Wojtek

700 89 124
                                    

Popełniłem najgorszy błąd, jaki tylko można w życiu popełnić. Zapomniałem o byciu szczęśliwym.

Jorge Luis Borges


Czy można tęsknić za czymś, czego tak naprawdę nigdy się niemiało? Codziennie zasypiam z myślą, że jutro wszystko się zmieni, a gdy wstaję, zapał wygasa przytłoczony szarą codziennością. Tonie tak, że całe moje życie to pasmo zmartwień. Bywają dobre dni, w których nie zmuszam się do prostych czynności. Takich jednak jest mało. Gdzieś po drodze zagubiłem swoje pasje, marzenia i codzienny uśmiech. Zapomniałem, że z życia trzeba czerpać pełnymi garściami, a nie tylko oczekiwać, aż wszystko samo podejdzie pod nasz nos.

Teraz nie wiem, czy potrafiłbym ostatecznie wykonać ruch, by zmienić swoją codzienność. Rutyna jest uzależniająca. Nim się obejrzysz, boisz się wykonać mały krok, który mógłby spowodować lawinę zmian. Zamykasz się w tej swojej skorupie, nie dopuszczając myśli, że mogłoby być inaczej. 

– Muszę dziś wyjść wcześniej, nagły kryzys w pracy. Zawieziesz Anitę do szkoły? 

Wzdycham, pocierając zmęczone oczy. Wiem, że nie ma sensu nic mówić. Kiwam więc tylko głową, zastanawiając się, czy trzy godziny snu na dobę wystarczą. Od pięciu lat, ja i Magda śpimy na przemian, odkąd cholerny, pijany kierowca wjechał w stojących na chodniku ludzi. W tym naszych rodziców. 

Gramolę się z łóżka, biorąc do ręki swój telefon. Sprawdzam godzinę. Jednak spałem aż cztery. Zawsze to więcej niż trzy. Najciszej jak potrafię, zaglądam do pokoju, w którym śpi dziesięcioletnia dziewczynka. Obok niej leży brązowy miś z naderwanym uchem, na którym ona kurczowo zaciska palce. Tym razem nie marszczy brwi, więc mogę odetchnąć z ulgą. Dopiero od tygodnia nie pojawia się u niej żaden senny koszmar, co, jak twierdzi psycholog, jest sukcesem. Ja tak nie uważam. Noc w noc, nieustannie przez pięć lat, budziła się z krzykiem, aż do minionego wtorku. Wtedy po raz pierwszy przespała całą noc i później kolejnych siedem. Boję się, że to wróci z nawiązką. 

Zamykam delikatnie drzwi, w ostatniej chwili zmieniając zdanie. Lepiej zostawić je uchylone. Tak na wszelki wypadek. Wchodzę do małej kuchni, w której znajduje się tylko to, co potrzebne. Zwykła lodówka, kawałek blatu, kuchenka i dwie wiszące szafki. W prawym rogu stoi kwadratowy stolik i trzy krzesła. 

Wyciągam z lodówki jajka, masło i kiełbasę. Ulubione śniadanie młodej. Po cichu załączam radio. Uwielbiam gotować przy muzyce. Odgłos topiącego się masła miesza się z dźwiękami cichej popowej ballady, wybawiając tym samym małą istotę ze swej komnaty. Posyłam jej pewny uśmiech, kiedy zaspana przeciera oczy i, nadal trzymając swojego przyjaciela w dłoni, siada na drewnianym krześle. 

Nucę pod nosem, mieszając jajka, a kątem oka dostrzegam lekki uśmiech siostry. Nie zastanawiając się długo, rozpoczynam głośniej śpiewać, zabawnie wyginając przy tym całym ciałem. Chichot Anity sprawia, że na moim sercu robi się ciepło. 

– Zaśpiewaj ze mną – mówię, wyciągając w kierunku małej metalową łyżkę.

Ta przyjmuje ją niepewnie, ale tak łatwo nie pozwalam się zbyć. Zapobiegawczo wyłączam patelnię, nie chcąc zniszczyć tak prostego dania. W końcu piosenka zmienia się na kolejną, jedną z ulubionych Anity i wiem, że tym razem kruszyna się nie oprze. Mam rację, już po chwili razem skomlimy, nie przejmując się tym, że jest siódma rano. Raz na jakiś czas można zdenerwować sąsiadów. Dla tych chwil śmiechu zdecydowanie warto. 

 – Wystarczy, jestem głodna – szepcze, a jej nastrój ulega gwałtownej zmianie. – Pójdziemy dziś do rodziców? – pyta, patrząc błagalnie w moje oczy. 

Tak bardzo chciałbym się zgodzić, jednak wiem, że to niemożliwe. Siadam obok niej, biorąc maleńką dłoń do swojej ręki, ale ona momentalnie ją wysuwa. 

– Anita... – proszę ją, by po raz kolejny mnie nie odtrącała. Moja cierpliwość jest na wykończeniu, obawiam się, że w końcu nie dam rady. – Cmentarz nie jest po drodze do szkoły, a ja na jedenastą idę do pracy. Dzisiaj odbierze cię pani Krysia. Może Magda urwie się wcześniej, to pojedziecie razem. 

– Nie pojedziemy. Słyszałam wczoraj, jak umawiała się z koleżanką, że po pracy pójdą razem do kina. 

Krew zaczyna we mnie buzować. Wiem, że nie powinienem być zły, ale nie potrafię. Poświęcam każdą swoją wolną chwilę Anicie, a Magda nawet nie raczy powiedzieć, że nie będzie wcześniej w domu. Tułam się od jednej pracy do drugiej, bo inaczej nie wyrobimy finansowo. W końcu Magda studiuje w weekendy, a w tygodniu chodzi na praktyki do firmy, dzięki której kiedyś będzie kimś. Tak, to są jej słowa. 

Przecieram oczy i siląc się na szeroki uśmiech, zmieniam zdanie.

 – Pośpiesz się, kruszyno. Raz-dwa śniadanie, jak chcesz wstąpić do rodziców przed szkołą. 

*** 

Szybki obiad, ogarnięcie mieszkania i już wybija godzina dziesiąta trzydzieści. Biegiem biorę prysznic, ubieram się i wybiegam, jakby się paliło. Wsiadam do swojej toyoty i prędko odjeżdżam. Za pięć jedenasta, nie ma takiej opcji, że się nie spóźnię. Szef mnie zabije. 

Wbiegając do Niebiańskiej restauracji, witam się skinieniem głowy z dziewczynami stojącymi za barem. Pędzę na zaplecze, modląc się, żeby nie było ani szefa, ani kucharza. Pobożne życzenie. Stoją razem, jeden gotuje, a drugi ciska gromami na około. 

– Kolejne spóźnienie, chyba nie muszę ci mówić, że jeszcze jedno i wylatujesz? Czas to pieniądz, nie mogę sobie pozwolić na taką samowolkę pracowników! – wykrzykuje, nawet nie patrząc mi w oczy. 

Kulę się w sobie, nie potrafiąc wydukać normalnego zdania. Jest mi cholernie głupio. Gdybym nie jechał na ten cmentarz, miałbym więcej czasu i na spokojnie bym tutaj dotarł. Wiedziałem, żetak będzie, a jednak jak zwykle zawaliłem. 

– Bierz się do roboty, nikt nie płaci od stania i wgapiania się w podłogę. 

Posłusznie kiwam głową i zakładając roboczy fartuch, wysłuchuję poleceń Tymona. Bycie pomocnikiem kucharza to wcale nie taka dobra robota. Przynieś, podaj, pozamiataj i tak w kółko. 

– Ciężki poranek? – pyta Malwina. Rudowłosa piękność, w której się podkochuję, właśnie wpatruje się we mnie swoimi cudnymi, ogromnymi, zielonymi oczyma, a ja po raz kolejny zapominam o świecie. – Mamy parę zamówień, lepiej się pośpieszcie, bo szef nas rozniesie – zwraca się tym razem do wszystkich, a ja jedynie potakuję. 

Obieram ziemniaki, kroję warzywa i na ogół podsuwam wszystko Tymonowi pod nos, a on ledwo odbierając jedno, już wydaje kolejne polecenie. Godzina ucieka za godziną. Jedynym pocieszeniem jest zaglądająca co chwilę Malwa, która posyła mi pokrzepiający uśmiech. Uwijamy się jak mrówki, w końcu dobijając do półgodzinnej przerwy na zregenerowanie sił.

 Zajadam się bułką z szynką i pomidorem, kiedy nie kto inny jak sam anioł, siada obok mnie. Wyciąga sałatkę, a mnie przez myśl przechodzi, czy nie powinna zjeść czegoś więcej. Jest cholernie chuda, sama skóra i kości. W ciszy wgryzamy się w swoje jedzenie, pogrążając we własnych myślach. Czuję gorąc, kiedy przypadkowo dotyka mnie dłonią, a gdy spoglądam na jej piegowate policzki, natychmiast pokrywają się najsłodszymi rumieńcami, jakie w życiu widziałem. Kończymy pałaszować swój posiłek i po raz kolejny rozchodzimy się bez wypowiedzenia żadnych słów. Mógłbym się odezwać, zagadać. Odczuwam silny brak drugiej osoby, brak miłości. Malwina podoba mi się od roku, a nadal nie wykonałem żadnego kroku, aby chociaż trochę się do niej zbliżyć. Zmiany są trudne, cholernie trudne. Tak samo jak strach przed odrzuceniem i pogorszeniem swojego losu. 

W końcu jestem tylko nieszczęśliwy, a zawsze mogło być gorzej.

Gdyby PREMIERA 4.04.2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz