Unoszący się w powietrzu zapach trawy i kwiatów drażnił nasze nozdrza. Otworzyłem z trudem oczy, następnie zamglonym wzrokiem wodząc wokół siebie, by poznać otoczenie. Znajdowaliśmy się na ogromnej polanie obsianej kwiatami niebieskiego rozmarynu. Na tej samej polanie, na której po raz pierwszy pojawiło się Serce.
Znowu te kwiatki.
— Chłopaki! — zawołałem, widząc ich zdziwione spojrzenia. — Pamiętacie to miejsce? To właśnie tutaj uratowaliśmy Nanę! To tutaj wszystko się zaczęło...
— No jasne, że pamiętamy! — krzyknął Jooheon, szeroko się uśmiechając.
— Boże, wy naprawdę w końcu... — zacząłem, jednak brutalnie mi przerwano.
— Jesteś nienormalny — jęknął Hyungwon, przeczesując swoje włosy dłonią. — Jak możemy pamiętać coś, co wydarzyło się w twoim chorym umyśle?
Poczułem, jakbym dostał siarczystego policzka. To naprawdę zabolało.
— W takim razie jak wytłumaczysz to, że znajdujecie się w tym miejscu? — wtrąciła Nana, gromiąc wzrokiem każdego z nich. — Łatwo jest nazwać kogoś wariatem, ale zobacz, w jakiej sytuacji się znalazłeś. To naprawdę niemiłe z waszej strony, żeby zachowywać się w ten sposób.
— Będziesz nas teraz strofować? — zapytał Changkyun, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Dlaczego nie pomyślisz o tym, jak my czujemy się w tej sytuacji? Kto powiedział, że w ogóle chcemy w tym uczestniczyć?
— Cała wasza siódemka tworzy The Clan, bez was Wonho sam sobie nie poradzi — warknęła, zaciskając dłonie w pięści.
— Bardzo mi przykro — zacząłem, oblizując wargi. — Przykro mi, że znaleźliście się tutaj, że nie pamiętacie, co tutaj przeżyliśmy i że tak bardzo nie pasuje wam cała ta sytuacja.
— Wonho, tutaj nie chodzi o to... — mruknął Minhyuk, ale mu przerwałem.
— Doskonale wiem, o co chodzi. Nie leży wam ta sytuacja — jęknąłem, przecierając twarz dłonią. — Uwierzcie, że ja też wolałbym już tutaj nie wracać, ale stało się. Naszym priorytetem teraz jest odnalezienie Kihyuna. Musimy zrobić to szybko, bo nie wiemy, co planuje Komitet Państwowy.
Zmierzyłem każdego z nich wzrokiem, powoli tracąc nadzieję. Widziałem na ich twarzach grymas bólu i niezadowolenia. Czułem się winny, bo to przecież przeze mnie się tutaj znaleźli.
— Biją się z myślami — szepnęła do mnie Nana, oblizując wargi. — W ich głowach kotłują się miliony wątków. Nie wiedzą jaką decyzję podjąć.
— Pójdziemy z tobą — odezwał się po dłuższej chwili Shownu. — Jesteśmy jak rodzina, a rodziny się nie zostawia. Zwłaszcza w najgorszej sytuacji.
Odetchnąłem z ulgą, przyglądając się chłopakom ze łzami w oczach.
Jesteśmy jak rodzina.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć kochani!
Zaskoczeni, co?
Ostatnio rozdział pojawił się w lutym, a teraz przecież mamy październik!
Przepraszam Was z całego serduszka za tę długą przerwę.
Po prostu złożyło się na to wiele czynników.
Teraz wróciłam tutaj (mam nadzieję, że na stałe, a nie tylko na chwilę) i znów będziecie mogli śledzić losy Nany i The Clan!
Mam nadzieję, że się Wam spodobało!
Buziaczki!