Był dla mnie jak narkotyk, cholernie dobry ale niebezpieczny, uzależniłam się od niego ,jak od heroiny, byłam swego rodzaju narkomanem, tyle że moim narkotykiem był on...
Naprawdę próbowałam, usiłowałam oszukać samą siebie, swoje uczucia, swoje serce...
Codziennie wmawiałam sobie ,że to wszystko zdarzyło się po coś, że jego odejście i pasmo nieszczęść w moim życiu nie było przypadkiem...
Potraktował mnie jak zwykłą szmatę, sukę bez uczuć, a ciągłe uświadamianie sobie tego pomagało mi o nim zapomnieć...
Kiedy ktoś wspominał o nim z dumą podnosiłam głowę ,choć w moim sercu było istne piekło, a moja głowa była pełna od natłoku myśli...
A prawda była taka ,że gdy tylko byłam w swoim pokoju na wspomnienie jego głosu po moich policzkach zaczynały płynąć łzy...
Wtedy, za każdym razem czytałam jego stare wiadomości do mnie i szczerzyłam się do telefonu jak głupia...
Zawsze, w takich chwilach, byłam gotowa wysłać mu wiadomość, że tęsknię, że bez niego moje życie nie ma sensu, że oszukuje siebie mówiąc ,że go nienawidzę ,ale po przeanalizowaniu tych słów, odkładałam telefon daleko od siebie i zakrywałam się szczelnie kołdrą, żeby tylko nie przyszło mi na myśl tego naprawdę zrobić...
W takich momentach, zastanawiałam się czy choć raz przez te pare lat mnie wspomniał, czy choć przez jedną sekundą pojawiłam się w jego myślach, czy żałował tego co zrobił, czy choć przez tę jebaną sekundę chciał tu wrócić i znowu mnie przytulić, czy brakowało mu mojego dotyku, mojego głosu, odgłosu bicia mojego serca...
Chciałabym, po prostu dowiedzieć się czy choć tą jedną chwilę tęsknił za mną tak jak ja za nim...
Miałam nadzieję ,że choć przez chwilę nie był tym egoistycznym dupkiem, w którego się zmienił...
Za każdym razem, płakałam na wspomnienie tej sceny...
Wyrzuciłam wszystkie wspólne zdjęcia, słuchałam muzyki której tak bardzo nienawidził, ale nie pomagało...
Tak bardzo nienawidziłam tego ,że mimo swoich cierpień, nadal miałam ochotę mu wybaczyć...
Bo przez niego moje życie zmieniło się nie do poznania...
Ja sama się zmieniłam...
Nie byłam już tą samą siedmiolatką z poczuciem humoru i ciekawością do świata, taką jak wtedy, kiedy się poznaliśmy...
Stałam się zimną suką, o której tyle mowa w typowych amerykańskich filmach o nastolatkach z problemami , choć w środku moje serce chciało znaleźć się przy nim...
Najgorsze jest jednak to, że pierwszy raz moje serce i rozum zaczęły tworzyć zgraną drużynę stając przeciwko mnie i nadal chcąc być blisko niego...
A ja nie potrafiłam z nimi wygrać...
Nie chciałam się poddać, ale to było dla mnie za dużo...
Wmawiałam sobie, że nie jest odpowiedni dla mnie i nigdy nie był...
Że pragnąc go, znów będę cierpieć...
Nieustannie, nieudolnie próbowałam wmówić sobie, że już nie jest dla mnie ważny...
Wygrał, bo ja się poddałam...
Nie byłam już w stanie walczyć...
Wciąż go potrzebuję...
Ale to nie ma sensu skoro on i tak nie wróci...
***
A więc tak...
Mam nadzieję ,że ten prolog wam się spodobał i przeczytacie kolejne rozdziały. Ta opowieść, będzie pierwszą częścią trylogii. No to co zapraszam do kolejnej części...
<333
CZYTASZ
Hate you
Romance|You're just a stupid brown haired boy with brown eyes so tell me why i'm more addicted to you than i'm to any drug|