"Wiele rzeczy można zgubić.."

27 0 0
                                    


Szkoła. Miejsce w którym można zgubić różne rzeczy. Długopis, linijkę,chęć do życia, radość, uczucie współczucia. Chociaż muszę przyznać z dumą że jeszcze nigdy nie zgubiłem długopisu. Trzeba szukać pozytywów. Tak też pozytywnie wbiłem do klasy. Rozejrzałem się po pustej sali.


-Zajebiście.-mruknąłem do siebie wielce zadowolony z faktu, iż jest godzina 7 rano a ja jako „bardzo pilny uczeń" już grzeje dupę w szkolnej mordowni. Rozwaliłem się w swojej ławce. Klasycznie. Ostatnia ławka, najdalej od drzwi i pod oknem. Wybrałem to miejsce tylko po to, żeby kulturalnie móc coś zjeść na lekcji, bez konieczności użerania się z naszym kochanym Panem Cartevaldem. Jego lekcje mają coś w sobie, że tylko na nich robię się głodny. A to przecież tylko angielski. Wyciągnąłem ze swojej magicznej torby jakiegoś kebaba, którego kupiłem rano na wynos z zamiarem zjedzenia go, jako pełnowartościowe śniadanko przed lekcjami. O tak. Rozkoszowałem się smakiem cienkiego ciasta, kurczaka i łagodnego sosu. Odpłynąłem w świat sałatek i delikatnego mięska. Z mojej śniadaniowej ekstazy, wyrwał mnie odgłos kroków na korytarzu. Spojrzałem nerwowo na zegarek wiszący nad tablicą. 07.08. Nie ma chuja żeby to był Cartevald. On zawsze przychodzi z 10 minutowym spóźnieniem.Ten typ spóźniłby się nawet na własny pogrzeb. Żadnemu uczniowi też raczej nie przyszło by do głowy siedzieć w szkole od 7 rano.Mój mózg zaczął panicznie analizować sytuacje. Szybko chwyciłem torbę. Szkoda tylko, że złapałem ją tak krzywo że cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Zakląłem pod nosem. Zanim zdążyłem cokolwiek schować, drzwi do sali otworzyły się.Zamarłem. -Matthew,nie za wcześnie na naukę?-kobieta w średnim wieku stała oparta o framugę drzwi, raz po raz zaciągając się papierosem trzymanym w dłoni. W duchu dziękowałem Bogu że to nie Pan Cartevald. 

-Pani Spencer, z tego co mi wiadomo jest zakaz palenia wyrobów tytoniowych na terenie uczelni.- uśmiechnąłem się do kobiety która stała z papierosem w jednej ręce i popielniczką w drugiej. Zacząłem zbierać swoje rzeczy z podłogi.

-Zakaz srakaz. Do 8 nie będzie nic czuć.- nasza kochana pani woźna, Maria Spencer. Nasze słońce w tej mordowni. Złota kobieta. Podeszła do biurka Pana Cartevalda i odłożyła popielniczkę. Wyciągnęła z niebieskiego fartucha paczkę czerwonych Marlboro i podsunęła w moją stronę.

-Pani wie, jak sprawić żeby dzień w szkole stał się lepszy, pani Mario.- poczęstowałem się papierosem i odpaliłem go. Gdyby Cartevald się dowiedział że palimy w jego klasie, wystosowałby pismo o usunięcie mnie z uczelni. A pani Maria.. Pani Maria ma pozwolenie na palenie na terenie tej pięknej placówki. Ta kobieta stoi tutaj wyżej niż sam dyrektor.

-Dzisiaj do waszej klasy ma dojść nowy uczeń.- podeszła do biurka i zabrała popielniczkę.

-Jak to nowy uczeń? Czemu nikt nas nie poinformował?- zdziwiłem się.

-Wszyscy nauczyciele wiedzą o tym już od tygodnia. Dla was to chyba miała być niespodzianka.- pani Maria zaśmiała się strzepując tytoń z papierosa do popielniczki. Mi nie było do śmiechu. Nie żeby coś ale lubię swoją zrytą klasę w takim składzie w jakim jest. Zresztą temu nowemu, nie będzie z nami ani łatwo ani kolorowo.Dogasiłem papierosa i rozsiadłem się wygodniej na krześle. Pani Maria skończyła palić i zabrała popielniczkę z ławki. Otworzyła okno i skierowała się w stronę drzwi. Na odchodne rzuciła tylko:-Nie przyzwyczajaj się za bardzo do moich papierosów.-zamknęła drzwi od klasy. Dopiero po chwili zauważyłem że zostawiła nową,nieotwartą paczkę Marlboro na mojej ławce. Ta kobieta dba o mnie bardziej niż własna matka. Uśmiechnąłem się i schowałem paczkę do torby. Zerknąłem na telefon. 07.20. Mam jeszcze 40 minut grzania tyłka, zanim trzeba będzie zacząć udawać, że lekcje na temat budowy zdania podrzędnego w czasie past perfect są wielce interesujące. Cudownie. Zacząłem myśleć o nowym uczniu przydzielonym do naszego stada czytaj klasy. Ciekawe czy jest kujonem? Jakiej muzyki słucha? Lubi truskawki? Dziwne te moje pytania na temat osoby którą poznam. I czemu truskawki? Z mojego filozoficznego gdybania wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na ekranie widniało zdjęcie mojego przygłupiego kumpla. Odebrałem telefon i czekałem na miłe: „Dzień dobry Matthew. Jak się spało?"

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 11, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Cigar.ettesWhere stories live. Discover now