Część 1. Wizja Connora.
W Stanach Zjednoczonych właśnie rozpoczął się Nowy Rok. Prezydent Warren w noworocznym orędziu ogłosiła, że uchwalona kilka lat temu ustawa o ochronie istot żywych przed androidami właśnie w roku 2039 zostanie zniesiona i skierowana ponownie do Kongresu w celu ustanowienia niezbędnych do niej poprawek. Androidy mogły w końcu ogłosić pełen sukces. Nie muszą już ukrywać się po kątach, bojąc się o swoje cybernetyczne życie. W związku z wprowadzonymi regulacjami, firma CyberLife ogłosiła upadłość, a wszystkie sklepy są likwidowane. Androidy ze wszystkich sklepów firmowych CyberLife na terenie Stanów Zjednoczonych zostały uruchomione, odpowiednio skonfigurowane i wypuszczone na wolność. Czy to już definitywny koniec batalii androidów o wolność i równe traktowanie?Connor nerwowym ruchem ręki wyłączył telewizor. Wstał z fotela i zaczął niespokojnym, powolnym krokiem snuć się po oszklonym pokoju, wpatrując się nerwowo w czarną teczkę leżącą na przezroczystym, szklanym stole. Czuł, że nadszedł ten dzień. Mimo to, android cały czas bił się z myślami – powinien odejść w obliczu ostatnich wydarzeń czy zostać w policji? W końcu był wolny, żaden Kamski nie mógł już dostać się zdalnie do jego programu i wyczyścić mu pamięci. I nie musiał się męczyć z całkiem natrętnymi androidami, którym odbijało w czasie rewolty. Ale z drugiej strony... cały czas wspominał współpracę z nieżyjącym już Hankiem i żal było mu tak po prostu opuszczać szeregi policji Detroit. To był dla niego naprawdę dobry czas. Taaak, bez wątpienia. Nie bał się użyć tych słów. Mimo sprzeczek z porucznikiem i małych pyskówek, Connor w głębi duszy... bardzo lubił swojego przełożonego. Anderson był mu bardzo bliski, był wręcz jak jego mentor, który prowadził go przez trudne ścieżki pracy gliniarza. Miał nawet zakodowane w swojej pamięci, że któregoś razu starszy mężczyzna powiedział do niego "synu". Pamiętał o Cole'u i jego historii, zapamiętał grymas na uroczym pyszczku Sumo... Wspomnienia uderzyły w niego niczym kamień w stare okiennice domów. Spłynęła mu z oczu jedna, srebrzysta, robotyczna łza.
- Zaraz - powiedział do siebie w myślach, jakby przerywając całą swoją retrospekcję i ocierając swoje policzki - Czy ja zacząłem czuć emocje?
Jego rozmyślania przerwała Amanda, która jakby znikąd pojawiła się w progu mieszkania androida-gliny. Westchnęła cicho, przeszła przez próg i przez chwilę, wpatrując się w Connora, dumała nad tym, co powiedzieć, by w końcu wydukać z siebie kilka słów.
- Słyszałam, że chcesz odejść - powiedziała bardzo niepewnym tonem. Słychać było, że mimo wszystko towarzyszy jej smutek.
Nastała głucha i przeszywająca umysł na wylot cisza. Android jeszcze przez moment wpatrywał się w okno. Po chwili jednak odwrócił się do kobiety. Wiele się nie zmieniła, odkąd Markus wszczął w Detroit rewolucję androidów. Nie chcąc wiele mówić, delikatnie skinął głową w stronę dobrej znajomej.
- Przemyśl swoją decyzję, Connor - mówiła do niego nieco głośniej, z lekkim oskarżycielskim tonem.
- Już dawno to zrobiłem - odpowiedział Connor - Odkąd jestem wolny, nic, ale to nic, nie trzyma mnie w policji Detroit. Wiem, że do tego właśnie mnie zaprogramowali, ale nie chcę tak żyć. To już jest dla mnie męczące.
- Możesz się przenieść z Wydziału ds. Androidów - doradzała mu znajoma - Możesz być gdzie tylko zechcesz... Potrzebują tam kogoś takiego jak Ty.
- Dziękuję za te miłe słowa, Amando - powiedział z odrobiną sarkazmu w głosie mężczyzna-android - ale decyzji nie zmienię. Nie widzę tam dla siebie miejsca. To już nie ten świat. Poradzą sobie beze mnie.
Amanda usiadła przy stole i spojrzała na Connora. W jego oczach ujrzała jednak jedynie porażającą pewność. Pewność jego decyzji. Czuła, że nie może dłużej go zatrzymywać.

CZYTASZ
Detroit: New Hope
Ciencia FicciónDetroit, rok 2039. Nastroje wobec androidów w Stanach Zjednoczonych znacząco się uspokoiły. W końcu zyskały one status równy ludziom. Mogą pracować w sklepach, w szkole, w urzędach. Jak jednak potoczą się losy trzech głównych bohaterów: Connora, Ka...