Pole 7: Nowi gracze

195 17 10
                                    

*perspektywa Mary*

Droga w deszczu cholernie się dłużyła. Żelazny Las podczas ulewy nie miał końca, każda strona puszczy wyglądała tak samo. Po godzinnej drodze lasem wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Żadne z nas nie miało zamiaru przerwać ciszy, za to ja miałam mętlik w głowie.
Masz szanse uciec. Masz szanse zaszyć się gdzieś, gdzie naprawdę nikt nawet Loki cię nie znajdzie. Masz możliwość, mimo tego nadal idziesz za nim. Dlaczego... Bynajmniej moje myśli w przeciwieństwie do naszej dwójki nie zamierzały być cicho. Ciekawe co działo się teraz w głowie Laufeysona... Co dzieje się w niej wtedy, kiedy znikam bądź mam zwidy...
Po długiej drodze całkowitego milczenia wjeżdżliśmy do pustego miasta. Wszyscy siedzieli w domach ze względu na pogodę. Deszcz stopniowo ustępował, ale nie opuścił nas całkowicie. Wjechaliśmy do stajni. Każdy z nas odstawił konia do jego boksu...coraz bardziej martwiła mnie ta cisza. Coś mi podpowiadało, że jak Loki milczy, to jest źle... Ruszyliśmy do pałacu. Obyło się bez kazań Odyna czy uwag Frigg kierowanych w stronę Lokiego czy moją. Nawet Thor ustąpił nam drogi na korytarzu.
Nie mogłam dłużej tego znieść, ktoś musiał zabić tą pustkę, a najwidoczniej wypadło na mnie.

-Będziesz się teraz tak nie odzywał do usranej śmierci?

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego pokoju.

Loki: Martwiłem się.

-To tyle? I dlatego przez całą trasę się nie odzywałeś? Nie rozśmieszaj mnie. -Zaśmiałam się teatralnie- martwiłeś się tylko i wyłącznie o to, żeby nie złamać rozkazu Odyna, bo nadal zależy ci na władzy, więc dajesz sobą manipulować!

I w tym momencie chyba przesadziłam... Zobaczyłam, jak lekko odwraca wzrok, jakby go to... Zabolało?

Loki: Uczucia mnie niszczą! -Uniósł się lekko.- Dlatego się nie odzywałem! NIENAWIDZĘ czuć czegoś, czego nigdy mi nie dano. Naprawdę martwiłem się, że cię stracę, ale przecież jestem tym złym, my nie mamy uczuć. -Zakończył słabym uśmiechem i żalem w oczach, a ja niemal słyszałam, jak krzyczy w środku.

Chciał chyba powiedzieć coś więcej, ale tylko odwrócił się i już miał iść kiedy złapałam go za rękę. Zatrzymał się i spojrzał na mnie tym swoim wyrazem zielonych oczu.

-Naprawdę się o mnie martwiłeś? Naprawdę ci na mnie zależy? Na mnie. Nie na wykonany zadaniu od ojca.- Brunet podniósł delikatnie mój podbródek tak abym spojrzała mu w oczy.

Loki: Jesteś jedyną osobą, która zna kolory moich kłamstw. Jedyną... Jedyną, która daje mi to poczucie, że mimo tego kim jestem, co robię bądź co zrobiłem... Że nie jestem tym za kogo mnie mają. Najwidoczniej i ciebie zawiodłem...Cóż przywykłem do dawania dupy w takich kwestiach.

On naprawdę mówił prawdę. Potrafiłam to wyczuć.

-Czyli jestem dla ciebie ważna? -Zapytałam niepewnie wyrywając z kontekstu całej jego wypowiedzi.
Nigdy nie byłam dla kogoś kimś wartościowym nie biorąc pod uwagę zdania Crisa oczywiście. Uczucia też były mi obce, ale do niego czułam coś dziwnego...

Brunet spojrzał na mnie zatroskany.

Loki: Jak nikt inny...

Przypływ emocji, chwila...
Stanęłam lekko na palcach i połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Tym razem szczerym. Psotnik długo się nie zastanawiał i odwzajemnił pocałunek. Wplótł ręce w moje włosy na co przeszedł mnie dreszcz.

-Przepraszam... -wyszeptałam mu w usta- za wszystko...

Zielonooki uśmiechnął się i musnął moje usta.

×A game of mischef×/ Loki Laufeyson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz