dreams

244 26 4
                                    

Steve Pov's

- I kolejna bezsenna noc... - powiedziałem do siebie biorąc następny łyk zimnej wody.

To już trzeci raz kiedy nie mogę zasnąć z powodu ciągłych koszmarów. Akurat dzisiaj widziałem w nim moją matkę... Jak umiera na moich oczach, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Tylko patrzyłem, a moje oczy napełniały się łzami. Oczywiście jak zawsze obudziłem się cały zdyszany, jakbym co najmniej przebiegł maraton. Chyba nigdy porządnie się nie wyśpię. Cóż... Może w końcu się do tego przyzwyczaję.

Gdy zrozumiałem, że moja szklanka jest już pusta, odłożyłem naczynie do zlewu i skierowałem się w stronę mojego pokoju. Kiedy byłem w środku rzuciłem ostatnie spojrzenie na okno i zacząłem przyglądać się gwiazdom. Było tak cicho i spokojnie, gdy nagle z pokoju naprzeciwko usłyszałem głośny, przeszywający krzyk. Jak poparzony złapałem swoją tarczę i w mgnieniu oka znalazłem się w pomieszczeniu skąd dobiegł ten niepokojący dźwięk – pokój Wandy.

- Wanda co się dzieje?! – krzyknąłem na wejściu.

W środku było tak ciemno, że prawie nic nie widziałem. Dopiero po chwili mój wzrok zaczął łapać pojedyncze szczegóły. Wszystko wyglądało normalnie. Żadnej dziury w ścianie czy suficie, więc raczej kosmici tu nie przylecieli. Okno też w nienaruszonym stanie. Więc skąd ten krzyk? Po chwili do moich uszu doszło ciche łkanie. Mój wzrok od razu przerzucił się na łóżko, gdzie powinna być dziewczyna i tak - siedziała na nim. Kolana miała podkulone pod brodę i cała się trzęsła. Odetchnąłem z ulgą, że nic jej nie jest, po czym gdy odłożyłem tarczę na bok, usiadłem koło dziewczyny i zapytałem :

- Co się dzieje?

- S-Steve... - zdołała jedynie wydukać moje imię, ale po chwili znowu wybuchła głośnym płaczem.

Szybko objąłem ją ramieniem, aby się uspokoiła. Kiedy po minucie zrozumiałem, że to działa, pogłębiłem uścisk jeszcze bardziej i cicho ponowiłem pytanie :

- Wando, powiedz proszę, co się stało?

Maximoff uniosła głowę z mojego ramienia i nie odsuwając się odparła :

- Miałam koszmar. – wytarła mokre od łez policzki i mówiła dalej – Był w nim Pietro. Na początku było tak pięknie. Bawiliśmy się jak dzieci. Lecz nagle wszystko poszarzało i-i – tu przełknęła ślinę - ujrzałam go martwego.

Spuściłem wzrok. Ja też dobrze pamiętam jego śmierć. To było straszne dla każdego z nas, ale to oczywiste, że ona ucierpiała najbardziej. W końcu straciła najbliższą w jej życiu osobę. Już miałem zamiar coś jej odpowiedzieć, ale kiedy tylko zobaczyłem, że znowu zaczyna się trząść, dałem spokój i po prostu znowu ją przytuliłem.

- Postaraj się teraz zasnąć. Nie myśl o tym. Jutro przyjdzie nowy dzień i będzie lepiej. Obiecuje. – spojrzałem jej w oczy, a po chwili ucałowałem delikatnie w czoło.

Na jej ustach pojawił się delikatny cień uśmiechu i powiedziała :

- Dziękuje Steve. Za wszystko.

Ja jedynie uśmiechnąłem się do niej i już miałem zamiar wstać, kiedy brązowowłosa złapała mnie za rękę tym samym zatrzymując. Spojrzałem na nią pytająco. Może czegoś potrzebowała? Może stało się coś jeszcze? Chciałem zrobić wszystko, aby dziewczyna poczuła się wśród Avengersów jak w rodzinie. Dziwnej, dość patologicznej, ale jednak rodzinie.

- Czy, czy mógłbyś tu zostać, choć na chwilę, sama nie zasnę. Oczywiście jeżeli nie chcesz nie musisz, ale...

- Jasne, że zostanę. – odparłem i ponownie usiadłem na łóżku koło niej.

- Dziękuje, znowu. – powiedziała, po czym ułożyła głowę na poduszce i zamknęła oczy.

Przyglądałem jej się jeszcze chwilę i kiedy odgarnąłem z jej twarzy niesforne włosy również opadłem na pościel. Zacząłem wpatrywać się w sufit i myśleć o różnych rzeczach. W pewnym momencie - nawet nie wiem kiedy - moje oczy zamknęły się, a mnie zmorzył sen.

*

Obudziły mnie poranne promienie słońca, które wpadły do pokoju, przez niezasłonięte okno. Przetarłem oczy uświadamiając sobie, że nie jestem w swoim pokoju. Dopiero po kilku sekundach przypomniały mi się wczorajsze, nocne wydarzenia. Przeniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na wciąż śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie. Aż dziw, że ma w sobie tak ogromne, a zarazem niebezpieczne pokłady mocy. Najciszej jak tylko potrafiłem wstałem z łóżka i biorąc swoją tarczę w rękę spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Była 10.23. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż zwykle budzę się około 5.00 i idę z Bucky'm pobiegać. Cóż, na to wychodzi, że mój przyjaciel musiał pójść dzisiaj beze mnie. Po prostu wyjątkowo dobrze mi się spało. Mój wzrok ostatni raz przeniósł się na dziewczynę i kiedy upewniłem się, że wciąż śpi, złapałem za klamkę i cicho wyszedłem. Nagle poczułem się obserwowany. Odwróciłem głowę w prawo i mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Tony'ego. Stark na pewno widział jak wychodzę z pokoju Wandy, więc mogę się założyć, że już tworzy w głowie różne zboczone scenariusze. Ech... Będzie ciekawa rozmowa przy śniadaniu. Po kilkunastu minutach byłem już przebrany i mogłem udać się do kuchni na poranny posiłek z innymi. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, przy stole siedziały zaledwie dwie osoby – Bucky i Tony. Przy garach natomiast jak zwykle urzędował Vision.

- Witaj Steve. Chcesz naleśniki? – zapytał mnie syntezoid kiedy usiadłem obok nich.

- Poproszę. – odparłem kiedy nagle zauważyłem, że Iron Man patrzy się na mnie wzrokiem typowego pedofila.

- Wszystko okej Tony? – zapytałem.

- Tak, ale na to wychodzi, że u ciebie jest jeszcze lepiej. – poruszył brwiami znacząco.

- Nie rozumiem o czym mówisz...

- No jak to o czym. Steve, przyznaj przespałeś się z Wandą! – na te słowa Bucky zakrztusił się kawą, a Vision'owi upadły trzy talerze i zbiły się na podłodze.

Wszyscy troje zaskoczeni na niego spojrzeliśmy, ale on jedynie zaczął je zbierać.

- Oczywiście, że to nie prawda Stark! Miała koszmar, więc musiałem przyjść do niej w nocy i ją uspokoić. – wyjaśniłem.

Na ustach Tony'ego pojawił się uśmiech w stylu : „Ta, na pewno." A Barnes powiedział :

- Mhm, musiałeś przyjść do niej w nocy...

- A ty się nawet nie odzywaj, bo do Natashy chodzisz co drugą noc. – zaśmiałem się widząc jak mój przyjaciel zatapia speszony wzrok w kawie.

- ''Wygrałem."- pomyślałem triumfalnie, po czym kiedy tylko przed moim nosem pojawiły się naleśniki zacząłem je spożywać.

Po kilku minutach w kuchni zebrali się już wszyscy i jak zawsze zjedliśmy w miarę możliwości spokojne śniadanie. Bo z Tony'm nigdy nie może być w pełni spokojnie.

Steve & Wanda - one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz