prolog

720 48 18
                                    

Tego ranka ulice Nowego Jorku były tak samo zatłoczone, jak zawsze. Kobiety i mężczyźni, ubrani w drogie garnitury spieszyli się do prac, turyści zatrzymywali się na środku chodnika, by zrobić zdjęcia zabytkom, no i, oczywiście, korki.

Wszystko razem tworzyło wielki miszmasz hałasu i smrodu. Odgłosy syren gdzieś z tyłu sprawiały, że kierowcy przeklinali pod nosem i odjeżdżali na bok, puszczając pojazd uprzywilejowany.

Kolejny zwykły poranek.

W towarzystwie tego całego zgiełku młoda kobieta- Kit Dean- triumfalnie szła drogą przez siebie wytyczoną. Zajrzała do portfela, który trzymała w ręce. - Witaj Rachel... Woah, ale masz niefortunne nazwisko, miła pani. - dziewczyna zachichotała pod nosem, przebierając między prawem jazdy, dowodem i kartami kredytowymi. - Cholera, po co ci tego tyle? - mruknęła do siebie.

Po zabraniu gotówki Kit rozejrzała się. Gdy odnalazła wzrokiem blondynkę rozmawiającą przez telefon, ubraną w długi, beżowy płaszcz uśmiechnęła się - Tu cię mam.

Dean podbiegła do kobiety i dotknęła lekko jej ramienia. - Przepraszam, chyba to pani upuściła. 

Blondynka spojrzała na nią z zaskoczeniem i zerknąwszy na wysuniętą dłoń Kit, wciągnęła powietrze i wytrzeszczyła oczy. - O mój boże, dziękuję!

Dziewczyna zasalutowała, kiedy kobieta odeszła. - Nie, to ja dziękuję za kupienie śniadania.

Siedząc w kącie restauracji Kit przyglądała się budowniczym, naprawiającym szkody budynku.

Co było ich przyczyną?

Kosmici.

Pieprzeni kosmici.

Prychnęła, myśląc o tym wydarzeniu, które swoją drogą niewiele zmieniło w jej życiu. Próbowała wtedy okraść jakiegoś dupka, kiedy nad ich głowami świsnęło auto. 

Nastał chaos.

Całe szczęście, najpotężniejsi i  najlepsi herosi( lub, jak lubiło nazywać ich ministerstwo, Niszczyciele Miast) byli już na miejscu. 

Nowy Jork miał podzielone zdania co do bohaterów, nie wszyscy byli zadowoleni z ich obecności. Kit jednakowoż nie obchodziło to, czy są czy nie. Nie miała z nimi nigdy do czynienia, nie miała powodu. Jak na razie nie chciała jeszcze opanować stanu.

Z kanapką w dłoni obserwowała ludzi, by zaraz wyłowić kolejną ofiarę dzisiejszego dnia.

Dean nie była złą osobą. Znaczy się, dobrą też nie. Aczkolwiek to, kim była zawdzięczała jednemu człowiekowi. O'Malley był jej mentorem, który nauczył ją życia ulicznego. Była jego własnym dachowcem, zagubionym kotkiem potrąconym przez los.  Opiekował się nią do momentu aż sama mogła chodzić po mieście i zdobywać to, czego potrzebowała.

Za każdym razem, gdy mężczyzna czegoś łaknął, ona mu to przynosiła.

Była w stanie wysunąć każdy portfel z kieszeni, wziąć wszystkie kluczyki z torebki i zwinąć niejeden zegarek z ręki. A to wszystko w wieku dwunastu lat.

Nikt nie wiedział, kim jest dziewczyna, o tyle jej praca była łatwiejsza.

Była nikim innym jak duchem dla Nowego Jorku.

Duchem, który zabierał ludziom portfele.

Dzwoneczek wiszący nad drzwiami taniej knajpy zabrzmiał oznajmiając, że ktoś wszedł. Kit podniosła wzrok, by zmierzyć nowego klienta baru. Niemal od razu rozpoznała w nim bezdomnego z ulicy równoległej. - Rob! - zawołała.

- Oh, cześć dzieciaku. - Mężczyzna uśmiechnął się, licząc drobniaki.

- Chodź, zjedz - przywołała go ręką. - Wszystko na mój koszt.

- Ou, nie, nie mogę, to... - 

Kit wstała i złapała starca za łokieć, przyciągając go do stolika. - Serio, zamów coś sobie. Nie przyjmuję odmowy.

- Jesteś zbyt dobra.

                                 - Staram się.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 09, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Alley Cat; Avengers PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz