001

46 6 22
                                    

day 1

– To zabawne, że rzeczy nigdy nie zmieniają się w tym starym mieście – powiedziała Violet, zanurzając stopy w piasku, w czasie, w którym jej włosy powiewały w najróżniejszych kierunkach, a przez gruby kardigan, który dziewczyna miała na sobie, wpadało chłodne, listopadowe, nadmorskie powietrze.

Zachód słońca chyba jeszcze nigdy nie był tak piękny jak wtedy, a przynajmniej nie, odkąd dziewczyna wyjechała z Margate, podążając za marzeniami o dużym mieście, którym ''poczekalnia Pana Boga''* z pewnością nie była.

– Brakuje mi cię tu – blondyn przykucnął obok niej i kątem oka spoglądał w kierunku jej zielonych oczu, które zapatrzone były w zachodzące słońce. Sprawiło, że wcześniej białe obłoki stawały się fioletowe, a na niebie rozciągała się różowo-pomarańczowa plama, którą dziewczyna tak bardzo lubiła oglądać i opisywać.

– Wiem Boruce – dziewczyna spojrzała na chłopaka, który jedynie delikatnie się uśmiechnął, spuszczając wzrok w piasek, na którym patykiem, kreślił bliżej nieokreślone wzroki – wróciłabym na zawsze, gdyby nie tato – ciemnooki skinął głową, widząc w oczach Violet ból.

– Jest okay, w końcu rozmowy przez FaceTime' a, są lepsze niż jakikolwiek brak kontaktu – wzruszył ramionami, rozkoszując się obecnością przyjaciółki u swojego boku.

— Wiem, że jest ci ciężko, ponieważ mi również łatwo nie jest – westchnęła dziewczyna, na tyle głośno, aby Boruce usłyszał to pomimo szumu morza, jednak za cicho, aby usłyszało ją spacerujące po plaży, starsze małżeństwo z psem, którego trzymali na czerwonej smyczy.

Morze w dalszym ciągu było wzburzone i nic nie zapowiadało na to, aby w najbliższych godzinach miało się to zmienić. Jak mówiła Christine Oldfield, z lokalnego klubu książki ten okres to jeden z tych, w którym wszystko się zmienia, a wiosną odradza na nowo, no i zapewne przez te słowa jesień stała się ulubioną porą roku Richardson, której punkt widzenia od września ukierunkowany był jedynie na, spadające z drzew, pomarańczowo-złote liście.

– Zastanawiałam się ostatnio co u pani Weatherby – powiedziała dziewczyna, mając na myśli czterdziestoletnią kobietę, która prowadziła klub książki, potocznie nazywany Cozy Seaside, w którym dziewczyna spędziła swój cały okres dorastania.

– Zapewne za tobą tęskni – zachichotał chłopak, wzruszając ramionami – wydaje mi się, że skoro już tutaj jesteś powinnaś wybrać się do Cozy Seaside – zaproponował obejmując dziewczynę ramieniem – bo widzisz, ostatnio nawet Tyler o ciebie pytał, chciał twój numer – odparł, wyjmując z kieszeni paczkę czerwonych marlboro, jednego z nich włożył do ust i zapalił, zaciągając się zapachem tytoniu, który muskał jego płuca, pozostawiając na nich trujący osad.

– Czy nie mówiłam ci abyś tyle nie palił? – zapytała dziewczyna, łapiąc za papierosa, którego chłopak miał w ustach.

– Myślałem, że jesteś przeciwna paleniu – Boruce nie ukrywał swojego zaskoczenia, gdy zobaczył jak Violet zaciąga się dymem papierosowym, a następnie zaczyna kaszleć.

– To metafora – wzruszyła ramionami i oddała chłopakowi dawkę trucizny przez, którą o mało nie umarła, krztusząc się na środku plaży, o zachodzie słońca.

– Jeśli mówisz o Augustusie to on nie odpalał papierosa, trzymał go w ustach.

Milczała, zbierając myśli po czym zwinnie zmieniła temat rozmowy:

– Może spotkanie w Cozy Seaside to nie taki głupi pomysł. Chciałabym zobaczyć, co się zmieniło, oh i czy Rachel nadal nosi swoje słynne, wielkie okulary – zachichotała i spojrzała na Boruce'a, który jedynie wybuchł gromkim śmiechem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 01, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

love is sick || harry stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz