ii

132 31 6
                                    

         Pustym wzrokiem przesuwał po kolorowych kwiatach, które tak naprawdę nie miały żadnego konkretnego znaczenia. Zachwycały, przyciągały wzrok, wzbudzały podziw — i to właściwie tyle. Rosły w ogrodzie, byleby tylko miał zajęcie; nie skupiał się na tym, jakie było ich faktyczne znaczenie. Cieszyły oko, jednak jak długo można podziwiać coś, co nie ma w sobie żadnej głębi?

Seo Changbin, czy ty także będziesz niczym pusty kwiat?



          Stawiał ostrożne kroki, starając się na nikogo nie wpaść. Kurczowo zaciskał dłoń wokół bukietu białych gerber, jakby obawiając się, że w którymś momencie po prostu wypadnie spomiędzy jego palców i zostanie brutalnie podeptany na brudnym, betonowym chodniku.

Odruchowo przygryzł wargę, żeby następnie nerwowo wypuścić oddech. Najbardziej subtelnie, jak potrafił, rozglądał się wokół, starając się odnaleźć znajomą twarz w tłumie śmiertelników, którzy, nieporuszeni niczym, pędzili w znanym sobie kierunku.

Kilka niezręcznych manewrów między ludźmi później w oczy Felixa rzucił się niski brunet, zmierzający prosto w jego stronę. Uśmiechając się pod nosem, złotowłosy przyśpieszył kroku, żeby po chwili boleśnie uderzyć ramieniem w wyjątkowo wyrzeźbiony, niezbyt miękki biceps.

Nim jednak zdążył całkowicie stracić równowagę i samemu polecieć w stronę betonu, został pewnie złapany przez parę rąk. Wydając z siebie ciche, trochę zdezorientowane „och", złotowłosy prędko wyprostował się, stając przed minimalnie niższym chłopakiem.

Rysy jego twarzy były zdecydowanie bardziej ostre niż dziecięca buzia złotowłosy, a stosunkowo małe oczy i malinowe usta kontrastowały z całkiem sporej wielkości nosem.

— Przepraszam, powinienem bardziej uważać... — rzucił pośpiesznie Felix, a następnie uniósł dłoń z bukietem na taką wysokość, aby chłopak, na którego wpadł, zwrócił uwagę i zainteresował się kwiatami. — Na szczęście są całe — stwierdził po szybkich oględzinach.

Podziękowanie? Gerbera to dobry wybór. — Zaśmiał się cicho niski brunet.

— Och? Znasz się na kwiatach? — Felix przechylił delikatnie głowę, posyłając stojącemu naprzeciwko chłopakowi zaintrygowane spojrzenie.

— Właściwie, to można tak powiedzieć.

Mogłoby wydawać się, że skoro Felix już dawno o tym wiedział, to zaciekawienie na jego twarzy nie było do końca szczere; tak naprawdę jednak, usłyszenie tego z ust chłopaka, kiedy słowa skierowane zostały prosto w jego stronę, dawało bóstwu całkowicie inne odczucie, niż kiedy wcześniej wpatrywał się w niebieski ogień, łaknąc informacji.

W jakiś dziwny sposób czuł się, jakby dowiadywał się tego po raz pierwszy — może przyczyną była roześmiana twarz; może radosne iskierki tańczące w oczach bruneta; a może oślepiający, szeroki uśmiech — pewne było jednak, że Felix czuł się trochę zagubiony, niepewny swojej pozycji.

— Chętnie bym jeszcze porozmawiał, jednak stosunkowo spieszę się w jedno miejsce, więc... — Jasnowłosy posłał szybki uśmiech niższemu chłopakowi, jeszcze raz przeprosił za incydent, a następnie pewnym krokiem ruszył przed siebie, nie czekając nawet na żadne słowa ze strony bruneta.

Po drodze jeszcze oddał bukiet jakiejś dwunastolatce, która z zafascynowaniem wlepiała w kwiaty swój wzrok.

Lepsze to, niż jakby miał znaleźć się na brudnym betonie, prawda?



          — Jak tam twój jakże genialny plan?

Zajmując miejsce obok innego bóstwa, Felix odrzucił głowę w tył, opierając ją o czerwone, obite skórą, siedzenie.

— Zdecydowanie jest tu za głośno, jak na moje wrażliwe uszy. — Wydawał z siebie cierpiętnicze westchnienie, przejeżdżając dłońmi po twarzy.

— Nie takie było moje pytanie.

Złotowłosy uchylił powieki, po czym z powrotem wyprostował się, rzucając spojrzenie oczekującemu Chanowi.

— A jak myślisz?

— Myślę, że-- och, już są. Przygotuj się, żeby oczarować swojego chłoptasia.

— Do tego akurat przygotowywać się nie potrzebuję.

Zaledwie sekundę po tym, jak Felix skończył swoją wypowiedź, dwójka nastolatków stanęła przed ich stolikiem; jeden z nich, ten znacząco wyższy, od przekroczenia progu uśmiechał się szeroko, a radość wydawała się emanować od niego jakby w każdym kierunku świata.

Złotowłosy musiałby być kompletnie niedoinformowany, gdyby nie znał tak podstawowej informacji, jak to, że właśnie w tamtej chwili stał przed nim Hwang Hyunjin, znany również jako najlepszy przyjaciel bruneta, którego spotkał już wcześniej, zaledwie jakieś kilkadziesiąt minut temu.

— Chan! Jak dawno cię nie widziałem! — Zaczął uśmiechnięty, a mój towarzysz wstał, żeby przecisnąć się pomiędzy mną a stolikiem, a następnie zakleszczyć szatyna w kurczowym uścisku.

Również podniosłem się z miejsca, jednak zanim byłem w stanie przedstawić się, niższy z przybyłych wydał z siebie dźwięk pełen zaskoczenia.

— To na ciebie wpadłem wcześniej! Jestem Changbin. — Wyciągnął rękę w moją stronę, po czym kontynuował: — Mam nadzieję, że kwiaty podobały się osobie, do której miały trafić! — Zaskakujące było, jak bardzo tryskał energią; zupełnie jakby wszystko wokoło sprawiało mu niezmierną radość.

— Felix, i tak, podobały się bardzo. Tak właściwie, to były dla mamy Chana, w podziękowaniu za to, że pozwoliła mi zabrać się z nimi do Korei i przygarnęła pod swój dach. — Posłałem niczego niepodejrzewającemu chłopakowi szeroki uśmiech, po czym przedstawiłem się również Hyunjinowi.

Wręcz przykre było spoglądać na to, jak szatyn po niemalże natychmiastowym zaczęciu rozmowy, gdy już usiadł, wpatrywał się w Chana z ogromnym zafascynowaniem i podziwem.

Zupełnie jakby szanował starszego kolegę za tak wiele rzeczy, które zrobił w przeszłości; a które tak naprawdę wcale się nie wydarzyły.

Jisung zdecydowanie odwalił swoją robotę perfekcyjnie – ale to nic nowego, w końcu mowa tu o bogu wspomnień, który jak już się za coś brał, to porządnie.

Teraz pozostało Felixowi jedynie zrobić to samo, więc z czarującym uśmiechem zwrócił się w stronę Changbina, rozpoczynając długą konwersację na zupełnie nic nieznaczący temat.

god of loneliness | changlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz