I wszyscy powtarzają: takie jest życie,
a nikt nie pamięta, że życie jest takie,
jakie sami sobie zbudujemy.
Will Smith
MALWINA
– Sześćdziesiąt. Znów więcej. Malwina, czy ty sobie żarty stroisz?
Wzdycham, nie patrząc jej w oczy. Męczy mnie liczenie każdej kalorii. Chciałabym jeść normalnie jak reszta moich rówieśniczek. Jestem od paru lat pełnoletnia, a nadal czuję się jak gówniara, którą matka może dyrygować na każdym kroku. Wiem, że nie jestem już gruba jak kiedyś. Wyglądam w po rządku, nawet przydałoby mi się przybrać kilka kilogramów, ale obsesja matki i brak mojego sprzeciwu na to nie pozwala. Codzienne sprawdzanie: ile ważę, czy nie palę i nie piję. Same sałatki, warzywa, owoce. Ciągłe ćwiczenia, by zachować wspaniałą figurę. – Musisz idealnie wyglądać, inaczej nigdy nie zechce cię żaden facet.
Nie chcę idealnie wyglądać! Wolę mieć fałdkę tłuszczu, ale prawdziwy uśmiech na twarzy. Mam dość potajemnego podjadania, po którym następują wyrzuty sumienia. W końcu robię to wszystko dla niej, ponieważ przeze mnie nie mogła spełnić swoich marzeń. Nie byłam planowanym dzieckiem, które było efektem ogromnej miłości. ,,Wielki tatuś" ponoć zwiał, gdy tylko usłyszał, że mała poczwara wykluwa się w brzuchu jego kobiety. Jako że moja rodzicielka jest religijna, nie mogła pozbyć się problemu, więc zdecydowała się wydać na świat swoją największą porażkę. Niejeden raz opowiadała mi, co pomyślała, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy. Nie byłam ani trochę podobna do niej czy ojca. Ruda, piegowata dziewczynka. Żadna z pielęgniarek się nade mną nie rozczulała. Każda patrzyła na mnie jak na potwora, a wstyd mojej matki coraz bardziej rósł.
W końcu podrosłam. Zaczęłam więcej jeść i pomimo tego, że babcia zawsze powtarzała mi: „Jesteś piękna, Malwinko. Nie jesteś gruba, jesteś w sam raz, skarbie", to moja mama miała inne zdanie.
– Przez ciebie żadna z pań nie chce się ze mną zadawać. Grube, brzydkie i do tego rude. Czy mogłam wydać na świat coś gorszego?
Moja waga stała w miejscu, dopóki nie trafiłam do gimnazjum. Wtedy zaczęłam dramatycznie chudnąć. Popadałam w obłęd. Mogłam policzyć każdą swoją kość. Mama była zadowolona, do póki szkolna psycholożka wraz z dyrektorką nie postanowiły się za mnie wziąć.
Pierwszy raz widziałam tak wściekłą matkę. Oczywiście, w szkole zwaliła wszystko na mnie. Wpoiła im, że chcę się upodobnić do modelek, ale ona doskonale sobie ze mną radzi. Uwierzyły. Kiedy tego dnia wróciłam do domu, za karę spaliła całą moją kolekcję płyt. To był ostatni raz, gdy płakałam. Później już nie dałam rady, chociażby stało się coś niewiarygodnie smutnego ani jedna łza nie wypłynęła z moich oczu.
– Słuchaj, musisz przefarbować włosy i zacząć je prostować. Najlepiej na jakiś ciemny kolor – mówi, patrząc na mnie z namacalnym obrzydzeniem. – Szukałam też w Internecie jakichś operacji, które pozwolą pozbyć się tych okropnych piegów.
– Mamo – jęczę, nie mogąc uwierzyć, że aż do tego stopnia się posuwa. – Lubię swoje włosy i piegi – szepczę, opuszczając wzrok.
– Żartujesz, prawda? Przecież to nie spodoba się żadnemu facetowi. Zresztą i tak grubniesz, więc twoje szanse, że ktoś cię zechce, maleją. – Macha dłonią, odwraca się na pięcie i wychodzi z kuchni.
Po chwili słyszę głośny trzask drzwi. Oddycham z ulgą i po raz pierwszy od dawna uśmiecham się szeroko.
Przyznałam na głos, że tak naprawdę się sobie podobam. Nie muszę mieć faceta, to nie jest wyznacznik piękności. Może i jestem ruda, piegowata, ale jestem sobą.
***
– Cześć, Sylwia – witam się ze stojącą za ladą brunetką. Ona uśmiecha się delikatnie, chociaż mam wrażenie, że jest to wymuszony uśmiech. Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale często jest cholernie opryskliwa, jakby cały świat kręcił się wokół jej osoby. Tym razem też nie zaczynając rozmowy, przechodzi do wciskania czegoś na swoim telefonie, a ja zastanawiam się, jakim cudem, pomimo tak cholernie długich paznokci, nadal potrafi trafić w jakąś literę.
