej lasce oraz mając także rozpostarte skrzydła. Zdawało mi się znowu, iż patrzył wprost na mnie. Chyba jeszcze bardziej oskarżycielsko, a zarazem pogardliwie, niż wcześniej. Posłałem posągowi chłodne spojrzenie i natychmiast z powrotem się odwróciłem.
Odruchowo schowałem ręce głęboko do kieszeni. Nieznacznie zgarbiony szedłem dalej tuż obok Willa. Emocje opadły całkowicie, gdy cmentarz zniknął gdzieś za moimi plecami. Teraz spokojnie analizowałem wszystko w swojej głowie. Każde słówko, jakie padło, a zostało przeze mnie zapamiętane, każdy gest ze strony siostry. To wszystko podlegało aktualnie swoistemu przebadaniu i przetrawieniu na spokojnie. Tak, na spokojnie. Bo w końcu obok tego wszystkiego zyskałem chwilowo jakiś wewnętrzny spokój.- Hah, widzisz, moja Sosenko? Nie było tak źle - z zamyślenia wyrwał mnie głos Ciphera, który dodatkowo wyciągnął ku mnie swoją dłoń z życzliwym, ciepłym uśmiechem zdobiącym jego śliczną buźkę.
Niepewnie rozejrzałem się po okolicy, ale nie widząc żadnej żywej duszyczki, najzwyczajniej w świecie ją chwyciłem. Pod palcami od razu wyczułem ten skórzany materiał, z którym demon wręcz się nie rozstawał. Wtedy splótł palce naszych rąk i cóż... Szliśmy tym stylem dalej.
- Miałeś rację - przyznałem, przy czym słabo odwzajemniłem tamten uśmiech. Słabo, jednak - co najważniejsze - szczerze. Wyjątkowo...
Widocznie się rozpromienił. Musiał być z siebie bardzo dumny, skoro w końcu coś poprawił oraz zmienił. Nie skomentowałem tego, choć w mojej głowie tkwiło pewne istotne "ale". A to "ale" mówiło, że wciąż nie zaliczałem się do grona tych szczęśliwych stworzeń. Męczyło mnie jeszcze wiele innych kwestii.
- Will?- Tak?
- Dziękuję ci - mruknąłem cicho, ale demon i tak to najpewniej usłyszał.
- Nie masz za co, uwierz. To drobiazg...
- A... Co z twoją magią? - spytałem, przenosząc być może z lekka zatroskany wzrok na niego. Po prostu sobie o tym aspekcie przypomniałem nagle w tamtej dokładnie chwili.
- Pewien jej kawałek zniknął, ale jak sam widzisz - jest w porządku.
- Na pewno? Nie czujesz się jakoś słabo, czy coś? Nie padniesz mi tu zaraz?
- Nie, nie. Spokojnie, Dippy... Ale jak tak bardzo się martwisz to równie dobrze możesz mi troszkę pomóc po powrocie - na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek, który sam za siebie mówił całkiem dużo.
- No nie wiem, nie wiem, nie wiem - powiedziałem w zamyśleniu. - Zastanowię się - dodałem, na co mężczyzna w odpowiedzi zrobił smutną minkę, przez co mimochodem się cicho zaśmiałem, korzystając z tego momentu swoistej wolności od problemów. - Gdzie idziemy? - spytałem po krótkim momencie ciszy.
- Na razie przed siebie, ale jeśli chcesz, to możemy gdzieś wyskoczyć zanim wrócimy - zasugerował, poprawiając swój cylinder, który tym razem grzecznie spoczywał na jego głowie, nie wykazując jakiś paranormalnych zdolności. On również ubrał się w zimowy płaszcz, aczkolwiek z takim nakryciem głowy mimo wszystko wyglądał tak, jakby się urwał prosto z dziewiętnasto, albo dwudziestowiecznego Londynu.
- Przykładowo?
- Może do baru? - trochę się zdziwiłem tą propozycją, co było widać. Rzadko zabierał mnie do takich miejsc, ale w sumie... Jak tylko o tym wspomniał, nabrałem szczerych chęci napicia się chociażby głupiego piwa, tudzież czegoś mocniejszego. Potrzebowałem swoistego odmóżdżenia, nawet jeśli perspektywa styczności z innymi ludźmi nie była zbyt kolorowa.
- Zgoda - odpowiedziałem po paru sekundach.
Dokładnie w tym samym momencie obok nas przeszła jakaś grupka facetów. Za moimi plecami rozległy się gwizdy przesączone kpiną oraz nieprzychylne słówka skierowane w moją i Willa stronę. Dość mocno zacisnąłem dłoń na tej Błękitka.
- Zignoruj ich, Dippy - usłyszałem, jeszcze zanim się odwróciłem, aby coś tym gościom powiedzieć. Tak trochę odwykłem od nietolerancji... Każdy wymiar ruszył z miejsca, ale mój świat najwyraźniej ciągle stał w tym samym punkcie, co wcześniej. Czego ja się spodziewałem?
CZYTASZ
Reality Is An Illusion
FanfictionPięćdziesiąt lat po wydarzeniach z pierwszej części we wszechświecie Drugi Dziwnogedon to już tylko przeszłość, zamazana krwistymi kolorami. Porządek i ład powrócił, pomagając powstać z kolan wszystkim istotom. Ale, czy to aby na pewno koniec? Nic...