zimowy ochrzan

2.3K 146 87
                                    


 Godzina 18:43. Jest lodowato i ciemno, śnieg sypie bez przerwy od rana. Skończyłem właśnie zajęcia uzupełniające z historii. Spakowałem książki do torby, założyłem mój gruby granatowy polar, a wokół szyi przewiązałem czarny szalik. Wyszedłem z klasy razem z dwoma innymi kolegami i tam się z nimi pożegnałem. Oni ruszyli do głównego wyjścia, a ja poszedłem w stronę sal gimnastycznych i siłowni. Zszedłem po schodach i wyszedłem przez drzwi ewakuacyjne na zasypany chodnik. Wiał mocny wiatr, skutecznie odgarniający grzywkę z mojego czoła. Pochyliłem się do przodu, chcąc stawić mu opór, ale i tak popychał mnie mocno do tyłu. Był grudzień i nie zapowiadało się, aby zima w Busan miała jakkolwiek złagodnieć.

Na wszystkich salach treningowych wciąż paliły się jasne światła. Normalnie byłbym w środku jednej z nich, na lodowisku, ale ze względu na kontuzję, której doświadczyłem niecały tydzień temu, miałem zakaz wchodzenia na lód. Dlatego też mogłem więcej czasu poświęcić na naukę i korepetycje, chociaż nie było to spełnieniem moich marzeń. Chciałem już wrócić na treningi.

Przeszedłem koło zaśnieżonego boiska do piłki nożnej i szybkim krokiem udałem się do hali, w której uczniowie ćwiczyli judo, karate, taekwondo, jujitsu i parę innych rodzajów sztuk walki. Z trudem otworzyłem drzwi, które zatrzasnęły się za mną z hukiem, gdy tylko przekroczyłem ich próg. Westchnąłem ciężko, odgarnąłem śnieg z włosów i otrzepałem buty, zostawiając za sobą niezbyt atrakcyjną błotną plamę. Szybko więc uciekłem z miejsca zbrodni.

Przeszedłem przez długi korytarz, po którego lewej stronie były boksy z szatniami. Słabe i migoczące światło żarówki nadawało temu miejscu mrocznego klimatu, a brudnozielony kolor ścian korytarza przyprawiał mnie o mdłości i jak najszybciej chciałem się stamtąd wydostać.

Otworzyłem metalowe drzwi przed sobą i w końcu dotarłem na ogromną salę gimnastyczną. Wyłożona była matami i materacami. Po prawej stronie duża grupa chłopaków ćwiczyła taekwondo, a po lewej - karate. Na ławkach przy oknach siedziały dwie dziewczyny w szkolnych mundurkach, obserwujące jakże ciężki trening i spocone ciała swoich starszych kolegów. Ohyda.

Ściągnąłem wilgotne kozaki, zanim wszedłem na materac i zostawiłem je przy drzwiach. Ruszyłem od razu w stronę grupy trenującej taekwondo. Ćwiczyli właśnie serię wykopów w parach, a trener chodził naokoło, obserwował i poprawiał niedociągnięcia.

- Jeon Jungkook! - krzyknąłem, zbliżając się do kopiącego stada.

Usłyszawszy swoje imię, czarnowłosy odwrócił się i zaraz uśmiechnął szeroko na mój widok.

- Jimin-ssi!

A ten debil znowu.

- Po raz kolejny, proszę, nie nazywaj mnie tak. - wycedziłem przez zęby, na co ten tylko zaśmiał się głośno. Uwielbiałem jego śmiech.

- Skończyłeś już historię? - zapytał, przecierając mokre czoło ręcznikiem, który miał zarzucony na szyi. Wilgotne kosmyki włosów lepiły się do jego karku i skroni.

- Tak, już prawie siódma. Także pakuj się i wracamy. - powiedziałem szybko, siląc się na uśmiech. Wiedziałem, jaką dostanę odpowiedź, dlatego chciałem moim tonem pokazać mu, że jej nie przyjmuję. Szkoda, że nie podziałało.

- Oj, nie mogę jeszcze. Niedawno zaczęliśmy, muszę jeszcze trochę posiedzieć. - odpowiedział skruszony. Jakże było mi go nie szkoda.

- Niedawno? - uniosłem lewą brew do góry, robiąc przy tym minę w stylu: „kogo ty chcesz oszukać, synku?". - Przecież wiem, że twój trening zaczyna się o 15:20, myślisz że urodziłem się wczoraj?

zimowy trening || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz