prolog

275 14 1
                                    

- Courtney kochanie, idź na górę po Eveline - powiedziała z niecierpliwością pani Carling i wróciła do wcześniej wykonywanej czynności - pakowania młodszej.

- Jasne mamo - brunetka wiedząc, że zaraz będzie musiała odbyć niezbyt miłą konwersacje z siostrą wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi do pokoju Eve, uprzednio pukając.

- Mama prosi, żebyś zeszła już na dół bo mamy pół godziny do pociągu. - powiedziała lecz dziewczyna uniosła tylko zimny wzrok z nad książki i spojrzała na starszą. Wiedziała jednak, że gdy jej nie odpowie to Courtney nie wyjdzie z jej pokoju.

- Zaraz będę - mruknęła pod nosem a zadowolona z faktu, że nie musiała kłócić się z nią Court wyszła z ciemnego pomieszczenia. Zachaczając o swój pokój zabrała sowę, o której prawie by zapomniała. W kuchni pan Carling stał już gotowy do wyjścia a jego żona zakładała czerwony płaszcz.
- Eve już idzie - powiedziała po czym wypiła do końca swój sok dyniowy.

- Dobrze, chodź już do samochodu z tatą, ja na nią poczekam. - Posłusznie poszła do auta i usiadła z tyłu na szarych fotelach. Pan Carling włożył walizki do bagażnika a potem sam usiadł z przodu za kierownicą.

- Gotowa na nowy rok szkolny ? - zapytał i spojrzał w lusterko, w którym odbijała się lekko zarumieniona od zimna twarz Courtney. Jak na wrzesień to w tyn roku było naprawdę zimno, na tyle by zakładać kurtki i szale.

- Jak zawsze, nie mogę się doczekać żeby znów wejść do biblioteki - w odpowiedzi usłyszała śmiech taty. Potem po cichu pod nosem dodała  I żeby uwolnić się od Eveline

- Mówiłaś coś ? - zapytał nie patrząc na córkę tylko gdzieś w stronę domu.

- Nie, nic. - Do samochodu weszła jej mama siadając z przodu a na miejscu obok Court usiadła Eveline. Pan Carling zastanawiał się nad słowami córki, które usłyszał ale nie był pewien, czy akurat to powiedziała jego starsza córka. Zawsze myślał, że pomiędzy Court i Eve były dobre kontakty, nawet jeśli były w różnych domach. Z przemyśleń wyrwał go głos Dafne (pani Carling) która mówiła, że powinni jechać. Ruszył, wyjeżdżając w portal, który przeniósł ich do Londynu, niedaleko dworca. Na miejsce dojechali dziesięć minut przed odjazdem pociągu przez co musieli się spieszyć. Pierwsza w ścianę wbiegła Eve z rodzicami, ponieważ Courtney musiała zawiązać buta. Na jej nieszczęście kucnęła w takim miejscu, że bardzo łatwo było jej nie zauważyć i tak też się stało. Ktoś uderzył wstawającą z ziemii dziewczynę przez co straciła równowagę i teoretyczne powinna spotkać się w bliskim stosunku z podłogą ale ktoś złapał ją mocno w talii i pociągnął do pionu. Brązowooka - po matce - dziewczyna otrzepała swoją szatę z nieistniejącego kurzu i spojrzała na swojego wybawcę a jednocześnie sprawcę wypadku.

- Dziękuję - powiedziała nieśmiale nadal przyglądając się chłopakowi z rudą czupryną i piegami na twarzy.
Kojarzyła go ze szkoły, był na tym samym roku co ona. Mieli razem kilka zajęć, przez co widywała go dosyć często przez tamte cztery lata.

- Nie ma sprawy, Fred Weasley - przedstawił się i wyciągał rękę w stronę dziewczyny. Ta czuła, że jej policzki są już czerwone i ciepłe. Wynikało to raczej z faktu, że chłopak nadal trzymał swoją rękę na jej talii. Spojrzała w tamtą stronę a on widząc jej zakłopotanie szybko zabrał rękę i sam jakby zawstydzony podrapał się po szyi.

- Courtney Carling - delikatnie ścisnęła rękę przynajmniej o dwie głowy wyższego od niej rudzielca.
Patrzył na nią jak na obrazek a ona uciekła wzrokiem za niego. Fred sam do końca nie wiedział co takiego jest w tej dziewczynie ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Zaintrygowała go jej uroda i mowa ciała, wydawała się być lekka jak piórko. Otrząsnął się jednak i uśmiechnął do Courtney.

- Wiesz, myślę, że powinniśmy chyba iść już na pociąg. - powiedział w jej kierunku widząc, że zostały dwie minuty.

- Tak, też tak myślę. To do zobaczenia. Chyba - mruknęła nadal lekko zawstydzona i weszła na ten prawidłowy peron, nawet nie szukając rodziców w obawie, że się spóźni. Pomyślała, że pomacha im z okna gdy pociąg ruszy. Wdrapała się z kufrem do czerwonego podjazdu i przeszła kawałek do okna. Stanęła w nim a gdy pociąg ruszył wypatrywała rodziców, zaczęła im machać w momencie, kiedy już mogła w spkoju znaleźć przedział po raz kolejny wpadła  na znanego jej już chłopaka. Nie wiedziała co miała zrobić. Co prawda była krukonką ale w takich sytuacjach równie dobrze mogłaby być puchonką.

- Ummm, przepraszam - powiedziała i już chciała go wyminąć lecz ten ją zatrzymał.

- George Wesley - przedstawiał się jako zupełnie inna osoba a ta już całkowicie zamieszana i pełna niepewności spojrzała zdziwionym wzrokiem na chłopaka.

- Czy ty przypadkiem nie byłeś Fred ? - zapytała niepewnie, ponieważ nie chciała wyjść na głupią jeśli to była jedna i ta sama osoba. Ten jednak parsknął śmiechem i wyglądał przekomicznie szczerząc się jak głupi do sera. Mimowolnie Court również się uśmiechnęła, choć nadal była zdziwiona zaistniałą sytuacją.

- Poczekaj moment - pokazał palcem na miejsce, w którym stała. George - jak się wcześniej przedstawił, ale Court nie do końca była pewna czy tak właśnie ma na imię - oddalił się kawałek i otworzył jeden z przedziałów. Po chwili wrócił z kopią samego siebie a dziewczynie ze zdziwienia usta otworzyły się w duże O. Zrozumiała, że to bliźniacy a na peronie miała do czynienia z jednym z nich - który był Fred'em - a już w pociągu z drugim czyli Georgem. Chłopcy kiedy przyszli byli aż za bardzo weseli, ponieważ śmiali się - jak zdążyła zauważyć - z jej miny. Pośpiesznie zamknęła usta i obrzuciła wzrokiem dwójkę na przeciw niej.

- Udało nam się Fred - powiedział jeden

- Przechytrzyć krukonkę - wciął się Fred

- To zabawne - tym razem to George

- Bardzo - odpowiedział wyszczerzony chłopak i nadal cicho podśmiewał się z Courtney. Ta założyła ręce i spojrzał na nich lekko przymrużonymi oczami ale z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Bardzo śmieszne - zwróciła się do nich rozbawiona ale nadal zdziwiona tym, że cieszą się z tego, że się pomyliła.
Po jeszcze kilku wymienionych zdaniach z bliźniakami, w ciągu których zdążyła się dowiedzieć, że jest u nich mile widziana. Sama nie widziała jak miała to odebrać bo w sumie ich wcale nie znała więc oniemiała na chwilę po tym co usłyszała. Nikt nigdy od razu po zapoznaniu jej nie zaprosił nigdzie ani nie chciał kontynuować znajomości. Za każdym razem ludzie sądzili, że jest przemądrzała i jedne co robi to czyta książki i się uczy nie integrując w życie towarzyskie.
Znalazła pusty przedział i usiadła tam, nadal myśląc o tym, dlaczego byli dla niej tak mili.

Krukonka · Fred Weasley ·Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz