Na tym samym parkingu całkiem nie dawno zginęła młoda kobieta. To morderstwo miało związek ze sprawą, która prowadziłam. A także z Kingsleyem Fulcrumem. Samochodów nie było tu wiele, nic zresztą dziwnego - w środku nocy z niedzieli na poniedziałek?
Wybrałam sobie miejsce, skąd doskonale widziałam wjazd na parking. To się dzieje na prawdę, pomyślałam. Do umówionej godziny zostało jeszcze kilka minut. Po prawej stronie biegła alejka, która prowadziła na tyły restauracji, czysta, choć słabo oświetlona; wychodziły na nią dzwi na zaplecza sklepów przy Harbor Boulevard. Przy tylnim wejściu do restauracji stały rośliny w ozdobnych donicach, a schody przeciwpożarowe na pobliskiej ścianie wyglądały jak świeżo malowane. Alejka była brukowana niczym w jakiejś angielskiej wiosce. Pamiętam dobrze, jak krew tamtej umierającej Kobiety szybko płynęła zygzakiem pomiędzy brukowcami, aby na końcu wsiąknąć w ziemię.
Księżyc świecił jasno, chociaż nie był w pełni. Roziskrzone - przynajmniej na moich oczach - niebo tu i ówdzie kryło się za rzadkimi chmurami. Przez uchylone okno samochodu dmucha słaby wietrzyk. Nie panując nad drzegiem dłoni, zacisnęłam je mocno na kierownicy, aż pobielały mi kłykcie. Na Champman Avenue pojawił się samochód, który skręcił w lewo i powoli wjeżdżał na parking. Dwa snopy światła podskoczyły na krótkim podjeździe. To naprawdę za chwilę się stanie. Nie spodziewałam się aż takich nerwów. Kieł wiedział o mnie wszystko. Znał najmroczniejsze moje sekrety. A ja - co o nim wiedziałam? Kobieciarz. Fascynują go wampiry. Jest śmiertelny. I właściwie nic więcej. Na swój sposób kochałam tego człowieka. Zawsze mogłam na niego liczyć, kiedy go potrzebowałam. Pocieszał mnie w najtrudniejszych chwilach. Podnosił mnie na duchu, przypominał, że nie jestem potworem. Otwierałam przed nim serce, a on patrzył w nie z wrażliwością i współczuciem. Był mężczyzną doskonałym. Najlepszym powiernikiem, jakiego można sobie wyobrazić. Nie chciałam stracić tego co mi dawał. Samochód powoli przecinał parking. Słyszałam chrzęst opon. Był to pod podrasowany stary wóz. Cudo nie maszyna. Chociaż niezbyt wymuskana, to jednak było widać, że właściciela o nią dba. Silnik warkotał chrapliwie głosem całkiem podobnym do głosu wilkołaka, którego niedawno spotkałam. Nie chciałam go stracić, tego człowieka który podpisał się "kieł,,. Nasza relacja była cudowna. Łączyło nas coś niepowtarzalnego, cennego, czułego i czarującego. Coś, co dla mnie było ogromnie ważne. Nie mogę tego stracić. Palce prawej dłoni zacisnęłam kurczowo na wiszących w stacyjce kluczykach. To nie był dobry pomysł. Niepotrzebnie się zgodziłam na to spotkanie.
-Co ja robię?- szepnęłam, czując, jak ogarnia mnie autentyczna panika, być może po raz pierwszy od dłuższego czasu. To uczucie było dla mnie stokroć silniejsze od przerażenia na widok trzymetrowego wilkołaka w moim pokoju hotelowym. A jeśli kieł nie jest tym za kogo się podaje? Jeśli to zupełnie inny człowiek? niegodny zaufania? A jeśli będę musiała go uciszyć? Zaczęłam się kołysać za kierownicą. Gardłowy warkot podrasowanego silnika niósł się echem po całym parkingu, odbijał się od ścian pobliskich budynków. Samochód zatrzymał się powoli, dwa miejsca parkingowe ode mnie. stanęliśmy przodem do siebie. Jego szyba była mocno przyciemniona, nawet mój wzrok z trudem ją przebijał. Widziałam jednak, że w środku siedzi jeden człowiek. Mężczyzna. Silnik zgasł i w parkingu znów zapadła cisza. Chwilę później reflektory błysnęły raz, potem drugi. Serce łomotało mi w piersi. Prawą dłonią wciąż ściskałam kluczyki. Mogłam włączyć silnik, podjechać i zapomnieć o tym wieczorze. Wciąż jeszcze mogliśmy wrócić do dawnej relacji. Ale nie zrobiłam tego, chociaż mogłam. Sięgnęłam dłonią w dół i odpowiedziałam dwoma błyśnieciami świateł. Wtedy otworzyły się drzwi tamtego samochodu i wysunęła się z nich obuta stopa. Mój i oddech tak przyśpieszył, że byłam bliska hiperwentylacji. Sięgnęłam do klamki, ale coś zatrzymało mnie w miejscu. Cholera, zapomniałam o pasie bezpieczeństwa. Szybko go odpięłam i otworzyłam drzwi. To naprawdę za chwilę się stanie. Wysiadłam. Kierowca tamtego samochodu zrobił to samo. Owiało mnie chłodne nocne powietrze. Od strony restauracji wniosły się różne dźwięki: śmiech, muzyka, stłumiony szmer mieszanych rozmów. Stanąłam przed swoją furgonetką. Mężczyzna także postąpił do przodu, swobodnie oparł się biodrem o karoserię. I wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Zachłysnełam się powietrzem i zamarłam, zakrywając dłońmi usta. Kieł Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Witaj Luna.Uwaga! To nie moje to tylko tłumaczenie!!
CZYTASZ
Wampir do wynajęcia-amerykański wampir ( tłumaczenie)
ActionUWAGA! Ta książka nie jest moja to tylko tłumaczenie