Przebieram się w robocze ubranie, spinam włosy i przygotowuję się na lawinę klientów. Środy zawsze są najgorsze. Jedynym plusem takiego tłumu są napiwki, chociaż nie raz mu siałam odganiać się od natarczywych facetów, którzy restaurację mylili z burdelem. Mimo wszystko lubię swoją pracę.
Wchodzę na kuchnię, gdzie garstka osób prężnie uwija się podczas gotowania, dostrzegam Wojtka i momentalnie moje dłonie się pocą. Serce bije mocniej i obawiam się, że lada moment wyskoczy z mojej piersi. Przełykam ślinę, mając wrażenie, że wszyscy dookoła dostrzegają moje zachowanie.
Za każdym razem tak reaguję na tego brązowookiego faceta. Tylko że on nie odczuwa tego samego wobec mnie. Niejeden raz siedzieliśmy razem, jedząc. Nigdy się nie odezwał i choć ta cisza między nami nie krępuje, chciałabym w końcu móc z nim porozmawiać.
– Rusz się, klienci czekają – mówi opryskliwie Tymon. Odrywam wzrok od Wojtka, dostrzegając, że również na mnie patrzy, a ja się zamyśliłam jak jakaś wariatka. Zgarniam talerze i sprawdzając, do kogo mają zostać dostarczone, wyruszam. Manewruję między stolikami, podając potrawy klientom i życząc im smacznego. Wdychając aromat świeżych potraw, zaczynam ma rzyć o tym, co zapełniłoby mój brzuch. Kiedy przypominam sobie, że moją torebkę zasila jedynie sałatka, rozważam, czy nie kupić sobie czegoś z kuchni.
Teoretycznie powinniśmy mieć zapewniony posiłek, jednak nasz szef jest cholernym skąpcem. Kiedy dobijamy do przerwy, rezygnuję z zakupu i wyciągam swój posiłek. Siadam na zapleczu, gdzie zazwyczaj jadamy, zastanawiając się, czy Wojtek tu dotrze.
Jakbym wywołała wilka z lasu. Po chwili drzwi się otwierają, a do środka wchodzi nie kto inny, jak sam obiekt moich westchnień. Mój żołądek wywija koziołka, a kiedy dostrzegam jego uśmiech, czuję, jak płonę. Siada obok mnie jak zawsze, jednak tym razem zdecydowanie bliżej niż zwykle. Wyciąga w moją stronę kajzerkę, a ja zaskoczona wytrzeszczam oczy.
– Wiem, że wy – dziewczyny, dbacie o linię, ale ty naprawdę wyglądasz rewelacyjnie. Kajzerka nie zaszkodzi. Jeśli wcześniej sądziłam, że płonę, to nie wiem, co dzieje się ze mną w tym momencie. Czuję każdy swój nerw, płynącą krew i serce, które wręcz pragnie wyskoczyć wprost w jego dłonie. – Dziękuję – szepczę, niezdolna wypowiedzieć niczego głośno.
Odbierając od niego bułkę, czuję jego palce muskające moją dłoń, zdecydowanie zbyt dłużej, niż powinny. Wiem, że w tej chwili moja twarz wygląda jak ogromny burak, ale cholera!, to świetne uczucie.
Jemy w ciszy, zerkając co chwilę na siebie i posyłając wzajemnie uśmiechy. Muszę przyznać, że ten dzień zapowiadał się okropnie, a jednak z każdą chwilą robi się coraz lepiej.
– Wiesz, tak sobie pomyślałem, że codziennie wracasz na nogach, a ja przecież jeżdżę samochodem. Może mógłbym cię odwieźć?
Oglądałam naprawdę wiele filmów, w których zawsze kobieta odmawiała, ale dochodzę do wniosku, że nie chcę mu odmawiać. Chcę się zgodzić, chociaż wiem, że to nic wielkiego. Ot, zwykła koleżeńska pomoc.
– Byłoby mi bardzo miło – odpowiadam. Nie mogę się po wstrzymać i delikatnie muskam jego ramię. Staram się, żeby wyglądało to na normalny gest, ale nie wychodzi. Żar gorąca znów bucha w moją stronę, a przez ten niewinny dotyk dostrzegam także zmianę w Wojtku. – Wybacz – szepczę.
– Nie mam czego wybaczać – mówi, biorąc moją dłoń w swoją. Czule muska kciukiem jej wierzch, sprawiając, że wariuję. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia, dlaczego kręci mi się w głowię. Wiem tylko, że chcę, aby trwało to wiecznie. – Malwina, rusz się, przerwa już dawno minęła, a nie wyrabiamy z klientami.
Dzięki, Sylwio.
CZYTASZ
Gdyby PREMIERA 4.04.2022
Kurzgeschichten„Gdyby" to książka, w której historie podzielone są na dwie części: pełne problemów, bólu, ale też nadziei. Czytelnik będzie miał okazję zobaczyć, że inność nie oznacza bycie gorszym. Bohaterowie borykają się z alkoholizmem, nimfomanią, aseksualizme...