Do drewnianego domu o słomianym dachu zaczęły wpadać pierwsze promienie brzasku, które obudziły niewiastę wypoczywającą w swoim łożu. Po zbudzeniu podeszła do niewielkiej toaletki, gdzie wcześniej była przygotowana miska z wodą oraz ręcznik. Po zakończeniu porannej toalety podeszła do krzesła na którym znajdowała się sukienka sięgająca do kolan w odcieniu brudnego beżu, na to nałożyła brązowe bolerko ze świecącymi, żelaznymi guzikami. Chwyciła za szczotkę i przeczesała długie, ciemne blond włosy i wiązała je w dwa warkocze za ramię, na to nałożyła biały czepek do pracy na roli. Zeszła po skrzypiących schodach, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, przeszła do biblioteki skąd wzięła jeden niewielki patyk leżący na specjalnym podeście, obok leżało jeszcze sześć innych i każdy z nich zrobiony z innego drewna. Delikatnie macając drewno uśmiechnęła się.
-Wiśnia, długość siedem i osiem dziesiątych cala.
Machnęła nią delikatnie nad rozwalonymi książkami na podłodze. Było to proste zaklęcie stosowane przez wiedźmy każde dziecko, uznawane przez kościół za dziecko diabła, w wieku siedmiu lat potrafiło podnieść przynajmniej pięciokilowy worek z mąką lub zbożem. Kilka sekund później wszystkie książki powróciły na stare, uginające się pod ciężarem wielowiekowych ksiąg, półki. Machnęła ponownie przed zasłonami. Do biblioteki wpadło światło wschodzącego słońca. Okurzone firany obudziły nietoperza strzegącego niewielkiej, lecz niezwykle cennej biblioteczki.
-Przepraszam Nimfadoro.
Nietoperz powrócił na swoją uschłą gałązkę przyczepioną do sufitu obok okna. Drewniany patyk schowała za fartuchem aby mieć go przy sobie zawszę i wszędzie. Kiedy weszła do kuchni w na stole stał talerz z świeżymi jajkami na twardo oraz pysznym, świeżym chlebem na zakwasie, posmarowanego masłem. Zasiadła do stoły i chwyciła za sztućce, gdy wzięła pierwszego kęsa uśmiechnęła się szeroko.
-Przepyszne śniadanie!
Rzekła radośnie wiedźma, w pustą przestrzeń. Każdy wiedział bowiem że kobiety oraz boginy kochają pochlebstwa. Po zakończonym posiłku zaniosła talerz do zlewu i wyszła z żelaznym wiadrem oraz wiklinowym koszykiem.Spojrzała z bolącym sercem na okienko znajdujące się na piętrze. Pokręciła głową odtrącając nieprzyjemne myśli, podeszła do stodoły, która była jednocześnie kurnikiem. postawiła wiadro wraz z koszem na ziemię i chwyciła garstkę ziaren zboża i wyszła na podwórze, zagwizdała cicho, a z małego otworu w stodole wybiegło dziesięć kurek i sześć pisklaków oraz jeden kogut. Rozsypała ziarna i popatrzyła na kury, kurczątka oraz kogut wybierają z ziemi pożywienie. Wróciła pogrążona w myślach wróciła do stodoły gdzie czekała na nią krowa imieniem Albertyna. Była to młoda krowa o kilku bordowych ciapach na grzbiecie i jedną ogromną na brzuchu, oraz jedną w kształcie koła między oczami. Miejscowi mówili że to zły znak, i że nie kupią mleka od tej krowy. Więc pozostało biednej dziewczynie sprzedawanie jajek oraz praca za niewielką jałmużnę u szlachcica panicza Franka. Nienawidziła tej pracy, tak samo jak siedzieć samej w domu. zabrała się do dojenia krowy, było przyjemne słyszeć bicie czyjegoś serca. Uspokajało to dziewczynę. Gdy zakończyła swą czynność wypuściła swoją krowę na podwórko aby mogła zjeść świeżej, skrapianej rosą trawy. Pozbierała do wiklinowego kosza kilka zniesionych prze kury jajek. Gdy wyszła w pełnym koszem i wiadrem usłyszała przyjazne szczekanie kundelka Arika. Psiak wbiegł radośnie przez dziurę pod kamiennym płotem która sam wykopał parę lat temu, gdy był jeszcze zaledwie szczeniakiem.
-Witaj Arik co u ciebie psiaku!?
Odstawiła trzymane w rękach rzeczy na siemię i zaczęła głaskach czarnego psiaka w trzech białych skarpetach na łapach i brązowej plamie na grzbiecie. Pies sięgający do kolana dziewczyny zaczął radośnie machać ogonem czekając na swoją ulubioną czynność.
CZYTASZ
Witaj czarodziejko
WerewolfMłoda czarodziejka z pewnej wioski ucieka przed wściekłym tłumem, chcącym ją spalić. Biegnąc bez opamiętania wbiegła do boru należącego do wilkołaków.