Rozdział 3

2K 96 3
                                    

Moje wolne popołudnie spędziłam samotnie w moim przytulnym domu. Nie sądziłam, że to minie tak szybko. Dopiero co była jebana dwunasta!
Warknęłam sama do siebie i skierowałam się na dół gdzie moja rodzicielka siedziała i popijała kawę.

- Znowu wybierasz się do tego brudnego miejsca? – zapytała nawet na mnie nie patrząc przez co skierowałam na nią moje spojrzenie pełne pogardy. Dobrze wie, że nienawidzę gdy nazywa to w ten sposób. Rozumiem, nie toleruje tego oraz nie może przyjąć do siebie mojego specyficznego zawodu, ale robię to tylko dlatego, że potrzebuje wolności. Jebanej kurwa wolności. Nie problemów.

- Owszem matko – odzywam się z pogardą w głosie. Naprawdę kocham moją rodzicielkę jednakże często jej stwierdzenia i tępe odzywki budzą mojego demona — Rozumiem, że tego nie akceptujesz, ale mogłabyś chociaż udawać, że masz na to wyjebane.

- Młoda damo! Po pierwsze akceptuje to w minimalnej skali mimo moich złych przeczuć, po drugie uważaj na słowa które kierujesz w moją stronę – warczy gardłowo i patrzy na mnie zdenerwowana. Jej wzrok był prawie, że pusty. Wiedziałam, że nigdy nie chciała takiej córki jak ja, jednak nie można mieć wszystkiego czego się chce.

- Jestem dorosła. Mogę mówić tak jak mi się podoba. Nie ważne do kogo kieruje moje słowa – uśmiechnęłam się sztucznie i uniosłam swoją głowę w górę patrząc na nią z wyższością.

- Należy mi się szacunek moja droga. Wychowywałam cię osiemnaście lat, byłam na każde zawołanie i skinienie palcem, a nigdy nie usłyszałam słów wdzięczności – wywróciłam oczami i zaczęłam kierować się do wyjścia z kuchni. Nie miałam ochoty prowadzić dalszej konwersacji z moją rodzicielką.

- Dziękuje matko – rzuciłam sarkastycznie i zaczęłam wchodzić po schodach prowadzących na górne piętro mojego domu.

- Laryso – usłyszałam swoje imię przechodząc obok gabinetu mojego ojca. Bez zawahania popchnęłam drzwi, a mężczyzna pokazał mi ręką bym usiadła na krześle naprzeciwko niego,

- Tak ojcze? – uśmiechnęłam się delikatnie ze i szczerością. Naprawdę kochałam mojego ojca. Wiedziałam, że zawsze dbał o moje bezpieczeństwo i wiem, że mogę mu ufać ponad wszystko, za co mu dziękuje, ponieważ w tym domu trudno o zaufanie.

- Nie podoba mi się ton którego używasz podczas rozmowy z matką – westchnęłam, mogłam się domyśleć o co ta cała rozmowa — Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Nie wyciągnęłaś z tych rozmów żadnych wniosków? – spojrzałam mu prosto w oczy. Jego spojrzenie było zimne, jak zawsze. To codzienność.

- Czy to jedyny powód dla którego mnie tu wezwałeś? – założyłam ręce pod biustem i spojrzałam na niego wyczekując jakiejkolwiek reakcji.

- Nie – oparł się dłońmi na swoim drogim, dębowym biurku — Obawiam się, że nie jesteś w pełni bezpieczna – rzekł — Chciałabym żebyś wiedziała iż zawsze będę robił wszystko by cię chronić. Jeżeli coś ci się stanie, albo chociaż jedna rzecz pójdzie nie po mojej myśli, zabije każdego mojego wroga. Proszę cię żebyś była ostrożna – patrzę na niego zaskoczona. Czyżby wpakował się w jeszcze większe gówno? Mafia mu nie wystarcza? Chciałam wyskoczyć z pytaniem jednakże ojciec przerwał mi — Nie pytaj o nic. Dowiesz się w swoim czasie, tylko błagam rób co ci mówię i nie sprzeciwiaj się.

- Oczywiście ojcze – wstałam na równe nogi — Przepraszam, ale muszę zacząć się szykować do pracy. Do później – przytuliłam go na odchodzenie, a mężczyzna uśmiechnął się szczerze.

Znowu problemy, znowu kłamstwa, znowu tajemnice.

**

Od dobrej godziny siedzę przy barze i popijam whisky z colą. Nie wiem, która to już szklana. Straciłam rachubę.

- Witaj Xanny – usłyszałam znajomy głos zza pleców przez co westchnęłam i odwróciłam się tak bym mogła spojrzeć wprost w jego oczy. Cholera, znowu te jebane soczewki.

- Oczekujesz czegoś czy może się zgubiłeś kochanieńki? – prycham i sięgam po moją szklankę z alkoholem. Pijąc patrzę mu w oczy, a gdy odsuwam trunek od siebie przygryzam słodko wargę

- Przyszedłem do mojej słodkiej striptizereczki – uśmiechnął się i swoje dłonie umieścił po obu stornach mojego ciała przez co byłam uwięziona w „pułapce".

- W jakim celu? – patrzę na jego twarz z zaciekawieniem.

- Biznesowym – szyderczy uśmiech wpłynął na jego usta. Nie potrafiłam pojąć co mężczyzna miał na myśli mówiąc „biznesowym".

- Intrygujące. Mów da...– w tym momencie w lokalu pojawili się czarni, zamaskowani faceci z bronią w ręku. Spojrzałam na ReTo ze strachem.

Tatusiu gdzie jesteś?

_____________

Dzień dobry wieczór. Kolejna część wbiła. Cx
Dziękuje za cudowne komentarze i za głosy pod tą książką.

Miłego wieczora xx

Xanny • ReTo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz