Jechaliśmy jeepem na miejsce dziwnej zbrodni. Nie podali nam narazie szczegółów, ale też nie pytaliśmy o nic. Byliśmy przyzwyczajani od małego aby nie mówić jeśli ktoś nam nie karze. Ta zasada była bardzo irytująca, mimo że obowiązywała tylko na misjach które zdarzały się i tak rzadko. Wszyscy siedzieli ramię przy ramieniu ze spuszczonymi głowami z dłońmi na karabinach i zatopionych w swoich myślach. Okropnie mi się nudziło. Jechaliśmy już z kilka godzin w tych niewygodnych pozycjach. Spuściłem wzrok na swoją broń. W miejscach gdzie tak często go chwytałem wytworzył się jaśniejszy wzrór ze szronu. Poczuliśmy szarpnięcie i się zatrzymaliśmy. Odruchowo wszyscy się rozejrzeli. Nazewnątrz jeepa rozległy się dziwne dźwięki. Kilka strzałów i krzyki. Wszystko ucichło. Ktoś przepchnął się do tylnych drzwi. Nacisnął klamkę i nic. Były zamknięte. Spojrzał na mnie.
Wiesz co robić - odsunął się od drzwi przepuszczając mnie.
Kucnąłem i położyłem dłonie na zamku. Skupiłem się i po kilku chwilach drzwi zaczęły zamarzać. Odsunąłem się od nich i wziąłem karabin. Odbezpieczyłem go i przełączyłem na automata. Zacząłem strzelać w zamek. Kawałki zamarzniętego metalu odrywały się i latały w różne strony. W końcu zamek puścił. Podszedłem i kopnąłem mocno w miejsce zamku. Drzwi otworzyły się z impetem. Uderzyły w coś głucho i ktoś krzyknął z bólu. Wyskakiwaliśmy po kolei z jeepa i od razu przygotowaliśmy się do ewentualnego ataku. Wszyscy rozglądali się celując w różne rzeczy. Ja podszedłem do tego kogoś kto krzyknął. To był chłopak w zbiliżonym do mnie wieku. Miał ciemne wręcz czarne włosy, a skórę bardzo jasną. Niczym papier. Zasłaniał twarz rękami, masując obolałą twarz. Spomiędzy palców wypływała krew. Wycelowałem w jego stronę. Już chciałem zadać podstawowe pytania, jednak ktoś z ogromnym impetem wpadł na mnie przewracając. Wokół znów rozpoczęła się walka. Spojrzałem na swojego napastnika. To był gościu z chustą na twarzy i goglach na oczach. W uniesionej ręce trzymał toporek. Toporek już miał spaść na mnie, lecz zdążyłem skrzyżować przeguby i zamrozić na kość ubranie co zamortyzowało uderzenie. "He?!" wydał dźwięk zdziwienia. Podniosłem się nie rozkrzyżowując rąk i walnąłem go tym w twarz odpychając go. Lód wytworzony na ubraniu pokruszył się i sięgnąłem po karabin. Wycelowałem w napastnika. Przełączyłem na środki usypiające i strzeliłem do niego. Trafiłem. Chłopak padł na kolana i przewrócił się nieprzytomny. Szybko odwróciłem się do poprzedniego. Nie było go. "Kurwa..." przeklnąłem pod nosem. Znalazłem kawałek jakiegoś sznura i związałem nogi i ręce pokonanego. Na wszelki wypadek zmroziłem mu ubranie w zgięciach. Po skończonej czynności wyprostowałem się nasłuchując. Dźwięki dolatywały z prawej strony. Ruszyłem w tamtą stronę. Z lewej dolatywały do mnie huki, z prawej strzały, a przede mną krzyki. Ruszyłem w stronę krzyków. Cały czas zastanawiałem się co tu się dzieje. To wszystko wydawało mi się jakimś pojebanym snem. Ci ludzie. Kogoś mi przypominali. Ale kogo? Zmarszczyłem brwi. Nie czas na takie rozmyślania. Teraz mam zadanie. Przyspieszyłem. Obok rozległ się trzask. Wycelowałem w tamtą stronę. O drzewo opierał się tamten któremu rozwaliłem nos. Już przestała z niego cieknąć krew, lecz nie raczył otrzeć ust.
- To ciekawe uczucie mieć na sobie swoją krew - oblizał usta z lekko szalonym wzrokiem.
Mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Miał wycięty uśmiech. Powiek nie miał wcale. Wokół oczu miał spaloną skórę. Patrzyłem na to w szoku, lecz opanowałem się.
- Wiesz, dawno nie zabijałem... ciesz się. Będziesz pierwszą moją ofiarą od dłuższego czasu... Idź już spać! - wrzasnął i wyciągnął zza siebie nóż.
Nie dając mi czasu na reakcję rzucił się na mnie z nożem. Nie miałem dość czasu aby wycelowsć. Rzuciłem karabin na ziemię i przyjąłem bojową pozycję tworząc w swojej dłoni krótki miecz. Napastnik spojrzał na to zdziwiony co lekko wybiło go z rytmu. Wykorzystałem to robiąc szybki krok w jego stronę. Przyklęknąłem na kolano i w obrocie podciąłem mu kolano. Nie całkowicie, bo chciałem go tylko unieruchomić. Przeklnął z bólu. Wstałem z tej pozycji. Wziąłem go za włosy i szarpnąłem tak by oparł głowę o moje udo. Przyłożyłem mu do gardła miecz.
- Gadaj kim jesteście! Kto wami kieruje! - pociągnąłem go za włosy jeszcze bardziej przybliżając ostrze do jego skóry.
Szarpnął się przez co naciął delikatnie skórę na swojej szyi a wokół rany pojawiła się warstewka szronu.
- Odpowiadaj, bo cię zabiję! - huknąłem mu do ucha.
- Proszę. Mi nie zależy... - zwiodczał.
Nie dało się z niego nic wyciągnąć. Prychnąłem. Uniosłem ostrze z chęcią zakończenia jego żywota. Nie spodziewałem się że znienacka weźmie swój nóż z ziemi i wbije mi go w udo. Zacisnąłem zęby. Wbił mi go do połowy ostrza. Mimo że mogłem powstrzymać jakoś krzyk, ból nie pozwolił mi utrzymać w dłoniach niczego. Kiedy miecz dotknął ziemi rozpadł sie na milion kawałków. Czarnowłosy od razu złapał mnie za włosy i kopnął w podbrzusze. Od razu posłał pięść w stronę mojej twarzy w odwecie za nis. Uniosłem rękę i na przegubie wytworzyła mi się lodowa płyta która z amortyzowała jego uderzenie nie pozwalając na dotarcie pięści do celu. Przypomniałem sobie o jego ranie pod kolanem. Uniosłem lewą nogę i kopnąłem go piętą w ranę z tyłu kolana z całej siły. Jego kolano automatycznie się zgięło. Jednak nie przewidziałem że on ma tak mocny uścisk, przez co pociągnął mnie za sobą i uderzyłem czołem w jego tył głowy. "Kurwa!" Przeklnęliśmy w tym samym czasie. Uderzyłem go z pięści w łokieć. Wydawało mi się że coś mu chrupło w stawie. Wrzasnął z bólu i puścił moje włosy. Czułem że prawie cała nogawka jest przesiąknięta krwią. Muszę to skończyć szybko. Utrata krwi kosztuje mnie utratę czasu. Stworzyłem nóż. Podszedłem do niego. Ból w nodze, brzuchu i w głowie nie pozwalał myśleć. Podszedłem chwiejnym krokiem i z pustym wzrokiem opadł cios. Niecierpiałem zabijać, ale często musiałem. Rozkaz. Więc tak na prawdę, moje poglądy nie miały tutaj żadnego znaczenia. Kiedy nóż już miał się zbliżyć do czarnowłosego wystawił dłoń i nóż wbił się w jego dłoń. Warknął, zaciskając palce na rękojeści wyrwał mi go z dłoni. Zadał mi szybki cios w brzuch, czego już nie mogłem wytrzymać. Stęknąłem z bólu i upadłem na kolana. Nóż który trzymał w ręce rozpadł się praktycznie zaraz po ciosie. Spojrzał na nóż utkwity w mojej nodze. Szybkim ruchem wyszarpał go ze mnie. Urwany krzyk wyrwał się z moich ust. Uniosłem wzrok na niego.
- Pospiesz się... - powiedziałem bez barwnie patrząc w jego oczy.
Mimo iż próbowałem zasklepić ranę utraciłem zbyt wiele krwi. Może chociaż tamtego złapali. Kiedy miał spaść cios, moje uszy przeszył dziwny dźwięk. Trudno było opisać co to było, ponieważ dźwięk był obezwładniający. Chciałem krzyczeć z bólu. "Nie teraz..." rozległ się w mojej głowie męski głos. Ten głos był straszny. Obezwładniający i wymuszający posłuszeństwo. Napastnik skulił się w sobie z przerażeniem w oczach. Nic nie mówiąc pobiegł w las. Chciałem go ścigać, ale nie mogłem. Dźwięk ustał. Poczułem jakby jakieś ściskające mnie siły odpuściły. Upadłem płasko na ziemię. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Wydawało mi się że słyszę jakieś dźwięki wokół siebie, które wirują wokół mnie. "Może to halucynacje zanim umrę?" pomyślałem. Powieki zrobiły się ciężkie. Poczułem zmęczenie. Zamknąłem oczy czekając na zbliżający się koniec. Wykrwawiałem się bardzo długo zanim straciłem czucie w rękach i nogach. Traciłem świadomość. Po chwili nie było nic. Była ciemność i pustka.
CZYTASZ
Polowanie / "Creepypasty"
Fanfiction2084 r. świat ruszył do przodu. Każdy był już pewny że Creepypasty nie istnieją. Było to udowodnione naukowo, że nie istnieją i nigdy nie istniały. W tych czasach, oczywiście istniała policja, jednak ludzie odkryli coś. Odkryli że niektórzy ludzie j...