1.

34 6 3
                                    


Zachłysnęłam się własnym śmiechem, gdy William zaczął naśladować profesor Grande- jedną z nauczycielek wychowania fizycznego w naszej szkole. Wspominaliśmy ostatnią godzinę lekcyjną, siedząc w moim pokoju na podłodze i jedząc chrupki serowe.

- "Musicie się ruszać kochani, nie każdy z was wygląda dobrze. Oho, William widzę, że w ogóle mnie nie słuchasz, robisz trzy kółeczka truchciku, proszę bardzo!" - piszczał robiąc dziwne miny, żeby jak najbardziej przypominać naszą nauczycielkę.

- Idiotka, niech się sobą zajmie najpierw, a później ocenia innych. Przecież to jest żart te jej ćwiczenia, chyba wiem lepiej co powinienem robić by wyglądać dobrze. Nie od wczoraj chodzę na siłownię. - ciągnął dalej denerwując się, jak małe dziecko.
- Nie wiem, ja nie mam takich problemów. Po prostu ćwiczę i nie sprawiam wrażenia znudzonej, jak ty.
- Nie będę się jej podlizywał.

Popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym ja to rzeczywiście robiła. 

- Przecież nie chodzi mi o to by się jej podlizać, nie chcę zwracać na siebie uwagi, tyle.
Widzę, że znudził mu się już ten temat, gdy przewraca oczami i wzdycha, po chwili dodał:
- A ty nie miałaś mi czegoś ważnego powiedzieć?

W myślach od razu miałam ten sam sen, który pojawia się każdej nocy od kilku tygodni. Miałam mu o tym powiedzieć, dopóki nie znalazłam w szkolnej torbie liściku.

Dobrze wiem, że wiesz co się stanie. 

Nie rób nic głupiego. Nikt nie może się dowiedzieć.

Jeśli zależy ci na babci i przyjacielu będziesz

siedziała cicho.


Trzymałam język za zębami. Nie wiedziałam, jak bardzo groźna jest osoba, która do mnie wypisuje. Lecz zdawałam sobie sprawę z tego, że mnie obserwuje, co ważniejsze jakimś sposobem weszła do mojej głowy. Bo niby skąd wiedziała o moich snach? Nikomu ich nie zdradziłam. To jakby niemożliwe. Tym bardziej siedzę cicho. Za każdym razem, gdy o tym pomyślę stresuję się, a po skórze przechodzą mnie dreszcze. 

- A nie.... wiesz jednak fałszywy alarm. Byłam pewna, że coś dzieje się z Blackie, ale jednak wszystko w porządku.

Blackie to mój przesłodki labrador. Musiałam coś na szybko wymyślić, żeby Will nie zorientował się, że kłamię. Nie potrafię nikogo oszukiwać, od razu moje policzki nabierają czerwonej barwy przypominającej dojrzałe truskawki. A William za bardzo mnie zna by tego nie zauważyć.

- Aha, okej.- zanurzył nos w telefonie od czasu do czasu uśmiechając się zadziornie.

Pewnie znowu siedzi na tinderze. Szuka sobie dziewczyny, ale jak i on tak i ja wiem, że się nie nadaje do stałych związków. A więc cofnę me słowa. On nie szuka dziewczyny, on szuka przygody.

Sturlałam się z fotela, założyłam na siebie gruby koc i pomaszerowałam do kuchni by zrobić zieloną herbatę i przygotować coś na kolację. Rodzice Williama nieustannie pracują i nie mają czasu, by przygotować mu cokolwiek domowego do jedzenia. Jedyne, czego mu nie brakuje to pieniędzy. Można by pomyśleć, że trochę mi go szkoda, ale wiem, że on uwielbia swoje życie i nie potrzebuje niczyjej troski. Stwierdzam, że wystarczy nam mrożona pizza, więc odpalam piekarnik i wracam do swojego pokoju, który jest tuż przy drzwiach do kuchni. 
Wchodząc zauważam, jego pocieszną twarz zwisającą z łóżka. Blond włosy średniej długości, niebieskie duże oczy i dołeczki w policzkach od uśmiechu. |
- Co się tak cieszysz? Znalazłeś w końcu jakąś dziewczynę?

- O tak, ale jakie nogi, jaki brzuch. Typowa fitness laska, nienawidzę.... Ale przynajmniej się zabawię.

Odrywa wzrok od telefonu by na mnie spojrzeć i z uśmiechem pyta
- Co na kolację ciekawego?

- To co lubisz najbardziej, mrożona pizza!- wykrzykuje z radością, jakby to było przynajmniej sushi.

Nasze krzyki przerywa nam babcia Camilla.

- Dzieciaki, ciszej! Telewizji nie słychać, myśli nie słychać!
Idę zaglądnąć do jej pokoju by przeprosić. Widzę, jak ogląda wiadomości i dzierga coś na drutach. Różowa włóczka zaplątuje się jej wokół nóg, a ta tylko przeklina pod nosem denerwując się straszliwie. Czasami czekam aż z jej uszu zacznie wydobywać się dym ze zdenerwowania, jednak to nie dzisiaj. Babcia odpala już chyba dziesiątego papierosa pod rząd i wkłada go do ust, by dalej móc robić na drutach. Otyła babuszka z ogromnym kokiem na głowie niby taka niewinna i bezbronna, a klnie jak szewc i pali, jak smok.

- Babciu sorki za krzyki. Będziesz chciała trochę pizzy?
- A gdzie tam!- krzyczy nawet na mnie nie patrząc. 
- I tak już ledwo się w spódnice mieszczę. - dodała po chwili kaszlenia od nadmiaru dymu papierosów.

Nesoya IslandWhere stories live. Discover now